Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2016

Bluzka w serduszka

      Dzisiaj Mrs. Gorzka wybrała się na zakupy. I uświadomiła sobie, ile na świecie żyje ludzi. Niezliczone ilości, szczególnie w galeriach handlowych. Wybrała naprawdę nieodpowiednią porę, nie tę co zwykle, ale dziś tak zdecydował przypadek. Gorzka ludzi lubi, ale dziś nie mogła na nich patrzeć, jak i na siebie zresztą też. Za dużo płakała i z rana i po południu, i potem w każdej szybie widziała te opuchnięte, nieprzytomne oczy, tę wyjątkowo bladą twarz i nieuczesane włosy. A ci wszyscy ludzie wyglądali tak samo blado, tylko oczy czasem mieli inne.  Ludzie byli mili dla Gorzkiej, uśmiechali się, zaczepiali wzrokiem, nawet ktoś nieznajomy powiedział jej dzień dobry. A ona tak chciała się dzisiaj zapaść pod ziemię. Myślała, że się wzmocni tym wyjazdem, dała się namówić, ale nic z tego. Ale zakupiła jedną ważną rzecz. Właściwie to tylko po nią pojechała. Rzecz, którą upatrzyła już miesiąc temu i już dwa razy zrezygnowała z zakupu, bo nie do końca była przekonana. Ale w końcu ją kupił

Świąteczne podsumowanie

      No jasne, że lepiej by zrobiła, gdyby po prostu przespała te święta i w ogóle z domu nie wychodziła. A już myślała, że ten sen o drugim mężu był najgorszym, co mogło się w święta wydarzyć, ale jednak nie.  A zaczęło się od tego, że dzień wcześniej wyżyczyła wszystkim miłości, bo sama by też tego dla siebie chciała, ale zawsze wszyscy jej życzą tylko wymarzonej pracy i pieniędzy i zdrowia, a no i podróży od niedawna, bo tu już nie mają wyjścia, a miłości nikt nigdy jej nie życzył, więc ona  w tym roku wyżyczyła wszystkim. I mimo tych szczerych chęci Gorzka dzisiaj rano dowiedziała się, że znów strasznie sprofanowała Boże Narodzenie. To nic, że tak bardzo się pilnowała, no chyba jak nigdy. I trzeźwa była. Ale rano dostała za swoje lub nie, ale dostała. Poszła w ruch poduszka, całe szczęście nie kalkulator, bo jedno i drugie leżały w jednakowej odległości i nie celowała w choinkę tylko podłogę. Nic się nie stało, wyszła, wzięła papierosy i poszła między drzewa uspokoić nerwy.

Dar jasnowidzenia Gorzkiej

      Najlepiej by było, gdyby dzisiaj Mrs. Gorzka poszła po prostu spać. Coś się dzisiaj zakończyło, za kilka dni zacznie się coś nowego. Ale zostało tych kilka dni pośrodku. Gorzka jak o nich myśli, to robi się jej słabo, z wielu powodów. I jeszcze raz to napiszę: Gorzka nie lubi świąt. I nic tego nie zmieni, póki co.     Święta w tym roku różnią się bardzo od tych poprzednich. Mało brakowało, a Gorzka wypowiedziałaby niesamowitą brednię, oczywiście publicznie. Naprawdę niewiele brakowało. Chyba godzinę siedziała i zastanawiała się, skąd jej takie coś przyszło do głowy.  Otóż już miała wykrzyczeć, że ona będzie mieć drugiego męża, ale w porę ugryzła się w język, bo pierwszy siedział przecież obok, jak gdyby nigdy nic oczywiście. I teraz Gorzka siedzi i się zastanawia, skąd  to się wzięło? Czyżby doznała jakiegoś daru jasnowidzenia? A może po prostu spała w towarzystwie i to jej się przyśniło. Czy Ktoś robi sobie z niej żarty? A może Gorzka zaczyna chorować na umyśle? Niewiele brako

Pilnuj jej, bo ci ktoś ją porwie...

      Jak to kiedyś jeden pan napisał "Skoro się powiedziało A - to przecież, B nie wypada", a Gorzka właśnie musi powiedzieć B, skoro powiedziała A. Ale tak właściwie to dosłownie nic nie powiedziała. Nie kłapała jeszcze dziobem. Czy koniecznie trzeba powiedzieć, żeby się zadeklarować? Gorzka nie wie. Boi się, że przypadkiem wpakowała się w kłopoty. Słowa dla Gorzkiej niewiele znaczą, bo Gorzka ma porywczy charakter i rzuca słowami jak kulami, trzaska przy tym drzwiami lub rzuca przedmiotami, ale zawsze przy tym jest słowotok. Niestety po dziesięciu minutach nie pamięta, co krzyczała, ale wciąż jest obrażona. Najlepiej byłoby ją wtedy związać i przytulić, ale niewielu zna tę metodę.  Nawet jeśli składała kiedyś komuś jakieś deklaracje, to tak naprawdę niewiele z nich pamięta. Właściwe jaką moc mają słowa? Czy same słowa mogą związać coś na zawsze? Istnieje przekonanie, że żeby coś się stało, to trzeba to wypowiedzieć na głos. Podobno wtedy się stanie. Gorzka tak wykrzycza

Milość w wydaniu Gorzkiej

       Mrs. Gorzka całe życie ma skłonności do różnorakich obsesji. Jej  obsesje przekładają się tylko i wyłącznie na sferę emocjonalną, wewnętrzną. Na zewnątrz jest wprost przeciwnie. W realu Gorzka żadnych manii nie ma. Cokolwiek zacznie robić, robi to długo, ale systematycznie i zawsze kończy. Psychicznie musi się jednak wciąż pobudzać. Bodźców szuka wszędzie i stale musi mieć jakąś ranę do rozdrapywania. Gdy tego nie ma, jest źle.      Jedną z najważniejszych obsesji determinujących jej życie jest miłość. Od dziecka pragnie miłości i wciąż się zakochuje. Właściwie do takiego wniosku doszła całkiem niedawno. Przy okazji kolejnych, gruntownych porządków natrafiła na swój pamiętnik z czasów dziecięco-nastoletnich. Każda strona po kolei od góry do dołu opowiada tylko i wyłącznie o chłopcach, chłopakach, mężczyznach w takiej właśnie kolejności. Właściwie w wieku lat nastu jest to chyba całkiem normalne, niestety Gorzka uświadomiła sobie właśnie, że nic się nie zmieniła. Wciąż albo kr

Dotyk

            Mrs. Gorzka jest dzisiaj niespokojna. Obsesyjnie słucha jednej piosenki i obsesyjnie myśli tylko o jednym... W nocy też wciąż myślała, choć spała. Wszystko kumuluje jej się w kilku miejscach, a zaczyna oczywiście od głowy. Och ta głowa, jakby ją tak obciąć i schować gdzieś do ciemnej szafy, byłby spokój.             Podobno zmysł dotyku umiera ostatni. Już się nie widzi, nie słyszy, tylko się czuje. Jak ludzie rekompensują sobie jego brak w życiu? Czy to w ogóle można czymś zastąpić? Dlaczego tego zawsze najbardziej brakuje, a nikt o tym nie mówi i się nie przyznaje? Człowiek nie kochany, to człowiek nie dotykany podobno...      Czy wzrokiem można dotknąć? Na Gorzką kiedyś jeden pan się obraził, bo stwierdził, że nie można tak rozmówcy patrzeć cały czas w oczy, bo to krępuje. Hmm... Gorzką drażni to, że ktoś z nią rozmawia i nie patrzy jej w oczy. Ale ten pan ani się Gorzkiej nie podobał, ani w ogóle nic, tylko ciekawie mówił. To on miał problem.  W Gorzki

Pięć koszmarków przedświątecznych

        Mrs. Gorzka przygotowuje się do świąt. Do tych cholernych świąt. Skoro wszyscy to robią, to ona też musi. Ale Gorzka świąt nie lubi, bo nie wie właściwe, co to znaczy. Oczywiście teraz jako dorosła osoba, która musi dawać przykład, robi to wszystko, żeby ktoś się ucieszył. Tylko po to, to robi.    Pierwszy koszmarek przedświąteczny - sprzątanie. Gorzka sprząta rzadko, ale jak już sprząta to gruntownie przy okazji pozbywając się z szuflad, półek i pudełek jakichś okruchów swojego życia. To Gorzka lubi. Bardzo lubi wyrzucać do śmieci te wszystkie ważne kiedyś dla niej rzeczy. Tak powoli usuwa wszystko, co z nią związane, aż w końcu nic nie zostanie. Mówi sobie oczywiście, że to potrzebne na zmiany, żeby przyszło coś nowego, trzeba pozbyć się staroci, ale to tylko przykrywka. Tylko właśnie to sprzątanie przed świętami nijak nie wpisuje się w odpowiedni czas i Gorzka musi się do niego zmuszać. A tego już nie lubi. Czas przed Bożym Narodzeniem nie skłania jej do większych ży

Bałagan w oczach.

                 Do Gorzkiej zapukała do drzwi przeszłość. Mrs. Gorzka wolałby kogoś innego, no ale cóż... Zanim wkroczyła znów w jej życie, stworzyła sobie wcześniej doskonałe warunki. Rozdarła Gorzką, przepołowiła ją dosłownie i zostawiła. Długo się z tego zbierała do kupy. Potem był względny spokój. Ale jakieś dwa lata temu znów się zaczęło. Coś musiała pochrzanić w młodości, skoro wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią jej "a masz". I w Gorzkiej znów się rana otworzyła. Szkoda że nie można jej po prostu zaszyć, jak tej po siekierze. Tak, bo Gorzka zadała sobie ranę siekierą. Z rozpaczy i z niemożności. Całe szczęście, że lekarze odpowiednio się nią zajęli. Teraz ma tylko taką piękną bliznę na nodze. I to wszystko.       Tak więc Gorzka zastanawia się, co zrobić z tą przeszłością dokładnie tak samo, jak z tym spełnionym marzeniem, jak z tymi cholernymi delfinami i studniami. I znowu chciałaby uciec i powoli już zaczyna planować, nawet wydaje się, że może znów s

Jak lepiej nie rzucać nałogu

         Mrs. Gorzka obiecała sobie, że nie będzie palić. Alkohol już dawno odstawiła. Głupio było się jej za każdym razem tłumaczyć     z każdego kolejnego piwa. Poza tym piwo działało na nią zbyt depresyjnie, wina pić nie mogła, a do wódki trzeba dwojga. Została więc totalną abstynentką. Zaczęła natomiast znów palić. Wcześniej paliła grube i było dobrze, bo zadusiła się jedną paczką i potem przez miesiąc lub dwa miała spokój. Tak ciągnęła z dziesięć lat        z dwoma dłuższymi, zdaje się dwuletnimi przerwami. I tak było, dopóki robiła to z facetami. Potem zaczęła z kobietami, a one wszystkie paliły cienkie, słabe       i jeszcze do tego miętowe. Grubych nie chciały, bo to można się szybko uzależnić i jak to tak, kobieta z takim papierosem nieładnie wygląda. Gorzka zaczęła więc też kupować cienkie, słabe                i miętowe, no przede wszystkim żeby odczęstować. No i się zaczęło. Zamiast miesięcznej przerwy zrobiły się jednodniowe, no co najwyżej kilkudniowe. Teraz bez

Kiedy lepiej się nie zakochiwać

         Taka sytuacja. Niedziela popołudnie. Jakaś tam kawiarnia, taki dość znany punkt. Stolik jeden, drugi, trzeci,dziesiąty, a przy nich mężczyzna lub kobieta. Czekają na kogoś. No jasne, że się umówili i czekają właśnie na tę drugą osobę.  Ciekawe w jaki sposób się umówili? Coś mi mówi, że większość tych par spotyka się po raz pierwszy nie wirtualnie, ale na żywo. Ciekawe gdzie się poznali? Ups, przepraszam, ciekawe, gdzie dzień wcześniej rozmawiali? Facebook, badoo? Niewiele się mylę. To tu, to tam rozmowa nie bardzo się klei. Spojrzenia też jakieś takie mało wilgotne. Ogólnie nudno strasznie.  Jedna para powoli zaczyna się rozkręcać, chłopak się stara, dziewczyna ładna, ale bardzo skromna powiedziałabym i to chyba jej atut. Jeden chłopak wciąż siedzi sam.   Kolejna para - kobieta bierze sprawę w swoje ręce. Mężczyzna coś koło 30-tki, strasznie nieśmiały, niski, trochę już łysiejący. Kobieta też pewnie bliżej 30-tki niż 20-tki, niska, zadbana blondynka w okularach

Gdzie się śnią prorocze sny

            Mrs. Gorzka myśli usilnie od początku tygodnia, co by tu napisać, w zamierzeniach ma poukładany tekst, który ma początek, koniec, rozwinięcie, który ma po prostu ręce i nogi i który, gdy się go przeczyta, to się wie, o czym on jest. Niestety najgorszy jest brak tematu, bo jak tu coś stworzyć, jak się nie wie, o czym chce się pisać. Powstanie więc tekst, który znów będzie o wszystkim i o niczym.        Próbuję sobie przypomnieć, jak zaczął mi się tydzień, może coś mi przyjdzie do głowy... Ach już wiem. Mrs. Gorzka ma w swoim mieszkaniu miejsce, na którym, gdy się położy w ciągu dnia, gdzieś w godzinach od 12 do 14, to śnią jej się prorocze sny, oczywiście nie zawsze i zwykle nie ma czasu, żeby się tak położyć, bo przede wszystkim musi być wtedy w domu, musi mieć czas,  musi być sama i musi ją nurtować jakiś problem. Z tym ostatnim to akurat nie ma problemu, bo to jest norma, ale z resztą już jest gorzej. No ale od czasu do czasu zdarza się taki moment. Tym miejsce

Św. Andrzej rozdawca mężów

        Święty Andrzej to męczennik, zresztą jak chyba każdy święty. Jaki to ma jednak związek z samymi andrzejkami, z tymi hucznymi imprezami, na których bawi się w tej chwili bardzo duża część polskiej społeczności? A no tak, Mrs. Gorzka sprawdziła -  św. Andrzej - rozdawca mężów, więc dziewczyny wiecie do kogo się modlić o męża. Nieważne jaki, byleby był, bo może o dobrego męża to już trzeba się modlić do kogoś innego. Niewątpliwie trzeba to sprawdzić. Wątpliwe natomiast, czy  ludzie modlą się do Świętych. Choć Gorzka świadkiem, że w jednym domu, w którym były same bezrobotne nauczycielki, a na ścianach sami święci, a wśród nich oczywiście św. Urszula, wszystkie poznajdowały pracę w zawodzie. Może to jest taka trochę droga na skróty, zawsze większe prawdopodobieństwo, że taki święty szybciej nas usłyszy, bo i kolejka może do niego mniejsza jest. Chociaż do św. Urszuli to może być wielka biorąc po uwagę liczbę bezrobotnych nauczycieli w Polsce, ale zawsze warto spróbować. No

Nie słyszę siebie...

      Czy można zaprogramować sobie życie? Czy przyszłość może wyglądać właśnie tak, jakbyśmy chcieli? Czy można coś opóźnić lub przyspieszyć? Jeśli tak, to co trzeba robić, żeby życie wyglądało właśnie tak, jak chcę? Czy samo pozytywne myślenie odniesie zamierzony efekt? A może lepiej uprawiać czarnowidztwo i czekać, aż nas życie samo pozytywnie zaskoczy?       Chciałabym tak sięgnąć do kieszeni i wyciągnąć gotową receptę, powiesić ją sobie na lodówce  i tylko codziennie sprawdzać, czy aby wszystko zrobiłam jak należy. Niestety nie posiadam nic takiego ani w kieszeni ani w torebce ani nigdzie indziej, po prostu nie mam. A szkoda. Całe moje życie to zlepek jakichś przypadkowych wydarzeń, osób, miejsc. Do tej pory nie widzę w nim najmniejszego sensu. Wprost przeciwnie, czasami mam wrażenie, że ktoś ma ze mnie świetny ubaw i celowo stawia mnie co rusz w takich samych sytuacjach od  bardzo dawna myśląc pewnie przy tym "widzisz, a ona znowu to samo". Tak, tak, ja już

Opłaca się szukać

         Czy trzeba mieć coś ważnego do powiedzenia, żeby napisać, stworzyć jakiś tekst? Czy każdy tekst ma jakieś przesłanie? Ile trzeba przeczytać, żeby to stwierdzić? Ja zazwyczaj trafiam dobrze, ale nie zawsze sama wybieram. Czasem jest to tylko jedno zdanie, które zmienia wszystko...      I tak pewnego dnia poczułam niesamowitą potrzebę wybudzenia się. Tak, tak, przespałam bardzo dużą część swojego życia. Tak bardzo przespałam, że zapomniałam, że czytałam, pisałam, myślałam, oglądałam, że cieszyłam się. I nagle przyszedł ten moment, że poczułam, że muszę sobie coś zacząć przypominać, przede wszystkim, po co jestem, że moja osoba na pewno nie definiuje się tylko w tym jednym prowizorycznym aspekcie. Owszem, zdarzały się w tym długim okresie takie jakby przebłyski, ale tylko wtedy, gdy z jakiegoś powodu musiałam pracować nad pewnym własnym samodoskonaleniem.  Wiem, że skoro dostałam takie możliwości i jeszcze do tego wszystkie okoliczności sprzyjały temu, żeby to się pow

Bałtyk jest kobietą

    Wciąż mi chodzą po głowie morskie fale, te nasze bałtyckie, takie szaro-białe, jak biją o brzeg. Ciężkie, smutne, monotonne i tylko ten rytm wciąż taki sam. I znów wciąż w mojej głowie dzieje się to samo, raz głośniej, raz mocniej, potem trochę spokoju, tak tylko delikatnie i za jakiś czas znowu to samo  i przechodzą mnie takie dreszcze od tych uderzeń... .I miejsca sobie znaleźć nie mogę i głupoty robię.  Nie wiem, jak to się stało, ale nie miałam okazji widzieć przypływu, podejrzewam, że to byłyby te najgorsze dni, te po których wstyd mi spojrzeć sobie w twarz. Chociaż wstydzić się nie ma czego.  To nie dusza, nie serce i nie umysł, a hormony tak sobie z nami pogrywają miesiąc w miesiąc, śmieją nam się w twarz.  A Ziemia to kobieta, która odpowiednio reaguje na księżyc, który pewnie jest mężczyzną. I dlatego Bałtyk jest dla mnie kobietą i jest tak głęboko seksualny. Kiedyś jeden pan zauważył, że w tym rytmie napisany jeden z najważniejszych dramatów Strindberga... Cieka

Nie wrzucaj drobniaków do studzienek

           W zeszłym roku uciekłam. Tak po prostu, nagle, od wszystkiego, na kilka dni, daleko. Podjęłam podróż, której możliwość pojawiła się niespodziewanie, ot po prostu zakomunikowałam wszystkim i wyjechałam. Podróż niepewna i dość niebezpieczna, bo dużo ponad 1000 km, prywatnym, nie najlepszym samochodem, z deficytem w portfelu,  bez znajomości języka i z osobą niepewną i słabą jak ja. I choć zaczęło się dość pechowo, to cała podróż udała się wyjątkowo dobrze.      Całe to wydarzenie dało mi nieco inne światło na moją osobę. Nie spodziewałam się, że jestem do czegoś takiego zdolna, że jestem aż tak zdesperowana, że mogę tak wszystko zostawić i uciec. Cieszyłam się jednak, że będę na tyle daleko, że wszyscy będą musieli mi dać spokój, jedyne co mogą  zrobić, to ewentualnie do mnie zatelefonować. O ewentualnych konsekwencjach oczywiście nie myślałam.        Miejsce oczywiście magiczne pod każdym względem. Wszystko to, co się tam wydarzyło, co zobaczyłam, życzliwość której d

Ciemności kryją ziemię

Ciemności kryją ziemię... lub raczej mnie. Coś mnie pożarło, pochłonęło lub coś mną zawładnęło. Niby jestem ja, ale właściwie jakby nie ja. I tak naprawdę to już nie wiem kto jest. I tak powoli zaczynam wszystko składać w jakąś całość, czasem coś dojrzę, ale już po chwili lub po godzinie tego nie ma i myślę znowu, czy to mi się przyśniło, czy to było naprawdę. Bywa, że gonię za tym, jak za białym, puchatym zajączkiem, raz tam go dojrzę, raz tu. Bawi się ze mną, nie drwi, ale patrzy, co ja na to. No dobra, niech patrzy, ale ja tam i tak swoje wiem. Przecieram oczy i znów próbuję i spinam się. I coś mi się w końcu udało i będę się tego trzymać póki co... No teraz już wiesz Mrs. Gorzka ;) I zrobię sobie takie poszukiwanie straconego czasu i może coś odkryję jakąś prawdę o sobie. I może w końcu przypomnę sobie, jak się pisze, bo wraz z własną tożsamością straciłam pewne umiejętności i część wspomnień.  Niech się więc stanie i niech się dzieje, co chce.