Przejdź do głównej zawartości

Czym babcie straszyły dzieci

W wielkim starym lesie, w którym co drugie drzewo jest niebezpieczne i podgląda każdego nieświadomego niczego przechodnia, wydarzyła się historia, która jednym może wydawać się nieprawdziwa, a inni powiedzą, że to szczera prawda. Tak naprawdę to nie jest istotne, do której grupy się zaliczasz, historia i tak pozostanie historią i kiedyś umrze wraz z ostatnią osobą, która o niej usłyszała. 

Dzieci często bawiły się lesie. Choćby z tego względu, że nikt z dorosłych nie widział i nie słyszał, czym tak naprawdę się zajmują. Tym samym w lesie czuły się dość swobodnie nie tylko w słowach, ale i zachowaniach. Lubiły las również dlatego, że w lesie czasami bywało strasznie. Oczywiście nie aż tak bardzo. Tak odrobinę, żeby po każdym powrocie do domu czuły jeszcze dreszczyk emocji w postaci ściskania w żołądku i lekkich ciarkach na plecach, które i tak szybko mijały wraz z ciepłą kolacją i słodką herbatą przy rodzinnym stole. Płomienie huczały pod fajerkami, z telewizora sączyła się bajka o misiach, a rozłożone na łóżku pościele sprawiały, że oko co rusz się przymykało i koniec końcem dziecko zasypiało z kromką chleba w ręce. 

Czasem w lesie zbierały poziomki i grzyby. Nawet nie zauważały, że odeszły zbyt daleko od domów, a wtedy często na ich drodze pojawiał się mały ptaszek. Mały szary tłusty ptaszek wielkości wróbla z pomarańczowym brzuszkiem, który podbiegał im pod same nogi i przypatrywał się jak zbierają jagody i grzyby, a grzybów i jagód w tym czasie było coraz więcej i więcej, a dzieci oddalały się coraz bardziej i bardziej. Jak tylko go zauważyły, tak zaraz próbowały złapać, bo ptaszek wydawał się tak sympatyczny i wesoły, ale on za każdym razem, jak dziecko wyciągało rączkę, aby go dostać, odbiegał pół metra dalej, a ono oczywiście za nim. I tak ptaszek sprowadzał dzieci na manowce. Najczęściej jednak wybierał sobie jedną ofiarę, która odchodziła na bok za nim oddalając się coraz bardziej od reszty. A potem to dziecko już nie wracało do domu. Dlatego na wsiach wszystkie babcie straszyły dzieci ptaszkiem, który wyprowadza w głąb lasu i zabiera ze sobą dziecko na bagna. Dlaczego straszyły babcie ptaszkiem, a nie na przykład czarną wołgą? Bo czarne wołgi po lasach nie jeździły, a ptaszki już owszem bywały. Jak w inny sposób ochronić dzieci przed wielkimi lasami, które ciągną się kilometrami, że zgubiwszy się w nich niepodobna trafić z powrotem do domu? A poza tym historia o ptaszku była wygodna, bo on naprawdę istnieje.

Stąd pojawiła się  historia o braciszku i siostrzyczce, którzy nieposłuszni uciekli do lasu zbierać jagody, choć babcia zabroniła. Natknęły się i one na tego ptaszka, za którym oczywiście goniły i nikt już ich potem nie odnalazł, a co się z nimi stało, też nie wiadomo. Czym jeszcze babcie dzieci straszyły?

Ptaszynę można w lesie można spotkać do tej pory. Czy to rudzik? Trochę za tłusty na rudzika i za mało strachliwy. Możesz oczywiście za nim iść w głąb lasu, ale jak się skończy Twoja historia, to już tego nie wiadomo. 

 










 

 

Komentarze

  1. Po pierwsze: cudne fotki.
    Po drugie: babcia straszyła mnie 'bobokiem', a naprawdę wolałabym żeby ptaszkiem z rudym brzuszkiem :) Tyle tylko, że ptaszkiem chyba by mnie nie wystraszyła :)
    Po trzecie: Kocham rudziki, przychodzą też do mojego ogrodu :)
    I po czwarte: Mój wierszyk :) z ostatnich tygodni, jakoś tak a'propos mi sie skojarzył

    'nieskończenie'

    drzewa

    żyją

    milczeniem


    cichych tajemnic

    nie zdradzą


    ukrywają

    chwile

    i słowa


    nieskończenie...



    -pola

    Dobrego tygodnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za ten wierszyk, dopiero dzisiaj przeczytałam. Chodzę czasem po lesie i przychodzą mi myśli do głowy, co te drzewa widziały i słyszały, nawet nam się w głowie nie mieści. Ja nie wiem, czy ten ptak to rudzik, on w lesie zachowuje się zupełnie inaczej, tak jakby w ogóle się ludzi nie bał. A Twój "bobok" to mi się skojarzył z "dydkiem". Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Mnie niczym nie straszono w dzieciństwie. Może dlatego do tej pory nie boję się lasów, opuszczonych cmentarzysk etc. Zgubić też się nie boję, zawsze jest jakieś wyjście z takiej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo słusznie, że nie straszono, mnie natomiast babcie i prababcie straszyły, ale też łażę po lasach i opuszczonych cmentarzyskach - jakoś najwidoczniej miałam dobrą zaprawę w dzieciństwie.

      Usuń
  3. Babcie mnie straszyły i ciociobabcie że w studni jest prababka i bym nie zaglądała bo mnie wciągnie. Omijałam studnie szeroko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To musiała być ciekawa historia o tej prababce w studni. Studnie w dzieciństwie mnie drażniły, bo ludzie nie zabezpieczali ich dobrze i topiły się w nich koty.

      Usuń
  4. Jak byłam na wsi u cioci, słuchałam jej opowieści-horrorów. Bałam się, ale lubiłam słuchać.
    Pozostała mi do dziś sympatia do horrorów, choć nie wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubiłam słuchać takich opowieści. Dla mnie wszystkie horrory to pikuś, kiedyś oglądałam je nałogowo, ale niektóre są strasznie kiepskie, ale i tak wolę obejrzeć kiepski horror niż polską komedię romantyczną.

      Usuń
  5. Białych myśli
    lekkich jak puch,
    niech Anioł
    przywieje z nieba,
    otworzy skrzydłem
    nadziei moc,
    i niech kolędę zaśpiewa!

    Bo już nadchodzi ten piękny dzień,
    gdy wszystko się rodzi na nowo,
    usiądźcie więc
    i w blasku świąt,
    pożyjcie znów kolorowo!

    Z okazji Świąt Bożego Narodzenia przyjmij tą drogą, Gorzka, najszczersze życzenia zdrowia, radosnego uśmiechu, budującej nadziei oraz wszelkiej pomyślności
    Pola :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Długo do Ciebie nie zaglądałam. Jak dla mnie chciałabym tak budować i pisać jak Ty, by spisać dzieciom opowiadane baśnie. Choć Twoja opowieść to nie baśń. I faktycznie oddałaś ten klimat starego lasu, Gdzie taka szczególna tajemnica choć wszystko ma człowiek przed oczyma. Mnie nie straszono w dzieciństwie rządną opowieścią, ani fikcyjną postacią. Przepiękne zdjęcia. I tak dotrwaliśmy do kolejnego tygodnia świątecznego :) Spokojnego tego tygodnia, pięknych zdjęć, uśmiechu i szczęścia, by broń boże w leniwe zimowe dni czasami nie przysypiał na zapiecku :) cudowności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, miło mi to czytać, dla Ciebie również niech ten tydzień będzie szczególny :)

      Usuń
  7. Mądra historia nie tak straszna by spędzić noc z powiek ale dostatecznie by dzieci zapamiętały i były ostrożne, postać ptaszka bardziej wiarogodna od leśnych potworów i ukazuje, że właśnie to co piękne i słodkie może nas zgubić. Może i my dorośli czasem ślepo podążmy za czymś co nas zachwyci zapominając o całym świecie... Ja też lubię chodzić do lasu i przyznaję czasem zapominam czym babcie straszyły :)
    Wszystkiego dobrego na święta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo słuszne spostrzeżenie, bo rzeczywiście ptaszek to całkiem wiarygodna postać, a co bystrzejsze dziecko szybko się połapie, że leśne potwory to babcie pewnie sobie wymyśliły, żeby je postraszyć. Szczęśliwego Nowego Roku :)

      Usuń
  8. Mnie nie straszyły babcie na szczęście, a las uwielbiam. Miło się czyta Twoją opowiastkę. Dobrego i normalnego roku 2021. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wzajemnie, szczęśliwego i dobrego Nowego Roku 2021.

      Usuń
  9. Mnie też nie straszono niczym. Do lasu zawsze lubiłam chodzić i zaglądać do każdej dziury. Ale opowiastka fajna, budzi wyobraźnię. Ściskam mocno.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dużo radości w 2021 roku :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w