Przejdź do głównej zawartości

Pięć koszmarków przedświątecznych

 


 

    Mrs. Gorzka przygotowuje się do świąt. Do tych cholernych świąt. Skoro wszyscy to robią, to ona też musi. Ale Gorzka świąt nie lubi, bo nie wie właściwe, co to znaczy. Oczywiście teraz jako dorosła osoba, która musi dawać przykład, robi to wszystko, żeby ktoś się ucieszył. Tylko po to, to robi.
   Pierwszy koszmarek przedświąteczny - sprzątanie. Gorzka sprząta rzadko, ale jak już sprząta to gruntownie przy okazji pozbywając się z szuflad, półek i pudełek jakichś okruchów swojego życia. To Gorzka lubi. Bardzo lubi wyrzucać do śmieci te wszystkie ważne kiedyś dla niej rzeczy. Tak powoli usuwa wszystko, co z nią związane, aż w końcu nic nie zostanie. Mówi sobie oczywiście, że to potrzebne na zmiany, żeby przyszło coś nowego, trzeba pozbyć się staroci, ale to tylko przykrywka. Tylko właśnie to sprzątanie przed świętami nijak nie wpisuje się w odpowiedni czas i Gorzka musi się do niego zmuszać. A tego już nie lubi. Czas przed Bożym Narodzeniem nie skłania jej do większych życiowych przemyśleń. To przecież mają być radosne święta.
    Drugi koszmarek, chyba największy, robienie zakupów. Gorzka nie cierpi robić zakupów. Patrzy w sklepach na te ludzkie zakupy i nie rozumie, jak można to wszystko kupować. Stara się więc zawsze tak to urządzić, żeby po trochu coś tam zawsze dorzucić do codziennych. Z listą w głowie Gorzka wchodzi do sklepu i bierze po kolei zawsze to samo: warzywa, parówki, kabanosy, herbata zielona, kawa, od czasu do czasu dżem lub masło orzechowe i tak samo cukier, makaron, mąka, kasza, ketchup i musztarda, masło ser żółty i biały dla niej, kocia karma. Z okazji świąt dorzuciła przyprawę do piernika i cukier z wanilią. Innym razem gęś mrożoną oraz ser na sernik. Ostatnio też specjalnie wybrała się na ryby. Do sklepu oczywiście i po mięso też. Z tego wszystkiego zakupiła nieplanowaną paczkę papierosów oraz butelkę merlota. I tak wyglądają Gorzkiej przedświąteczne zakupy. A jeszcze kupiła wstążkę w kratkę oraz świeczki. 
   Trzeci koszmarek - gotowanie. Właściwe to lubi gotować, ale raczej nie takie ilości. Po pierwsze trzeba upiec gęś, bo Gorzka zawsze piecze na święta gęś. Ta gęś musi piec się kilka godzin i zawsze kończy się to poparzeniem i (k)nerwicą. I sprzątaniem kuchni i piekarnika. Potem dla niej może już nic nie być, byle tylko przemęczyć się do końca. Gorzka nie ma po świętach problemu z bólami brzucha, niestrawnością, utyciem, bo już wystarczy jej samo patrzenie na te ilości żarcia. 
    Czwarty koszmarek - rodzina. A z rodziną to się ładnie tylko na zdjęciach wygląda. Tu ci wtykają odgrzewane kotlety, musisz zjeść, bo nie daj boże się zmarnują, tam resztki bigosu, niedopieczone, ale pyszne ciasta i co najgorsze sałatki majonezowe, które od wigilii stoją w lodówce. Są święta, więc jedz. Gorzka rozumie, że każdy się napracował, że czym chata bogata, no ale kurcze ona nie wtyka na siłę nikomu swojej gęsi. 
    Koszmarek piąty - kieliszki. Oczywiście kieliszki z czymś.          W każdym domu z czymś innym. Gorzka zwykle w święta nie bywa kierowcą i musi się ze wszystkimi napić, bo się obrażą. Zamiast jeść, wlewa więc w siebie te najprzeróżniejsze trunki. I wciąga się niepotrzebnie w głupie dyskusje. Potem zawsze ktoś się obrazi, bo usłyszy gorzką prawdę. 
     No i tak wyglądają święta Gorzkiej. Nawet od kilku lat stara się coś zmienić, żeby nie było tak bardzo bezdusznie w te święta, ale i tak zawsze jest kryzys. Tylko w kościele ma święty spokój, więc chodzi. Tam odpoczywa.







Komentarze

  1. Wszyscy mamy podobne problemy w Święta (każde).! Gdy jesteśmy dzieciakami (czyli bez własnej rodziny) to chodzimy "po". Gdy mamy własna rodzinę ale jeszcze i rodziców ,też chodzimy "po". Potem gdy już nie mamy rodziców po obu stronach - wspominamy jak "bywaliśmy" i żałujemy że jednak już nie mamy gdzie chodzić. Chociaż zaczynamy bywać w innych miejscach w takie same Święta. (Tylko tam nie ma biesiadnych stołów)
    (Moja uwaga- przejrzyj tytuły bo mi się wydaje ,że masz napisane z błędami - a może tak właśnie chciałaś napisać.?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za uwagę:) Świąt nie lubiłam nawet jako dziecko, choć był czas, gdy naprawdę chciałam je polubić, ale się nie dało.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w