Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2019

Czarowanie

Nie czarujmy się. Życie w większości składa się z rupieci. Nie można wszystkiego egzaltować, bo niedługo zaczniemy płakać nad rozlanym mlekiem i rozbitym dzbanem. Potłuczesz dzban, to zawsze możesz kupić nowy. Jeden rupieć więcej i jeden mniej. Rupieć jednak nieco przydatny. Czym mierzyć przydatność rupieci? Coś, czego codziennie używamy, możemy śmiało powiedzieć, że to nie rupieć. Wszystko co stoi nieużywane, to już rupiecie. A gdy kupimy nowy dzban, to który wtedy staje się rupieciem: stary czy nowy? A może obydwa? Dla swojego dobra powinniśmy może czasem pewne rzeczy wyrzucić. Ale jeśli nie można? Jeśli pewnych rzeczy nie można po prostu wziąć w rękę i wyrzucić, choć tak byłoby najlepiej. Bo ręka odmawia posłuszeństwa i śmieje ci się prosto w twarz cedząc przez palce: "nie wyrzucisz mnie, nie masz tyle siły". I nie wyrzucisz, choćbyś chciała Gorzka, to nie wyrzucisz, nie masz jeszcze tyle siły w sobie. Jeszcze wierzysz w jakąś cholerną bajkę. Świat zasypują śmieci, top

Jak to dobrze

Aparat leży pozostawiony w kącie już chyba od miesiąca. I co? Przykurzył się nieco. I jakoś dziwnie nabrał mniejszego znaczenia. Obiektyw się zabrudził i nie ma go czym umyć, choć przecież zakupiła specjalny czyścik. Te książki w półkach są równie mocno zakurzone jak były. Nie ma nawet jednego odcisku, każdy mikroskopijny kłaczek układa się nieidealnie jak słupki w kawałkach kwarcu. Nie było tam żadnego życia. Jedna lampa w piwnicy akurat zgasła wraz z kotem. Pomimo tych wszystkich okrutnych spostrzeżeń, cała reszta płynie zupełnie tak jak Warta o tej porze roku, nie inaczej, całkowicie tak samo. Jak Warta i każda inna mniejsza i większa Parsęta czy Czarna. Słońce też zupełnie nie wschodzi, jak to w listopadzie bywa. Na pół zgniłe liście lepią się Gorzkiej do obcasów, że wydaje jej się, że jeszcze urosła. Tylko te bezwstydne brzozy żółte sterczą i świecą trochę, jakby wystraszone, że tak się panoszą. Dzisiejszy deszcz rozprawi się z nimi jednak na dobre. Razem z naturą ostygło

O tym jak osiwiała jesień

Trzeba było nie tak całkiem rano wsiąść w samochód i wyruszyć. Ta sama droga, te same drzewa, ale mgły mniej. Za to słońce obfite. Przedzierało się nieco za bardzo krzykliwie jak na tę porę i rozświetlało to, co zwykle jest jeszcze mokre i szare. Rude i żółte drzewa najpierw zapłonęły, by potem nagle w jednym mgnieniu oka posiwieć i pochylić się przed Gorzką jak Dziadek Mróz wesoło witający ją w swoim zmrożonym i trochę wyludniałym królestwie. Kto by pomyślał, że  rudej jesieni  tak ładnie w siwym. Skrzyło się to wszystko i płonęło, i raz było na czerwono, raz na brązowo, raz na żółto poprzetykane siwymi włosami i brodami, wystrojone, szczęśliwe, jakby do tańca całe to towarzystwo czekało, albo na lekki znak dyrygenta, by dygnąć i ruszyć w pląsy ze śpiewem na ustach. A Gorzka z zapartym tchem patrzyła i nadziwić się nie mogła, że jesień taka piękna i radosna jest. Co z tego, że te na pół łyse drzewa wyciągają swoje pokrzywione już kończyny, że te przerzedzone przedziałkami głowy ciągn