Przejdź do głównej zawartości

Baba z wozu koniom lżej...

       Tak, Mrs. Gorzka chciałaby, żeby jej wpis był nieco bardziej intelektualny, żeby coś wnosił,
jakaś wiedzę merytoryczną. Patrzy więc na te swoje regały z książkami, grzebie w pamięci, ale jak na złość nic a nic rzeczywistość jej merytorycznego nie podsuwa, tzn. może i podsuwa, ale po co pisać kolejną podobną pracę, przecież tak na prawdę na nic odkrywczego jej nie stać. Wszystko już zostało napisane, namalowane, pokazane w każdy możliwy sposób. Chyba. Bo to się przecież jeszcze okaże. 
Nowe książki nic nie wnoszą, prasa również. Teraz wchodzi postczłowiek. Nowy człowiek ściśle powiązany z medycyną, genetyką i... no właśnie z etyką. Co ma piernik do wiatraka? A pewnie bardzo dużo. Tylko czy etyka to problem człowieka, czy może już postczłowieka? Medycyna i genetyka pracują na konkretnym materiale, choćby to był widoczny tylko pod mikroskopem strzępek tkanki, etyka musi pogrzebać w czeluściach, zakamarkach, w czymś czego nie da się określić i zastosować do tego ramek. Chyba. Okazuje się jednak, że nawet tutaj można zaprogramować. Wystarczy podać ogółowi gotowce. Większość przyjmie bez mrugnięcia okiem. Nad częścią trzeba się trochę bardziej postarać, podać w formie bardziej zawoalowanej lub postarać się, by połknęli to nieświadomie. Reszta, a jest to zwykle niewielki odsetek, to albo szaleńcy albo idioci. Pozostaje ich za mało, by się nimi w ogóle przejmować.  Czy Mrs. Gorzka jest już zaprogramowana i czy w ogóle się da? Czy Mrs. Gorzka jest już postczłowiekiem, czy dopiero powoli się nim staje? Ile jest Mrs. Gorzkiej w Gorzkiej? Hmm... No właśnie. Mrs. Gorzka nie potrafi na to udzielić odpowiedzi, zresztą jak na większość dręczących ją pytań. To jest domena mężczyzn. Mężczyzna, który nie potrafi udzielić odpowiedzi to nie mężczyzna, to baba. Wynika z tego, że ma taki sam chaos w głowie jak kobieta, że swoje działania uzależnia od chwilowych przebłysków i nie daj boże intuicji. Mężczyzna to intelektualista, kobieta to...?  Kobieta to kobieta. I tyle. Okazuje się, że o kobietach można pisać całe książki, a i tak ich nie zrozumieć. Bo ani jedno ani drugie tak naprawdę nie wie, czego chce. Gdyby w książce "Portret młodej wenecjanki" pana J.P. bohater dopieścił bohaterkę tak jak autor dopieścił całą książkę, to pewnie by ta  książka w ogóle nie powstała. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Czym babcie straszyły dzieci

W wielkim starym lesie, w którym co drugie drzewo jest niebezpieczne i podgląda każdego nieświadomego niczego przechodnia, wydarzyła się historia, która jednym może wydawać się nieprawdziwa, a inni powiedzą, że to szczera prawda. Tak naprawdę to nie jest istotne, do której grupy się zaliczasz, historia i tak pozostanie historią i kiedyś umrze wraz z ostatnią osobą, która o niej usłyszała.  Dzieci często bawiły się lesie. Choćby z tego względu, że nikt z dorosłych nie widział i nie słyszał, czym tak naprawdę się zajmują. Tym samym w lesie czuły się dość swobodnie nie tylko w słowach, ale i zachowaniach. Lubiły las również dlatego, że w lesie czasami bywało strasznie. Oczywiście nie aż tak bardzo. Tak odrobinę, żeby po każdym powrocie do domu czuły jeszcze dreszczyk emocji w postaci ściskania w żołądku i lekkich ciarkach na plecach, które i tak szybko mijały wraz z ciepłą kolacją i słodką herbatą przy rodzinnym stole. Płomienie huczały pod fajerkami, z telewizora sączyła się bajka o ...

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog...