Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Tort

"Czy widzisz jak tam daleko muzyka gra..." A nie, przecież tam było "czy widzisz jak tam daleko muzyka gra". I.. coś w tym musi być, bo Gorzka znów zapisała "widzisz" zamiast "słyszysz". Można by pomyśleć, że to wina tego jednego kieliszka (wina), pogaszonych świateł, natrętnych myśli, że  Gorzka widzi muzykę zamiast słyszeć. Wzrok to najprostszy ze zmysłów, najbardziej hołubiony. Jak żyje człowiek, który nie widzi, czy tak w ogóle da się żyć? Nie widzisz, nie żyjesz. Wszędzie sami wzrokowcy. W klasie na dwudziestu uczniów piętnastu z nich to wzrokowcy, reszta to nadpobudliwi, ale potem większość z nich i tak stanie się wzrokowcami. Czy bycie wzrokowcem jest dziecinne? Czy bycie wzrokowcem ułatwia życie? A kto nie zechciałby zamknąć oczu choć na chwilę i pozwolić się upoić resztą zmysłów? Hmm... wyobraźmy sobie, że leżymy na młodej, miękkiej, nagrzanej od słońca nieco wilgotnej trawie i co słyszymy? Słyszymy powietrze, tzn. nic konkretnego, mo

Wpis, który nie powinien powstać

       "Wówczas Jahwe-Bóg zesłał twardy sen na człowieka. Gdy ten zasnął, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zakrył ciałem. Z żebra wyjętego człowieka ukształtował Jahwe-Bóg kobietę i przyprowadził ją do człowieka. A człowiek powiedział: - Teraz to jest kość z kości moich i ciało z ciała mojego!" (KR 2, 21-23)  To była ostatnia rzecz, jaką stworzył Jahwe-Bóg. I potem dopiero wszystko się zaczęło.  Mrs. Gorzka wzięła Biblię do ręki i zaczęła czytać. I zatrzymała się na tym fragmencie. Fragmencie, który kolejny raz nie pozwolił jej czytać dalej, bo odczuła go tak bardzo mocno fizycznie, że musiała się zatrzymać. Bo Gorzka też powstała z czyjego żebra... Mrs. Gorzka uwielbia anatomię, te wszystkie tkanki, mitochondria, wodniczki, cytoplazmy i całą fotosyntezę, która musi mieć światło przecież, żeby zaistnieć. Wszystko dzielimy na atomy i komórki, ale nic nie zmieni faktu, że i tak stanowimy pewną całość. Całość, która się dzieli, ale i tak trzyma się na rozciągliwy

Wyprawa po choinkę czyli podróż sentymentalna

       Co roku jest inna. Raz mniejsza, raz większa. Czasem nieco krzywa. Czasem pachnie niezwykle ostro zimowym lasem, czasem tak, jakby jej nie było, bo tylko ją widać, a nie czuć. Większość igiełek spadnie w wciągu tych kilku dni i pozostaną tylko sterczące patyki, ale za to na podłodze rozścieli się srebrnoszary, gładki dywan, może nieco kłujący, ale leżącym tam kotom oraz dzieciom i tak to nie przeszkadza. Ubrana dziecięcymi lub maminymi rączkami we wszystko, co tylko się da, więc i bombki, i łańcuchy, CUKIERKI, srebrne nitki, a kiedyś nawet posadzono na niej chomika, będzie sobie stała i patrzyła. Ale nie sama choinka, ani jej ubieranie, ani prezenty, ani nawet te cukierki, nie były tyle warte, co sama WYPRAWA PO CHOINKĘ. Bo słowo wyprawa dla małego dziecko brzmi niezwykle ważnie. Co najmniej jak delegacja dla dorosłego. Bo kiedyś po choinkę chodziło się do lasu, nawet kilka kilometrów, a po tę choinkę szło się z tatą i długo się ją wybierało wśród reszty drzewek. I gdy się po n

STOP na drodze

      Z początkiem tygodnia zdawało się Mrs. Gorzkiej, że się rozpasała... I tak jej to słowo spasowało, że je tak sobie powtarzała wciąż. Rozpasała się, nie rozpasła, ale właśnie rozpasała. Jak się ktoś rozpasł, to trzeba mu ukrócić, ale tylko jedzenie i picie, ale jak się ktoś rozpasał to... no to trzeba na niego rózgę albo bicza.  Spojrzała Gorzka w definicję tego słowa, ale nie na wiele jej się zdała, no bo "wzmóc się nadmiernie" jakoś nie do końca oddawało jej tu to, co ona sobie umyśliła. Znalazła natomiast całą klikę słów podobnych, znaczy się tzw. synonimów, no i tutaj, to już się aż nadto rozmarzyła... No bo rozzuchwalić się, rozbuchać, rozkiełznać, rozbestwić, a nawet zdemoralizować się i w końcu zejść na złą drogę...  I tak z początkiem tygodnia Gorzka zeszła na złą drogę, aż tu chyba w  środę rano, albo nawet wtorek wieczorem, nabiła sobie wielkiego guza o czerwony znak STOPu, bo go po prostu nie zauważyła. Roztarła czoło i potulnie stanęła, a nawet się zatrz

Horoskop przedświąteczny, koniecznie przeczytaj!

     W pędzie przedświątecznych przygotowań, w których jak zwykle unosi się chmura cynamonowego pyłu ze świeżo wypieczonych, niezjadliwych pierniczków, ciężki zapach kiszonej kapusty (choć to może jeszcze za wcześnie), kruchy albo za rzadki lukier (również do pierniczków), bombki w motyle i sowy, świecące renifery, słodkie waniliowe świeczki i cały potężny wir koszenilowych posypek z rozsądnym dodatkiem błękitu brylantowego i bóg wie czego tam jeszcze...  W tym całym pędzie nie może zabraknąć chwili na zadumę, na przemyślenia, na krótką medytację, na literaturę przede wszystkim, więc Mrs. Gorzka podzieli się ze wszystkimi (bo tu nie ma wykluczonych) przedświątecznym horoskopem, który wczoraj wieczorem przy truskawkowym kadzidle czytała z nieba.  No więc kto tam jest w pierwszej kolejności? Wodnik. Marzenie o wielkiej karierze w katolickiej korporacji w końcu będzie miało szansę się ziścić! Twój talent do elokwentnych wywodów, niedługo zostanie dostrzeżony, jeżeli już nie

Baba z wozu koniom lżej...

       Tak, Mrs. Gorzka chciałaby, żeby jej wpis był nieco bardziej intelektualny, żeby coś wnosił, jakaś wiedzę merytoryczną. Patrzy więc na te swoje regały z książkami, grzebie w pamięci, ale jak na złość nic a nic rzeczywistość jej merytorycznego nie podsuwa, tzn. może i podsuwa, ale po co pisać kolejną podobną pracę, przecież tak na prawdę na nic odkrywczego jej nie stać. Wszystko już zostało napisane, namalowane, pokazane w każdy możliwy sposób. Chyba. Bo to się przecież jeszcze okaże.  Nowe książki nic nie wnoszą, prasa również. Teraz wchodzi postczłowiek. Nowy człowiek ściśle powiązany z medycyną, genetyką i... no właśnie z etyką. Co ma piernik do wiatraka? A pewnie bardzo dużo. Tylko czy etyka to problem człowieka, czy może już postczłowieka? Medycyna i genetyka pracują na konkretnym materiale, choćby to był widoczny tylko pod mikroskopem strzępek tkanki, etyka musi pogrzebać w czeluściach, zakamarkach, w czymś czego nie da się określić i zastosować do tego ramek. Chyba.

Szaro, buro i ponuro

        Szaro, buro i ponuro. I czarna, rozmiękła ziemia, i przez chwilę żółto-różowy wykwit na niebie, ale tylko przez chwilę. Potem znów szaro i buro, i biało trochę, i żółty płaszcz Gorzkiej też stał się buro-żółty-szary i ubrał się zadowolony w wilgoć, mgły i resztki deszczu ze śniegiem. Trzeba było go zdjąć i powiesić. Wisi więc przy kaloryferze i powoli znów rozkwita tą swoją żółcią i robi się z niego coraz większa i coraz bardziej widoczna nabierająca konturów plama w szaro-burym korytarzu. Jeszcze trochę trzeba poczekać, a wszystko zabłyśnie tysiącem barw. Poczekajmy do wieczora, do nocy i wtedy będziemy się grzać. Myśli sobie Gorzka, że rozgrzeje ją nieco ten ciąg białych i żółtych reflektorów w rozmytym powietrzu, a może ta cała lawina kolorowych światełek i nowych zapachów...  Dziś 1 grudnia, listopad minął, obiecała sobie, że koniec z nostalgią, że sayonara miało już być przecież dawno. Ale może to dobry czas na takie uczucia. Skoro jest to potrzebne naturze, to i mo

Stare pierniki jedzą serniki

      Jeden jakiś natrętny komar czy to muszka zaburzyły spokój Mrs. Gorzkiej. Gdzieś tam brzęczał  koło ucha, a to znów nad głową, wplatał się na chwilę we włosy. Nie chciało się go Gorzkiej łapać, bo to już zima prawie, więc skoro już tyle wyżył, to niech sobie lata. No i dała mu się pomęczyć w nocy, to i się nie wyspała. A w nocy jej się śniła kobieta w ciąży, która dzieci nie ma i taka była szczęśliwa, bo to już drugie i to z księdzem, który chodzi bez koloratki, a Gorzka potem musiała przejść przez most, który strasznie pusty był jakiś i wąski, ale jak już na niego weszła, to okazał się całkiem normalny i nawet ludzi tam spotkała. A po jej lesie łaził jakiś obcy facet. Znowu. Po jej lesie. Nie wyspała się, a raczej wymęczyła. Wstała lewą nogą i przypomniała sobie, że musi wyciągnąć granatowe rajstopy spod łóżka, bo już wystarczająco długo tam leżą, i że znów przydałyby się gruntowne porządki. A zaplanowała sobie przecież coś innego... Miała robić sobie porządki w głowie. W tym ce

Na przystanku

       Rano na przystanku. Kilkoro ludzi i mgła. I spaliny. I brak słońca. I kolejny dzień zaczął się Mrs. Gorzkiej. Patrzy po twarzach, żeby coś wyczytać, patrzy pod nogi, nie zagląda w oczy, bo wtedy niektórzy źle się czują, inni zaraz myślą, że coś się od nich chce, więc niezauważalnie przesuwają się w drugi koniec, żeby dać mu spokój. Jeszcze tylko dzieci stoją w grupkach i śmieją się, a przecież muszą jechać do szkoły i mamuśki, które widzą się tutaj codziennie rano te kilka minut. Oj wsiadłaby  sobie Gorzka w ten autobus i pojechała z nimi wszystkimi, żeby jeszcze trochę pobyć w tej mgle i spalinach, które najbardziej osiadają na włosach i płaszczach, przedłużyć sobie o te nawet dwadzieścia minut ten poranny marazm, bo wstać jej się znów dzisiaj nie chciało. Fotel w autobusie może niezbyt wygodny, ale można odwrócić się do szyby, przykleić nos i pozwolić sobie na niekontrolowane, przemieszane przyjmowanie wszelakich rozmów, które tworzą się w prawdziwe patchworki, potworki, żmi

Sayonara

      Odbiła się Mrs. Gorzka na sprężynie, wstało słońce, wstała i ona. I jeszcze musi to słońce komuś posłać. W ilu procentach człowiek składa się z światła,  a w ilu z mroku? Dlaczego niektórzy notorycznie szukają tego światła i cieszą się nawet z jednego, bladego promyka? Ile jeszcze Mrs. Gorzka będzie wyciągać z tych swoich czeluści, a ile jeszcze będzie ciągnąć w górę, żeby choć przez chwilę zagrzać swoje albo czyjeś dłonie? Ktoś cię kiedyś wyciągnął, więc ciągnij i ty.  Wstał dzień po upiornej, pazurzastej nocy. Oj należała się Gorzkiej ta noc. Sama sobie na nią zasłużyła, sama wlała w siebie diabelskie eliksiry. Zamiast spożywać światło, kategorycznie go odmawiała i zaszywała się w wilgotnym, ciemnym pokoju i łykała stęchłe, brudne powietrze. Tylko komu tym na złość zrobiła? Wstał dzień, bo wstało słońce. Ora et labora. Sayonara . A może do zobaczenia...

Piramida i sprężyna

           Nadszedł listopad. Mrs. Gorzka od roku zebrała bardzo dużo myśli i różnych innych dziwnych nastrojów, obrazów, melodii, książek, suchych badyli i uczuć. Zrobiła się z tego dosyć pokaźna kupka, a może nawet i kupa. No i jeśli przy takim ładnym podsumowaniu Mrs. Gorzka dochodzi do ekskrementów, to znaczy, że łagodnie mówiąc, coś poszło nie tak. Tylko Mrs. Gorzka nie wie gdzie. Bo te wszystkie zbierane okruchy począwszy od zdania w książce, a kończąc na dziurze w rajstopach, to coś, co ją jakoś trzymało. Jak te natrętne kolce na zarośniętych cmentarzach, które przyczepią się i nie chcą puścić, tak i ją łapały za jedną czy drugą nogę i nie chciały oddać, a nawet odbijały Gorzką jak sprężyna. Wyskakiwała raz wyżej raz niżej, czasem się potłukła i co teraz z tą sprężyną? Czy ona jeszcze jest? A jeśli nie ma, to gdzie znów taką dostanę? Choćby na pół roku jeszcze, na miesiąc... Mrs. Gorzka musi teraz sama stworzyć sobie taką sprężynę, żeby się odbijać. Patrzy na swoje ręce, na nog

Sama sobie

                              Mrs. Gorzka dzisiaj bardziej niż zwykle jest sobie sama. Sama dla siebie założyła granatowe rajstopy, żółty płaszcz i umalowała oczy. Sama sobie poszła na kawę, żeby popatrzeć, kto dziś będzie siedział przy stolikach. Sama sobie poszła pooglądać książki i sklepowe witryny, sama sobie ugotowała obiad i zjadła. Sama również zrobiła sobie dziurę w rajstopie na kolanie, bo zamiast patrzeć pod nogi, gdzieś tam upadła. Usiadła na ławce i patrzyła na to swoje kolano, które bolało nieco i chociaż dziwne ciepło poczuła, było całe. I tak sobie pomyślała, że przecież ona dzisiaj nie ma żadnego egzaminu i z nikim się dzisiaj nie umówiła, po co więc te rajstopy granatowe jak to dzisiejsze niebo i spódnica, bo przecież do rajstop musi być spódnica i nie mogła jakoś przypomnieć sobie, po co to wszystko. I tak jej minęło prawie pół dnia na tej ławce, jak w czarnej dziurze, która ją wessała, a potem wypluła i tylko przez to kolano pamięta, że dzisiaj też był ranek i

Widać nawet do ściany można się przytulić

            Mrs. Gorzka od tygodnia cierpi na szumy uszne bądź na głuchotę całkowitą sporadyczną. I wciąż odbija jej się sianem. Od rana może przytknąć tylko jedno ucho, bo tylko jedną rękę ma wolną, potem wieczorem może już użyć obu, ale wtedy już w zasadzie nie ma takiej potrzeby. Jest to choroba środowiskowa zewnętrzna lub typowo swojska, można powiedzieć nawet domowa, wszystko zależy od tego, gdzie się nie chce słuchać.  Gorzka cierpi na tę przypadłość póki co tylko w pracy. I dopiero od tygodnia. Wcześniej jakoś słuchała, coś tam przyjmowała, część ulatywało i jakoś to było. Teraz te wszystkie rozmowy wytrącają ją strasznie z jej świata najprościej mówiąc. Bo Gorzka w pracy nie może się przytulać. I w tym tkwi problem. Wszytko przez czyjąś rękę i przez jej rękę. Czy złapanie kogoś za tę kończynę górną, może doprowadzić do obsesji? Ręka była ciepła, dokładnie taka sama jak Gorzkiej. I w rzeczywistości do tego dotyku nie powinno nigdy dojść, po prostu stało się coś nieprze

Nie dawajcie mi więcej siana... o dzisiejszym samopoczuciu

        "Nie dawajcie mi więcej siana, nie dawajcie mi więcej siana!" krzyczał biedny Tomcio Paluch z nadzieją, że krowa przestanie jeść. A krowa jadła i jadła, bo było smaczne i świeże i jak tu przestać jeść, to grzech po prostu. Dopiero jak zabrakło, to położyła się smacznie spać.  Zaburzenia smaku zdarzają się przy niektórych chorobach, często dość poważnych. Nałogowi palacze i pijacze  narzekają na smak lub jego brak, w podeszłym wieku ludzie nie czują, co jedzą.  Jesteś zdrowy, młody, bez nałogów, więc wszystko powinno ci smakować. A tu Mrs. Gorzka siano i trawa lub trawa i siano i tak na przemian i nic inaczej nie smakuje. Wydawałoby się, że zdrowa z niej baba, to i marudzić nie powinna. Ale coś jej musi dolegać. Najpewniej robak ją toczy od środka, ścierwo sobie pozwala, naczytała się, naoglądała i wszystko źle, wszystko nie tak. Nie wiadomo, co by chciała wyjadać, od dostatku w d...  się poprzewracało. Leżą sobie takie paniusie, krzywą jedną rączkę mają, w kocach p

Pół litra

      Mrs. Gorzka jest chora. Zmaga się od roku z bliżej niezidentyfikowaną infekcją. Nie może oddawać krwi. Za każdym razem biorą tylko jedną strzykawkę do zbadania, a ona by chciała pół litra. I za każdym razem to samo. Ten sam wynik. Najpewniej Mrs. Gorzka ma alergię, tylko jeszcze nie wie na co. Co prawda kaszle od czasu do czasu, no ale przecież wiadomo dlaczego. No już taki jej urok osobisty. I te pół litra krwi strasznie jej ciąży. Bo ona by chciała, żeby tak spowolnić, ociężałą się nieco zrobić, może flegmatyczną, żeby tak jej sił brakło i nie musiała myśleć. Choć na chwilę. I myśli, że te pół litra coś zmieni, a tu od roku jak na złość ani mililitra więcej.  No przecież upuszczano czasem krew, gdy naszła taka potrzeba... Mrs. Gorzka jest przecież w takiej potrzebie, ale oni nie chcą i już. I zaczyna się już od rana. Ta krew jak szalona w tych niebieskich żyłach. Wte i wewte. Od najmniejszego palca u nogi, do najdłuższego, czarnego włosa na głowie. Wte i wewte. Skacze pod skó

Budowanie od środka. Gorzka bajka o trzech świnkach.

      Wszyscy tylko wkoło, że trzeba budować. Albo tworzyć. Najpierw dokładnie zaplanować, rozrysować, znaleźć fachowców, zdobyć materiał i potem tylko cegiełka po cegiełce. Można zacząć normalnie, jak to jest w zwyczaju, po ludzku, od fundamentów. I potem tylko dokładać, dopieszczać, dogłaskiwać, doprzytulać itd. Podobno można zacząć od dymu z komina... Podobno zdarzają się fachowcy, którzy strasznie to wszystko utrudniają i nie pozwalają, żeby jeden dom zbyt różnił się od reszty. No ale Mrs. Gorzka jeszcze domu nie budowała i właściwie nic takiego nie ma w planach. No ale byłaby niemądra, gdyby myślała, że to o dom z cegieł tylko chodzi. I tak jej przyszła do głowy bajka o świnkach, które uprawiały samowolkę, bo każda postawiła sobie taki domek, jaki chciała. Ruszasz w drogę, opuszczasz jeden dom, to musisz stworzyć sobie nowy. Jakie to okrutne. Niech żyją świnki, które budują domy z cegieł!! Dom z cegieł to jest luksus. Domów z cegieł jest w Polsce najwięcej. I niektórych nikt nie

Czas ucieka, wieczność czeka.

       Mrs. Gorzka trafiła dzisiaj na wiersz. No wiersz to czy nie, bo krótki, ale miejsce jego w cienkim tomiku jest, więc pewnie wiersz. "Spektrum wydarzeń, które niesie nam życie, jest nieodgadnione." * No rzeczywiście bardzo krótko, ale Gorzką uderzyło już po głowie pierwsze słowo. Spektrum, spektrum, spektrum - no czemu autor tego właśnie użył słowa? Słowo jak słowo. Jak każde inne, ale jej akurat nie daje spokoju. Dlaczego wydaje jej się nieskończone, nieokreślone, nie zdefiniowane do końca. Przecież samo w sobie wskazuje na jakiś zakres, na coś, co ma nawias na początku i na końcu, co się zamyka. Ale jej się to słowo za cholerę nie chce zamknąć. Brakuje jej jakiegoś małego okruszka. I w końcu bingo. Znalazła to. Przecież to jest światło. Światło, którego ona tak szuka i które od czasu do czasu gdzieś tam złowi. Zapaliło się znowu.  Wydarzenia to coś, co nie jest statyczne, ktoś lub coś to spektrum musi wprawiać w ruch.  Czyżby to życie samo w sobie tak popychało

Mroczne sekrety

              Mrs. Gorzka zrobiła się ostatnio monotematyczna. Tylko jedna myśl zaprząta jej głowę i tylko na jednej płaszczyźnie się udziela. Owszem od czasu do czasu czymś tam zajmie ręce, ale tak naprawdę to tylko tak dla przykrywki, żeby czasem ktoś krzywo nie patrzył. Monotematyczność może sama w sobie nie jest zła i Gorzka zdaje sobie z tego sprawę, ale obszar, na którym ona się udziela, nie jest już taki przejrzysty i łatwy. A jeszcze z czasem okazało się, że jest to coś, co ją chyba najbardziej póki żyje wciągnęło i póki  co, dostarcza jej najwięcej wrażeń. Gdy pochłaniała ją literatura, wszyscy wiedzieli, gdy muzyka - również, podróże - to już tym bardziej ktoś musiał  o tym wiedzieć. Gdy się zakochała, to też jakaś koleżanka wiedziała. I wszelkie inne różne zajęcia bądź prace, w których się realizowała, miały jakichś swoich odbiorców, fanów lub sceptyków. Zawsze ktoś wiedział. Natomiast w chwili obecnej Mrs. Gorzka robi coś, o czym wie tylko ona i jeszcze jedna osoba, kt

Wypożyczalnia

          Mrs. Gorzka mieszka i żyje w wielkiej wypożyczalni. Pani, która ją zawsze obsługuje, nosi okulary, nie farbuje włosów i uśmiecha się do niej zawsze na ulicy, a ostatnio powiedziała jej nawet "dzień dobry". Wypożyczalnia jest tak duża, że Gorzka nie wie, czy w ogóle zdąży w niej wszystko obejrzeć, dotknąć, pożyczyć choć na chwilę. Do tego ma wielkie szczęście, bo zwykle dostaje to, co zechce. Ostatnio na przykład wypożyczyła sobie aparat fotograficzny i robi zdjęcia. Jedną z największych zalet lub może mankamentów tej właśnie wypożyczalni jest to, że można wypożyczać na jak długo się chce, choć tak na prawdę nikt nigdy nie wie, jak długo wypożyczenie będzie trwało. Może to być miesiąc, może to być rok, ale równie dobrze może to być wieczność. To jest zawsze niespodzianka, choć może być dla niektórych przykra. Wypożyczyć można rzeczy nie tylko materialne i to jest w tym wszystkim najlepsze. Mrs. Gorzka robi sobie czasem listę, co chciałaby teraz, ale gdy tam już jest

Stary wypruty miś

            Mrs. Gorzka jako małe dziecko miała wielkie marzenie. Otóż chciała posiadać misia pluszowego, takiego prostego uszatka. Dzieci na podwórku mówiły, że gdy spada gwiazda, trzeba wypowiedzieć życzenie, wtedy się spełni. Mała Gorzka więc wypatrywała tej spadającej gwiazdy, ale jakoś nigdy wypatrzeć nie mogła, no i misia też nie było. Był pies miały pluszowy i  pies duży pluszowy, któremu naderwała uszy i wypruła ogon, żeby choć trochę do misia był podobny. Ale z psa misia się nie da zrobić, tak samo zresztą jak z jeża czy kota. A jej ten miś był potrzeby, bo inne dzieci miały i brały je wieczorem do łóżka i z nimi zasypiały. Co wieczór tak samo.  Mała Gorzka zasypiała sama w pustym domu. Codziennie wlokła do łóżka inną lalkę lub pluszaka, czasem brała wszystkie na raz, a czasem nic. A ten miś to miała być taka constans. Coś, co chciała celebrować co wieczór, po całym każdym długim dniu. Ale misia nie było i nie ma do teraz. Zresztą Mrs. Gorzka szybko o misiu zapomniała, bo

Noc świętojańska i Buka

          Dziś noc świętojańska. Jak zawsze Mrs. Gorzka widzi wielkie ognisko, przy którym tańczą najprzeróżniejsze stwory do bardzo popularnej ostatnio muzyki Griega. I gdy wszyscy tak w ekstazie tańczą, nadchodzi nie Król, ale Buka, która wszystkich zmrozi, jeśli nie zdążą uciec. A Buka przecież próbuje się ogrzać, poczuć ten sam żar, co wszyscy tańczący wokół. Potem gdy zgaśnie cały ogień, Buka zajęczy z rozpaczy i odejdzie. I będzie po zabawie. Ale noc jeszcze się nie skończy. Jeszcze skrzynka piwa stoi pod krzakiem. Pora na sen nocy letniej. Z kogoś przecież trzeba sobie zrobić jaja.  Panny piszą listy miłosne, wróżby, zaglądają do studni, żeby zobaczyć swojego przyszłego męża. Zaraz, zaraz, czy aby na pewno tak się dzisiaj jeszcze bawią? Zaglądają do studni? Ale przecież gdzie tu znaleźć studnię? To może przeglądają się w jakiejś rzeczce-smródce? Albo w kałuży. Albo w kuflu z piwem?  Co mówią statystyki na Onecie po nocy świętojańskiej? Wzrasta liczba utonięć? A przecież jeszcze

Nakręć mnie

      Mrs. Gorzka kiedyś zepsuła budzik. Taki nakręcany, na sprężynę. Uwielbiała go nakręcać, naciągała tę sprężynę delikatnie, ale konsekwentnie. Najpierw zdecydowanie i mocno, a potem coraz wolniej i wolniej, delikatnie, dopóki nie poczuła oczekiwanego oporu, ale potem też jeszcze trochę próbowała, czy aby jeszcze tak odrobinę do przodu da radę. I kiedyś nastąpiło wielkie trach. Ukochana sprężyna pękła i Gorzka mogła już sobie kręcić do woli, a oporu i tak nie było. Stary zegarek umarł. Przestało jej sprawiać przyjemność nakręcanie. Trzeba go było wyrzucić. Potem doszła cała masa zamków do drzwi z kluczami. Drzwi, które trzeba było otwierać, a klucze nie chciały się kręcić, obracać, albo łamały się w rękach. Aż dziw, że Mrs. Gorzka ma tak dużo siły w dłoniach, że klucze łamie. Sfrustrowana przestała zamykać drzwi i tak jej zostało do dzisiaj. U Gorzkiej drzwi są zawsze otwarte. Strach pomyśleć, kto może do niej wleźć, ale drzwi nie zamyka. Nie może. Teraz to już nawet nie rozumie,

The End

      Tak, jednak Mrs. Gorzka posiada dar jasnowidzenia. Ta duża kropka czaiła się. Wiedziała o niej, że w końcu trzeba ją postawić. Przez chwilę zabrakło jej powietrza i usunęła jej się ziemia spod nóg, jakby to tak ładnie literacko ująć, a potem poszła w las, wypaliła kilka papierosów, wypiła jeszcze piwo i koniec. Wielkimi literami trzeba to napisać: THE END. I potem nie nastąpi żadne pijackie mamrotanie do mikrofonu do rytmu muzyki, tylko wielkie NIC. Ale tutaj też nikt nie będzie wiedział, o co właściwie chodzi. Bo i po co. Liczy się muzyka i kto wie, co tam jeszcze. Kto to wie...  Rano Gorzka myślała, że nie wstanie z łóżka, ale jednak udało się. Potem ząb przestał boleć. I Gorzka się wystroiła i potem nastąpił od dawna przewidywany KONiEC. I o dziwo niezwykle lekko się zrobiło, jakby jakiś kamień urwał się z szyi. I znów Gorzka zostanie z tym, co było i będzie mogła normalnie myśleć i żyć, tzn. nie żyć tylko być. Po prostu być. I to jeszcze nie wiadomo, jak długo. Czymś trzeb

Huśtawka

     Przychodzi taki czas, kiedy trzeba postawić kropkę. Taką ciężką, zdecydowaną, wielką kropę. Nie taką jak w sklepie z butami, gdzie zawsze można za tydzień wrócić i buty oddać, ale taką jak u dentysty, gdy usuwasz zęba i niech to będzie ząb mądrości. Tego zęba już nic nie wróci, nawet nie bardzo wiadomo, co tak na prawdę się z nim stanie, ale jedno jest pewne: on już nie wróci w to samo miejsce.  Mrs. Gorzka ma do usunięcia dwa takie zęby i co najmniej jedną ważną kropę do postawienia. Ale jakoś nie może zabrać się ani do jednego ani do drugiego. Drobne, codzienne zdarzenia i okoliczności zdają się przyspieszać te ważne dla niej decyzje, ale jeszcze tak naprawdę żadna nie tupnęła porządnie nogą. I Gorzka trwa sobie w takim zawieszeniu, marazmie, nirwanie i jakby to tam sobie jeszcze nazwać i wie, że to nie może tak trwać w nieskończoność i trzeba podjąć odpowiednie kroki. A huśtawka buja się coraz mocniej i Gorzka specjalnie ją w taki duży ruch wprawia. Raz jest na dole, a raz

Dziewczyna

         Mrs. Gorzka dzisiaj, zresztą jak zwykle, była w lesie. Szła jak zwykle tę samą drogą. Spotkała jednego zająca i jedną sarnę. I tysiące much, robali i komarów, które pędziły za nią czarną chmurą. Pędziła więc też jak tylko się dało, dzięki czemu uniknęła bezpośredniego kontaktu z tym leśnym ludem.  W lesie był tłok, mimo później pory. Już miała wypalić drugiego papierosa, gdy przed nią na drodze pojawiła się dziewczyna znikąd. Szła jakieś 40 metrów wcześniej i nie widziała Gorzkiej. A Gorzka natomiast mogła sobie popatrzeć, bo kobiety to ona rzadko tutaj spotykała. Dziewczyna ubrana w zieloną bluzę i czarne spodnie z telefonem w kieszeni na pupie. I coś jeszcze miała na sobie. Coś, co rzucało się w oczy od czasu do czasu, ale za daleko, żeby odgadnąć, co to.  To był ktoś nowy. Szukała w pamięci szczupłej dziewczyny, z pięknymi, brązowymi włosami i o takim cudnym chodzie nawet tutaj na tych piaszczystych koleinach. Coś jej chodziło po głowie, ale nie mogła tego uchwycić. Il

Gdzieś nastał koniec, a nowego nie widać...

       I zawsze przecież pozostaje Chorwacja, można znów tam jechać i się naładować. I lasy są te same, te same drogi i ścieżki. I książki są, ale wciąż inne i kawa w tym samym miejscu, co zwykle. A nawet jeśli już nie tu, to przecież można gdzieś indziej i coś nowego znów odkryć. I można kupić nowy aparat, a stary potłuczony po prostu wyrzucić i nowy rower, bo stary już się nie nadaje. I ile jeszcze psów porzuconych polubić i wciąż prać te same koce z kociej sierści i słuchać znów tej samej płyty. Ile jeszcze można, jeśli tylko się zechce. Jeśli tylko się zechce. Gorzka chciałaby być jak dziecko. I nie może się na nie napatrzeć. W sklepach, domach, ulicach i gdzie się tylko da, panoszą się wszędzie i wciąż tylko chcą. Chcą loda, pizzę, zabawkę, książkę, film w kinie, telefon, wejść w dziurę, krzyczeć, upaćkać się, skakać, wiercić się, przytulać... Wszystko chcą. I Gorzka chciałaby choć odrobinę tej ich chęci nieustającej nabyć. Żeby móc wejść do sklepu i czegoś zapragnąć, żeby skusi

Historia pewnej kapliczki

       Każda wieś ma swoją wariatkę, nawiedzonego, czarownicę, wróżkę, pijaczka-filozofa, odludka, do którego strach się zbliżać, szaleńca, którego domostwo pieszo mijasz jak najszybciej się da w strachu, że znów wyzwie cię brzydko lub nie daj boże czymś cięższym rzuci w ciebie.  I  ta jedna wieś też miała taką swoją wariatkę, która mieszkała prawie na samiuteńkim końcu, mało więc tam ludzi przechodziło. Zresztą niechętnie też, bo zawsze coś do ciebie krzyczała, a lubiła zawsze siedzieć na ławce przed domem, a nawet przed płotem przy samej drodze. Nie wiadomo było, czy zatrzymać się i wdać w rozmowę, czy uśmiechnąć się i minąć, czy udawać, że w ogóle się nie widzi i nie słyszy, bo zawsze zaczynała krzyczeć głośniej i głośniej i wstawała z ławki i... i każdy zawsze był już daleko. Nikt jej po prostu nie rozumiał, no taka zwykła wariatka chyba nieszkodliwa.  A wszystko to się zaczęło, gdy zmarł jej mąż, bo nie miała z kim rozmawiać i po prostu być. I nigdy nie mieli dzieci. A jeszcz

Wiosenne porządki

        Trzeba się za nie wziąć. Nie inaczej. Dom już nieco ogarnęła. Ze ścian sterczą jeszcze co prawda kikuty elektryczne, ale do tego trzeba zaprosić jakiegoś pana. W oknach nic nie wisi jeszcze, żeby wszyscy widzieli, co Gorzka robi po zmroku. A zmrok panuje codziennie, bo kikuty sterczą przecież jeszcze i światła brak i Gorzka rekompensuje sobie świeczkami. Brak stołu, ale są przecież parapety, już nie drewniane i można stawiać na nich nawet rozgrzaną kawę. Z szafy pozbyła się ulubionego płaszcza, bo stary już był. No i to by było na tyle. Niestety wciąż nie jest tak, jak być powinno. Stąd ta potrzeba gruntownych porządków. W głowie nie ma porządku. A może jednak jest? Hmm... Sprawdzimy. 1. Zając jak był, tak jest. Z jedną tylko małą różnicą: już wylazł z kryjówki i się nie chowa i nie jest różowy, ale ma brodę. 2. Co prawda marzenie się sprawdziło, ale Gorzka doszła do wniosku, że źle je zinterpretowała, bo ona zaraz doszukuje się jakichś ukrytych sensów, a to może być zw

Tragedia czy komedia

        Po niezwykle intensywnych trzech miesiącach nastał znów tylko na pozór uwielbiany święty spokój. Dzisiaj wszędzie powiało nudą, zdrowym rozsądkiem, Gorzka gdzieś tam jeszcze wygrzebuje resztki przyzwoitości, dawno zapomnianej skromności, moralności chyba... Godzinę zastanawiała się nad swoją biedną pustą głową. Przez to chodziła zła cały dzień. Zamiatała tam coś pod dywan, żeby nie było na widoku, no jakoś trzeba sobie pomóc. Jest teraz na to czas, bo kto wie, co będzie za miesiąc. Nadchodzi również wiosna. Gorzka już ją czuje nosem i nogami i nic jeszcze nie planuje, bo woli dostawać niespodzianki. Pozorny marazm, bo w środku się gotuje i jeszcze tylko tydzień, dwa, może trzy, a może trochę więcej no i ... No i nic właśnie, wciąż ta sama komedia. Ale ona woli chyba słowo tragedia, które podobno jest w ostatnich czasach mocno nadużywane. Czy w tragedii zawsze ktoś musi umrzeć, żeby była prawdziwą tragedią, czy to nie musi się stać? A zresztą czy to ważne, przecież i tak wsz

Święty spokój

      Mrs. Gorzka nie pisze ostatnio, nie wie co. Myśli ma zaprzątnięte jedną sprawą. Uporczywą sprawą, która nie daje jej spokoju. Chciałaby, żeby to już się zakończyło lub przeszło w inną fazę, a to wciąż leży i kwiczy jak bluzka w serduszka.        Mrs. Gorzka pojechała dzisiaj z bardzo ważną sprawą, naprawdę, ale też nie mogła się skupić na niej i odlatywała co chwilę, a potem stwierdziła, że jest obserwowana. Ona sobie tak odlatuje gdzieś tam i myśli tysiąc na minutę, a tu się okazuje, że jakiś pan chce się nią zaopiekować, a ona tu przecież przyjechała jako opiekunka no i jak to tak. Pan niby zajęty pracą, a siedzi i obserwuje. I Gorzka tak naprawdę wygląda na potrzebującą pomocy? Śmieszne to się wydaje, a może to nie bluzka w serduszka leży i krzyczy, a ona coś wyprawia? Może to jej ciało krzyczy i woła, skoro widzą coś inni, a ona sama tego jeszcze nie pojmuje? Ale ona świetnie wie, co krzyczy, co chce wyjść, co się domaga, ona już siebie świetnie poznała i w końcu być mo

Kręgosłup moralny

      Bluzka w serduszka, bluzka w serduszka.... brzmi jak refren jakiejś discopolowej piosenki, a ona leży na dnie szafy i kwiczy i Gorzka myśli, czy nie lepiej by było, gdyby to nowe czarne buty były...  Ale bluzka jest i nic nie zmieni tego faktu i była zakupiona w konkretnym celu, a ten cel sam się prosił, a że się nie doczekał, to sam wziął sprawy w swoje ręce. Tzn. prawie, bo Gorzka jest odważniejsza i zrobiłaby to lepiej, ale u niej to moralność wzięła górę. Tak, właśnie ONA, bo mimo że Gorzka  nie chodziła zupełnie do kościoła, a jej rodzice i babcia nawet nie udawali, że chodzą, na religię uczęszczała tak jak wszyscy, żaden ksiądz jej w głowie nie zawrócił, co by ją na dobrą drogę sprowadził, świąt też raczej się nie obchodziło, no może czasem zerknęła do Biblii, to okazało się, że ma kręgosłup moralny i to taki dość twardy. Tylko skąd on się tam wziął? Zastanawia się teraz nad tym, jak można mieć coś, czego nigdy nie miało się możliwości nabyć? Jeżeli nabyła go rzeczywiśc

Pić czy nie pić...

      Mrs. Gorzka zastanawia się, czy jest dziś na tyle trzeźwa, żeby w ogóle cokolwiek napisać. Ale na pewno jest trzeźwa, w końcu wypiła tylko jedno piwo, więc musi być trzeźwa. Jedno piwo to jeszcze nie pijaństwo, ale czy jej jedno piwo to na pewno nie pijaństwo? Zastanawia się nad tym za każdym razem, gdy je pije. W końcu pisała kiedyś pracę zaliczeniową z patologii i coś niecoś wie. Ale czy to na pewno jest to piwo? Tego jeszcze nie wie. Byleby się tylko nie dowiedziała, gdy już będzie za późno.  A wszystko to stąd, że spotkała się ze znajomym, który jej powiedział: "Ewelina ty wiesz czemu ja piję?" Tzn. Mrs. Gorzka postawiła na końcu zdania znak zapytania, ale on tam tego znaku nie użył. On wie, że ona wie, dlaczego on pije, to było pytanie retoryczne. No i ona rzeczywiście wie i nie tylko o tym i nie tylko o nim, bo Gorzka dużo słucha i jeszcze dużo więcej obserwuje i wie na przykład, dlaczego ktoś się tak okropnie pochorował, bo się gdzieś strasznie sponiewierał w

Mrs. Gorzka i koty

      Mrs. Gorzka już dwie noce spała. W końcu spokojnie. Ostatniej nocy pod jej oknami zginął pies. Obudził ją tylko na chwilę ten skowyt. Ale dowiedziała się dopiero rano. Zrobiło jej się przykro, bo ten pies codziennie rano witał się z nią i przechodził jej drogę, gdy wyjeżdżała do pracy. Gorzka za każdym razem, gdy jedzie do pracy, liczy ile psów, kotów, saren, wiewiórek i zajęcy przebiegnie jej drogę. Jak się żaden nie trafi, to się jakoś tak smutno robi, a ten zawsze rano był. Na szczęście psy Gorzkiej są grzeczne i nie wyłażą same z podwórka, nie musi więc się za bardzo martwić. Gorzej z kotem, no ale on tak jak i Gorzka musi łazić swoimi drogami i jak chce, to nic go nie zatrzyma. Całkiem niedawno tak się jeden zatracił i ślad po nim zaginął. I został tylko jeden.  Dlatego Gorzka jeździ zawsze ostrożnie, żeby czasem jakiegoś nie trafić. Raz jej się to zdarzyło. W św. Huberta upolowała kota sąsiada. Nic na to nie mogła poradzić, bo wyskoczył prosto pod koła. Całe szczęście,

Natura ciągnie wilka do lasu

      Mrs. Gorzka znów zastanawia się, co napisać, niby miała już jakieś pięć godzin temu gotową myśl, ale ta uleciała jak kamfora i teraz w żaden sposób nie może sobie przypomnieć, o co w ogóle jej chodziło. A to była bardzo ciekawa myśl. No trudno. I znów będzie sobie po prostu stukać w klawiaturę.  Poziom estrogenów osiągnął dzisiaj u niej chyba najwyższy punkt. Od rana jest w świetnym humorze i myśli tylko o jednym. Tak, dzisiaj zdecydowanie mogłaby góry przenosić, wszelkie przeszkody, bariery nie istnieją, wszystko ma kolor pomarańczowy, żeby nie napisać, różowy, bo Gorzka nie lubi różowego. A i w nocy też dzisiaj spała w końcu spokojnie. Dzisiaj też odkryła pewną analogię między nią, a główną bohaterką przeczytanej bardzo dawno temu książki. Tylko że ta książka była nieco mało realistyczna, bo główna bohaterka miała swojego anioła, upadłego anioła. Gorzka co prawda nie ma żadnego swojego anioła, a już tym bardziej upadłego, chociaż kto to wie, ale dzieją się  u niej takie jaki