Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2020

Zapchajdziura

Tadeusz Różewicz "Pożegnanie" Myślała że świat jest smutny dokoła że kwiaty są smutne i deszcz że smutek się zagnieździł w szorstkiej wełnie pachnącej rezedą że smutne są głosy odjeżdżających że smutny jest wesoły dorożkarz który pali z bicza myślała niebo i ziemia smucą się nad miarę a to kręciły się koła szybsze i dalsze Szerokie bezbrzeżne. Od pewnego czasu wszystko stanęło. No może nie całkiem stanęło, bo rusza się, ale zdecydowanie w ślimaczym tempie. Sprawy, które Gorzkiej niemalże właziły na plecy, teraz pozostały gdzieś tam w tyle, a ona się zastanawia, czy w ogóle warto. Wszyscy natomiast koncentrują się na zażywaniu domowych pieleszy. Głównie chodzi o przeprowadzanie wszelakich możliwych remontów, które jeszcze przed paroma miesiącami wcale nie były konieczne, które gdzieś tam sobie tkwiły w postaci nie do końca zidentyfikowanych projektów, ale w końcu doszły do drzwi i zapukały. Puk, puk, może to j

Na co komu droga

         Motyw drogi to jeden z najbardziej skazanych na sukces tematów. Czy to będzie książka, film, muzyka,  czy może wystawa fotografii w lokalnej galerii pewne jest, że przyciągnie dość sporą rzeszę odbiorców. Co ma w sobie ten kawałek asfaltowej, betonowej lub ze zwykłego piachu , żużlu i kamienia utoczonej mniej lub bardziej prostej nawierzchni? Czasem wznoszącej się lub opadającej, z mniejszymi lub większymi dziurami najczęściej prostokątnej, długiej, bo zwykle bez końca, płaszczyzny? Dlaczego ta prosta wyrysowana ludzkimi potrzebami tak wszystkich niepokoi, ale i zachwyca? Ona jest przecież z nami od wieków. Powinna się nam już znudzić. Wszystko wskazuje jednak na to, że jest nam po prostu potrzebna do życia. Cóż jest piękniejszego od mglistego punkciku na końcu równej jak stół autostrady, od zwykłej ekspresówki obsadzonej po bokach drzewami, od lipowej alei prowadzącej nie wiadomo gdzie, od leśnej, piaszczystej drogi, która nigdy się nie kończy, a niespodzianek ma więcej ni

Pani Lipa czyli lokalna legenda

Gdy życie dobije cię swoją niefrasobliwością, a nie, przepraszam, nie życie, bo ono jest cudowne, gdy ludzie porządnie przetrzepią cię swoją super życzliwością, przeczytaj sobie bajkę, bo one zazwyczaj dobrze się kończą. Pora więc na kolejnego odgrzewanego kotleta czyli ni to bajkę, ni to legendę z rejonów Wąsosza. W lesie było mokro od padającego deszczu. Nie rozwinięte jeszcze dobrze liście, nie chroniły wcale przed spadającymi kroplami, które jak wściekłe wpadały za kołnierz. Runo było wilgotne i zimne. Zielone gałązki barwinka łapały przemoknięte buty, ale od naporu ludzkiej siły, puszczały w końcu zrezygnowane.Wątłe to jeszcze wszystko było, bo to dopiero maj się zaczął po niezwykle suchym kwietniu, bardziej było jeszcze szaro i brązowo niż zielono. Ale to wydarzyło się jeszcze dawniej... Ktoś szybko szedł po leśnym runie oglądając się za siebie niespokojnie. Bardzo wczesny ranek ledwie rozświetlał słabo widoczną ścieżkę wzdłuż dębowego młodnika. Niespokojne drzewa niosły j