Przejdź do głównej zawartości

Dotyk

    


   

   Mrs. Gorzka jest dzisiaj niespokojna. Obsesyjnie słucha jednej piosenki i obsesyjnie myśli tylko o jednym... W nocy też wciąż myślała, choć spała. Wszystko kumuluje jej się w kilku miejscach, a zaczyna oczywiście od głowy. Och ta głowa, jakby ją tak obciąć i schować gdzieś do ciemnej szafy, byłby spokój.       
     Podobno zmysł dotyku umiera ostatni. Już się nie widzi, nie słyszy, tylko się czuje. Jak ludzie rekompensują sobie jego brak w życiu? Czy to w ogóle można czymś zastąpić? Dlaczego tego zawsze najbardziej brakuje, a nikt o tym nie mówi i się nie przyznaje? Człowiek nie kochany, to człowiek nie dotykany podobno...
     Czy wzrokiem można dotknąć? Na Gorzką kiedyś jeden pan się obraził, bo stwierdził, że nie można tak rozmówcy patrzeć cały czas w oczy, bo to krępuje. Hmm... Gorzką drażni to, że ktoś z nią rozmawia i nie patrzy jej w oczy. Ale ten pan ani się Gorzkiej nie podobał, ani w ogóle nic, tylko ciekawie mówił. To on miał problem. 
W Gorzkiej cudzy wzrok wywołuje dreszcz, oczywiście nie każdy, dopiero dwa razy się tak zdarzyło, dotyk natomiast już nie. Gorzka nigdy nie miała łaskotek. Albo właściwe jako dziecko nauczyła się do tego stopnia kontrolować swoje ciało, że tak już jej po prostu zostało. Ostatnio stało się jednak całkiem przypadkiem coś dziwnego. Poczuła czyjś dotyk i przeszedł ją dreszcz,  taki nieszczególnie wielki, ale Gorzka  nosi go teraz w sobie i nie może się uspokoić, bo wszystko nabrało innego wymiaru. Oprócz oczu i uszu okazało się, że ma jeszcze ciało. Tzn. ona zawsze wiedziała, że ma ręce, nogi, cycki no i głowę przede wszystkim i całą resztę, ale używała do dotychczasowego życia chyba głównie głowy i oczu. Mrs. Gorzka wie, że na tym się nie skończy, bo jak Gorzka ma dreszcze, to zawsze jest ciąg dalszy, a ona się już nie może doczekać i chce więcej. 
Dobrze że jeszcze ją takie małe rzeczy cieszą, choć dla niej to wcale nie jest taka mała rzecz.









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w