Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2018

Lament katolicki

         Gorzkiej śni się często, że pływa. Nie w bagnie oczywiście, ale w krystalicznie czystej, świeżej wodzie, i że jest głęboko pod wodą, i że zawsze wypływa na powierzchnię. Dzisiaj jej się śniła wzburzona woda, a ona obiecała sobie, że przepłynie te pięć okrążeń, a na środku gdzieś stwierdziła, że sprawdzi, jak to jest być pod wodą i nic nie robić, bo ramiona zrobiły się jakieś ciężkie, ręce, dłonie i Gorzka nie miała już siły, i chyba nie chciała już wystrzelić w górę, tylko zostawić wszystko w spokoju. A potem to już nie wie, co się działo, bo albo sen się skończył albo się obudziła.        Kto pływa, ten wie, że wcale nie jest trudno wypłynąć na powierzchnię, a ta woda to czasem na siłę cię wypycha, a jeśli jeszcze zaufasz prawom fizyki i przestaniesz się szarpać, to wtedy dopiero poczujesz się jak ryba w wodzie. Skąd się bierze w ludziach strach przed wodą? Prababcia, babcia i mama zawsze powtarzały: "Nie wolno iść nad rzekę, bo się potopicie!" - to był z

"Znów ta miłość" Doris Lessing

         Lato. Spektakl w środku lasu. Zapach rozgrzanej żywicy miesza się z pyłem suchego piasku, którego mnóstwo pod nogami. "Ostatnie promienie słońca ślizgają się po przypadkowo wybranych przedmiotach". Wszystkiemu towarzyszy przejmująca muzyka fletów, obojów i cykad. Fascynująca historia nieszczęśliwej miłości zapomnianej artystki namiesza w życiu poważnym ludziom, bo przecież "nawet bóg nie jest mądry w  miłości"... To moje trzecie podejście do tej autorki i znów, gdy skończyłam, zupełnie nie wiem, co myśleć o książce. Może proste "ręce mi opadły" wystarczy? I pomyśleć, że w trakcie czytania już miałam odłożyć, dać sobie spokój, bo środowisko reżyserów, aktorów teatralnych i całej reszty pracującej przy spektaklach, to nie mój świat (choć teatr bardzo lubię). Męczyłam się okropnie czytając i właśnie w połowie książki naszła mnie genialna myśl, że to być może zabieg celowy autorki. Miłość -  "stan ten uważa się powszechnie za

Czuję miętę

       Na drewniany stół padały ciepłe promienie wieczornego, lipcowego słońca. Pomalowane na brązowo drewno dzięki temu stało się niezwykle miękkie i gładkie. Nawet stojące na stole talerze, choć brudne, wyglądały przyjemnie. Dodatkowo światło rozpraszały wiszące w doniczkach kwiaty, zioła i pomidory. Pachniało bazylią i miętą. Listki mięty pływały również w szklance z wodą, a wraz z nimi dwie małe muszki. Nie było wiatru. Wszystko zastygło i czekało na nie wiadomo co.       Po stole kroczył powoli mały żuk. Przystawał co chwilę i rozglądał się na boki badając delikatnie przestrzeń między nim a jego długimi czułkami. W chwili gdy poczuł, że żadnego niebezpieczeństwa nie ma, ruszał znów kilka kroków do przodu. A droga przed nim była prosta i jasna, bo talerze stały z jednego boku, a szklana z drugiego, poza tymi dwoma przeszkodami, stół był pusty i czysty, nawet drobna kałuża z miętowej wody już dawno wyparowała. Ale skąd ten mały robak miał o tym wiedzieć? Wrodzona zapobiegli