Przejdź do głównej zawartości

Pani Lipa czyli lokalna legenda

Gdy życie dobije cię swoją niefrasobliwością, a nie, przepraszam, nie życie, bo ono jest cudowne, gdy ludzie porządnie przetrzepią cię swoją super życzliwością, przeczytaj sobie bajkę, bo one zazwyczaj dobrze się kończą. Pora więc na kolejnego odgrzewanego kotleta czyli ni to bajkę, ni to legendę z rejonów Wąsosza.

W lesie było mokro od padającego deszczu. Nie rozwinięte jeszcze dobrze liście, nie chroniły wcale przed spadającymi kroplami, które jak wściekłe wpadały za kołnierz. Runo było wilgotne i zimne. Zielone gałązki barwinka łapały przemoknięte buty, ale od naporu ludzkiej siły, puszczały w końcu zrezygnowane.Wątłe to jeszcze wszystko było, bo to dopiero maj się zaczął po niezwykle suchym kwietniu, bardziej było jeszcze szaro i brązowo niż zielono.
Ale to wydarzyło się jeszcze dawniej...
Ktoś szybko szedł po leśnym runie oglądając się za siebie niespokojnie. Bardzo wczesny ranek ledwie rozświetlał słabo widoczną ścieżkę wzdłuż dębowego młodnika. Niespokojne drzewa niosły jakąś dziwną pieśń przerywaną co chwila klaśnięciami kropli deszczu na tych rozwiniętych już młodych liściach.  Niosło się to echem i brzmiało jak jakieś dalekie przytłumione odgłosy walk. Wybrał potężną lipę, wcale nie tak  daleko od drogi, którą by objąć, potrzeba z dwunastu chłopów. To dobre miejsce. Nie ma tu drugiego tak charakterystycznego drzewa. Ostrożnie zdjął z pleców ciężki kufer z mosiężnymi okuciami i odłożył go na bok. Zabrał się za kopanie. Trudno mu to szło, bo w ziemi pełno było korzeni, więc oddalił się nieco na południową stronę. Przez chwilę wstrzymał pracę, bo wydawało mu się, że usłyszał jakieś kroki, coś poruszyło się między drzewami. Zwierzę to było czy człowiek? Blady świt nie pozwolił domyślić się, co zamajaczyło mu przez chwilę przed oczami. To złowieszcze klaskanie deszczu sprawiło, że wystąpił mu zimny pot na czoło, a szpadel wyślizgnął się z ręki. A jednak to człowiek. Wyłonił się spomiędzy drzew jak jakaś zjawa i ze spokojem patrzył, jak sługa kopie przy tym wielkim drzewie. Bogaty Żyd (znowu) zlecił swojemu słudze zakopanie pokaźnego majątku. Dużo tego było i złota i srebra w najróżniejszej postaci. Kazał wyjść mu wcześnie rano, by nikt nic nie widział, a on za nim powoli szedł, by sprawdzić, czy czasem nie przyjdzie mu ochota, uciec z całym jego majątkiem. Obiecał mu za to woreczek złotych monet. Gdy dół był gotowy, podszedł blisko niego, przez chwilę zmierzyli się wzrokiem i patrzył jak sługa próbuje zrzucić kufer. Nie pozwolił mu na to. Kazał mu wskoczyć do dołu i sam mu podał swój swoje złoto, by czasem skrzynia się nie uszkodziła. Gdy chłop posłusznie położył go na dnie, wyciągnął pospiesznie rękę, by pan pomógł mu się wydostać. Nie dane mu jednak było wyjść z wykopanego dla siebie samego grobu. Uderzony kilkakrotnie narzędziem w głowę, upadł wprost na skarb, by pilnować go przez wieki. 
Żyd nie spieszył się z zakopywaniem. Robił to powoli i bardzo dokładnie mamrocząc przy tym cicho. Po godzinie świt objawił się już czerwoną zorzą, a miejsce zbrodni było zupełnie niewidoczne, przykryte warstwą zeszłorocznych liści, mchu i uschniętych gałęzi. Mężczyzna spokojnie wrócił do domu. Nie wiadomo, czy ktoś obserwował to zdarzenie z ukrycia, czy Żyd sam się komuś przypadkiem wygadał, ale we wsi z czasem rozniosła się wieść, że w lesie gdzieś ukryte jest złoto, a miejsca pilnuje duch służącego, by czasem skarb nie wpadł w niepowołane ręce. Od wieków ludzie kopią w tym miejscu z nadzieją na szybkie wzbogacenie się z marnym jednak skutkiem, bo podobno wszyscy i tak uciekają wystraszeni nie wiadomo czym. 
Niedługo po tym, w miejscu przy lipie, dokładnie 23 kwietnia 1863 roku, rozegrały się inne ważne wydarzenia związane z czasami powstania styczniowego.  Ludzie powiadają, że całe polany barwinka urosły tam właśnie na krwi powstańców. 
W czasie drugiej wojny światowej miejscowi na polecenie Niemców kopali tam długi okop, który teraz wskazuje drogę do starej lipy. Pani Lipa już nie jest taka sama. Po dawnym pniu nie ma wcale śladu, ale od niego wyrosły nowe pędy, które teraz są już potężnymi drzewami. Miejsce jako świadectwo tak ważnych wydarzeń, wciąż jest pamiętane. Nie brak również śmiałków, którzy jeszcze wierzą w przekazywaną ustnie legendę o ukrytym skarbie i kopią wokół szukając złota, co zresztą bardzo dobrze widać po wykopanych wokół drzewa dziurach.

Bajka to czy nie bajka, nie warto się o to kłócić. A że źle się skończyła, nic przecież nie szkodzi, są i takie bajki, co się źle kończą, zupełnie inaczej niż byśmy chcieli. Jak to w życiu bywa.













Komentarze

  1. W mojej wsi, z pokolenia na pokolenie, przekazywana jest bardzo podobna legenda ( opowieść?). Tylko w tej "naszej" lokalnej, zamiast lipy, był stary buk ( nota bene chodzę tą dróżką regularnie z "kijami"). I trupa u nas nie było. Tylko przekaz, że "ktoś" zakopał tam skarb. Za moich czasów nikt już nie kopał i nie szukał, ale wcześniej podobno robiono to regularnie. Buka już nie ma, zmarł śmiercią naturalną, a legendy żyją swoim życiem, to niesamowite...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakieś 40 lat temu był strach, że lipa całkiem uschnie, bo główny pień po prostu rozpadł się ze starości, ale lipa dała radę i te dzisiejsze pnie to jej odrosty. To miejsce jest szczególne głównie przez stoczone tam walki, a legenda może ostatnio trochę przycichła, ale jeszcze jakieś 20 lat temu ludzie wciąż tam kopali, zresztą pełno tam wokół dołów. Te legendy bardzo często się powielają po różnych rejonach Polski, ale wciąż żyją i to jest fajne :)

      Usuń
  2. I znów świetna dokumentacyjna robota. naprawdę, cudownie absorbujesz te opowieści. Wiesz, jak się nazywały dawniej te, które wiedziały i znały historie? Uważaj, czasy niepewne. Troszkę się śmieję, ale zazdroszczę Ci, w pozytywnym znaczeniu, tej wiedzy. Bardzo mi się podoba Twoja praca. I zdjęcia na dowód. Mniam!!
    PS. Przedostatnie z drogą przez las, dla mnie to doskonały kadr :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, jak się nazywały, ale głośno tego nie powiem ;) Nie będę ryzykować. Czasy jak najbardziej niepewne. Dla mnie to rzeczywiście dokument. Nie chciałabym kiedyś o nich zapomnieć, bo już miałam problem z przypomnieniem sobie dokładnie, jak to szło, a ludzie też zapominają i zmieniają, kręcą, że czasem trudno ustalić prawdziwą wersję. Zdjęcia wyszły, jakie wyszły. Padało akurat, cieszę się, że się podobają :)))

      Usuń
  3. Zaczytałam się. Mroczna legenda. I piękne opisy przyrody. Wiesz, nieraz jak idziesz zapomnianym lasem wyczuwasz miejsca, które ukazują się twoim oczom i pokazują swoje tajemnicze piękno, ale nie chętnie zapraszają, by zakłócić im spokój swoją obecnością. Mają w sobie coś z modlitwy. Dobrego dnia z uśmiechem w tle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie są miejsca, które same snują opowieść, trzeba się tylko dobrze wsłuchać. Mam zawsze wrażenie, że one mnie całkiem chętnie przyjmują. Tak jak z tą lipą. Byłam tam tylko raz w życiu jakieś 20 lat temu. Bałam się, że nie znajdę, ale nogi same poniosły. Pozdrawiam serdecznie :))

      Usuń
  4. Ale po co ona tam chciał ten swój skarb zakopać? I czy ktoś próbował się do skarbu dostać?
    Ciekawa legenda i piękne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie czasy były niepewne i chciał go porządnie zabezpieczyć. Do tego skarbu kopał niejeden, jakoś nie wykonałam odpowiednich zdjęć, na których byłoby widać, ile wokół dziur, są i całkiem świeże.

      Usuń
  5. Ile takich miejsc jest w Polsce, tak wiele... tyle historii opowieści legend i przyrody która chowa tajemnicę. Ciekawe to wszystko...

    OdpowiedzUsuń
  6. znam finał jednej z takich bajek. pod głogiem być miało zakopane mienie po bogatych Niemcach, których wojna pognała precz. kopał syn właścicieli. po cichu, że niby w obejściu robi porządki. Pagórek rozkopał na trzy mniejsze z dziurą w środku. przestał, gdy znalazł - przedwojenny dół na wapno.

    OdpowiedzUsuń
  7. Lipa. Wspaniałe drzewo. Kojarzy mi się z latem, słońcem i słodyczą. I herbatką lipową.
    Słodyszkowska lipa, moja równolatka, uschła w ubiegłym roku... Na jej miejscu rośnie już nowa. Wierzę, że długie życie przed nią.
    Po przeczytaniu Twojej 'bajki' mam gęsią skórkę. A zdjęcia piękne:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie przekazując sobie tę historię też mają gęsią skórkę, szczególnie dzieci, gdy słyszą :)

      Usuń
  8. Las przepięknie wygląda w tej porze roku :D
    Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ten las jest piękny, głównie rosną tam graby i dęby. Pozdrawiam :)

      Usuń
  9. Ależ piękne miejsce Gorzka, magiczne można by rzec. Zachwycające. I ciekawa legenda. Lubię Twoje wpisy, bo zawsze tyle w nich jest magi i klimatu. Można się wczuć w twój tekst. Pozdrawiam Cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  10. Ileż to, przy poszukiwaniu takich skarbów, nasionek pada w odpowiednie miejsce a po chwili rodzi się z nich wiele większych skarbów niźli potencjalnie zakopane.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w