Przejdź do głównej zawartości

Wyprawa po choinkę czyli podróż sentymentalna

       Co roku jest inna. Raz mniejsza, raz większa. Czasem nieco krzywa. Czasem pachnie niezwykle ostro zimowym lasem, czasem tak, jakby jej nie było, bo tylko ją widać, a nie czuć. Większość igiełek spadnie w wciągu tych kilku dni i pozostaną tylko sterczące patyki, ale za to na podłodze rozścieli się srebrnoszary, gładki dywan, może nieco kłujący, ale leżącym tam kotom oraz dzieciom i tak to nie przeszkadza. Ubrana dziecięcymi lub maminymi rączkami we wszystko, co tylko się da, więc i bombki, i łańcuchy, CUKIERKI, srebrne nitki, a kiedyś nawet posadzono na niej chomika, będzie sobie stała i patrzyła. Ale nie sama choinka, ani jej ubieranie, ani prezenty, ani nawet te cukierki, nie były tyle warte, co sama WYPRAWA PO CHOINKĘ. Bo słowo wyprawa dla małego dziecko brzmi niezwykle ważnie. Co najmniej jak delegacja dla dorosłego. Bo kiedyś po choinkę chodziło się do lasu, nawet kilka kilometrów, a po tę choinkę szło się z tatą i długo się ją wybierało wśród reszty drzewek. I gdy się po nią szło, to była prawdziwa zima. Trzeba było założyć kozaki, czapkę, szalik, rękawice, gruby wełniany sweter, a jak się szło, to kryształki lodu osadzały się na rzęsach, włosach, brwiach i wszyscy wyglądali jak święte Mikołaje. Mrs. Gorzka od dawien dawna pomyka sobie całą zimę w krótkich butach i na upartego może w nich cały rok biegać, ale wtedy musiała mieć ten cały ubraniowy ekwipunek, bo inaczej trzeba by zostać w domu.  Oprócz długiego marszu w cichym i białym lesie, najprzyjemniejsze było wybieranie choinki. Gdzie się nie spojrzało, tam coraz to ładniejsza, a Gorzkiej najbardziej było szkoda tych krzywych, bo wiedziała, że takiej do domu tata nie weźmie. Najważniejsze żeby była prosta, miała równomiernie rozłożone gałązki, większe na dole, mniejsze ku górze, żeby nie było zbyt dużo pustych miejsc między tymi gałązkami, no i czubek musiał być taki, żeby założyć w domu na niego również... czubek, ale szklany.  Zdarzało się jednak, że i nieco krzywa trafiała do domu, bo miała piękne gałęzie, albo po prostu spodobała się Gorzkiej, a tacie akurat było wszystko jedno. Tata oczywiście choinkę kradł w lesie, ale wtedy wszyscy kradli i wszyscy o tym wiedzieli, a kto nie kradł, to był głupi.Teraz choinkę kupuje się w supermarkecie, ale te w lesie i tak jakimś cudem znikają. Gorzka zakupiła sobie ostatnio buty zimowe, choć śniegu brak. Ma zamiar odbyć wyprawę sentymentalną. Nie, nie pójdzie po choinkę, tzn. pójdzie po choinkę, ale jej nie przywlecze, tylko sobie je poogląda, ale najpierw spróbuje odnaleźć drogę, bo nie wiadomo, czy ona jeszcze w ogóle gdzieś tam jest. Oby się tylko nie zgubiła w tym lesie.  No i musi spaść śnieg.


 
 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w