Przejdź do głównej zawartości

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?

 Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają.
W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha  i z ust do ust krążyły mrożące krew w żyłach opowieści i umilały długie wieczory przy darciu pierza lub łuskaniu fasoli. To już nie te czasy. Teraz to tylko przypomina odgrzewanie kotleta...

Karczma stała w środku lasu. Tak, kiedyś to był las z prawdziwego zdarzenia. Na rozstajnych drogach stały krzyże lub kapliczki, ludzie przemierzali kilometry pieszo lub co najwyżej na wozie z konnym zaprzęgiem.  Drzewa grube, co najmniej stuletnie, gęstymi koronami przysłaniały całe niebo, że jechało się jak jakimś ciemnym tunelem z duszą na ramieniu, że a nuż jakiś Robin wyskoczy i bezczelnie złupi. I gdzieś tam  w środku tych dziewiczych lasów stała sobie karczma dla strudzonych wędrowców. Jako że była to jedyna taka w okolicy, to i ruch nie był tam wcale najgorszy. No nie porówna Gorzka go do Orlenu na A1 w sezonie letnim, ale jak na tamte czasy wcale niezgorzej.
No i razu jednego do tej karczmy zawitał ksiądz albo może nawet biskup. Ksiądz był bogaty jak to ksiądz, więc przybył konno, był dobrze ubrany i pech chciał, że wychodząc zapomniał zabrać swoje eleganckie, skórzane rękawiczki. Zawrócił więc w drodze z myślą, że na pewno będą na niego czekały w gospodzie. Właściciel karczmy jak to Żyd (no bo jak nie Żyd) rozłożył bezradnie ręce, że żadnych rękawic nie ma, pewnie ksiądz gdzie indziej zostawił, odwrócił się na pięcie i odszedł. Nie mógł duchowny znieść takiej zniewagi, że nie dość, że go okradziono, to jeszcze zlekceważono i obrażono. Też się odwrócił na pięcie i wyszedł trzaskając drzwiami. Tylko że w progu jeszcze ze złością wymamrotał pod nosem, że niech ta karczma za to wszystko i ze wszystkim zapadnie się pod ziemię. No i biedak nie zdążył dosiąść swojego rumaka, bo cała chałpa z Żydem, jego złotem i z nim samym runęła z hukiem pozostawiając tylko głęboką przepaść.
Z czasem lokalni mieszkańcy nadali jej nazwę "Zapadły Dół". Droga przestała być  uczęszczana, teraz to już tylko tubylcy, którzy na grzyby chodzą, wiedzą gdzie on się znajduje, ale rzadko tam zaglądają, bo podobno straszy. Kto się nie boi, ten wie, że w samym dole widnieje sadzawka o regularnym kształcie prostokąta, który ma przypominać, gdzie gospoda miała swoje fundamenty. Latem, gdy wody ubywa, często jest on tylko porośnięty gęstą zieloną  trawą i podobno można dostrzec wtedy jeszcze koniec komina.
Ile jest prawdy w tej legendzie? Kto to wie... Jedno jest pewne, ludzie w to wierzą, a głównie w to, że właścicielem karczmy był bogaty Żyd, który zapadał się pod ziemię z całym swoim niemałym dobytkiem. Co rusz znajdowali się ochotnicy, którzy próbowali przeklęte miejsce przekopywać, żeby wyciągnąć kufer pełen srebrnych i złotych monet. Nikomu się nie udało, bo podobno jak tylko zabierali się do roboty, siły nieczyste przeganiały ich z powrotem do domów i potem drugi raz nie mieli odwagi. Bo skarbu pilnuje trup Żyda, księdza i psa. Skąd ten pies a nie np. koń to już nie wiadomo. Inna wersja mówi, że to baby nasłały tego księdza na gospodę, bo chłopy tylko tam siedzieli i pili, zamiast brać się do roboty. 
Znalazł się i w rodzie Gorzkiej stryj odważny, który zaprawiony w malowaniu ikon i szukaniu po bagnach pożydowskiego złota, postanowił i tutaj spróbować swoich sił. Stryj przyjechał z Warszawy ze znajomym, zabrali Gorzkiej dziadka, odpowiedni ekwipunek i udali się wczesnym popołudniem szukać skarbów. Wrócili, jak już było ciemno, nic przy sobie nie mieli, tylko odzywać się nic nie chcieli, a rano szybko zabrali się i wyjechali. Dziadek natomiast puścił wodze fantazji i wnuczęta usłyszały o czarnych psach z żarzącymi się ślepiami, strasznych jękach i obezwładniającej sile, która wyrwała im łopaty z rąk, że musieli na złamanie karku pędzić do domu. A to trzeba powiedzieć, blisko nie jest, bo kilka kilometrów szczerych lasów. Zziajani, mokrzy i wystraszeni już się tam więcej nie zapuścili i to była chyba ostatnia próba przejęcia żydowskiego majątku. Dziadek przekazał, że nic nie znaleźli, bo ich diabły postraszyły...

A zapadły dół istnieje dalej i pewnie istniał będzie. Za duży jest, żeby go zakopać czy zrównać z ziemią i nadal robi wrażenie. 

Komentarze

  1. Lubię takie mroczne legendy. Zastanawiam się czy to miejsce istnieje naprawdę, ale pewnie nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście że istnieje, ale trochę ciężko je sfotografować zwykłym aparatem. I znam osobiście naocznych świadków :) A zainspirowałam się Twoim ostatnim tekstem :)

      Usuń
    2. Istnieje ja tam byłam

      Usuń
  2. Bardzo dobra opowieść
    Wierzę w życie pozagrobowe i widzę że owy Żyd też o tym wszystkich przekonuje

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy to był prawdziwy Żyd, czy tylko ktoś naznaczony "pewnymi cechami" , w końcu każda wieś miała takiego swojego. A że to Polska, to i otrzymał taki przydomek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo kto ,jak kto, ale Żyd pieniądze zawsze miał😘😍

      Usuń
  4. Biegam tamtedy regularnie, legendę słyszałem już jak byłem dzieckiem. Fajnie opisana ta legenda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam nie chodzę, bo się boję ;) Dziękuję za komentarz :))

      Usuń
  5. legenda ta u nas brzmi inaczej że ksiądz jechał z eucharystiom do chorego i ludzie tam pijani zaczęli się wyśmiewać ,i ksiądz rzekł NIECH TO SIĘ WSZYSTKO ZAPADNIE i ziemia pochłonęła wszystkich

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest kilka wersji tej legendy, która i czy w ogóle jest prawdziwa, to trudno stwierdzić, bo to przecież tylko opowieść przekazywana drogą ustną, a ja również dodałam coś niecoś od siebie. U nas tzn, gdzie? Jest jeszcze gdzieś Zapadły dół czy chodzi o ten sam? Dziękują za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Historia jak od Stephena Kinga .

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest jest taki dół . Mieszkam na tej uroczej wiosce ..
    A legenda jest i troche prawdy w każdej z historii a mojego dziadka ojciec opowiadał mu historie z nim związane . I z tym księdzem historię słyszałem ale trochę inną wersję ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo chętnie usłyszę inne wersje i inne historie związane z tym miejscem. :)

      Usuń
  8. A ja powiem tak Gorzkiej 😍 pieniądze szczęścia nie dają
    Najwięcej pokładów szczęścia jest w nas .
    Chowamy je skrzętniej od Żyda i za nic nie potrafimy później do nich trafić😆

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie dają, ale lepiej je mieć niż nie mieć :)

      Usuń
  9. Dokładnie, zawsze lepiej mieć coś w zanadrzu

    OdpowiedzUsuń
  10. Ekran powiększony do granic możliwości, mogę pisać :))) Przeczytałem kilka razy. Ba. Przeczytałem chłonąc. A wiesz czemu? Bo zainteresowałaś. Zresztą zawsze interesujesz, ale ten ostatni wpis taki...inny. Odwołałaś się do tęsknot i do archetypów, co było strzałem w dziesiątkę, bo ludzie uwielbiają archetypy, choć czasami nawet nie wiedzą, że w nich te rzeczy siedzą. Ot, baśnie i wszystko jasne. mamy i stuletnie drzewa, mamy i rozstaje, mamy i historię, która opowiadano przy ognisku, albo i przy lampie naftowej. Piękna to historia, a żywo przypomina mi "Konopielkę". Pewnie trzeba być antropologiem kultury albo etnografem, by powiedzieć, ze ta historia krąży w polskich podaniach dość często. Ja takowym nie jestem, ale znam co najmniej trzy wersje tej opowieści. I dobrze. Bo ludzie pragną niezwykłości. Pragną najpierw zedrzeć z czegoś tajemnicę, by potem samemu w nią coś innego ubrać. bardzo się ciesze, ze napisałaś ten tekst, bo bardzo ładnie pokazał (ba, ja to dostrzegam, ale inni niekoniecznie), jak ładnie budujesz swój świat. jak zaprzęgasz wyobraźnię do tego, by zaczęła pracować. Dobra, bardzo dobra robota! Przepraszam Cię, ze tak z opóźnieniem, ale chała okropna z widzeniem, więc czasami nawet tej klawiatury nie widzę. Bardzo, bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i Gorzką również :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za tak obszerne podsumowanie. Przyznam, że to taki trochę eksperyment, bo masz rację mówiąc, że ludzie lubią takie klimaty i rzeczywiście post cieszy się dużą popularnością, i w końcu przebił moją "Spowiedź" :D, a myślałam, że to już niemożliwe :D Naprawdę ta opowieść istnieje gdzieś indziej, myślałam, że to całkowicie nasza lokalna. To ciekawe co piszesz o zaprzęganiu wyobraźni, no i rzeczywiście tak jest, bo czasem bardzo ciężko mi ją uruchomić, a kiedyś tak nie było, zresztą po to ten blog, żeby mózg żył, żeby trochę go rozruszać. Dziękuję za pozdrowienia, Gorzka też i również pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :))))

      Usuń
  11. Wprowadziłaś Gorzką w klimat grozy, a ona i tak sobie poradziła
    Twarda sztuka...

    OdpowiedzUsuń
  12. Zdecydowanie zainteresowało :) Uwierzyłam, bo wyobraźnia moja granic nie posiada.

    OdpowiedzUsuń
  13. Historia robi wrażenie, ale zastanawia mnie jedno, kto wie co powiedział ksiądz skoro wszystkich wciągnęło pod Ziemie ? :D
    w każdej legendzie jednak jest ziarenko prawdy więc w tej zapewno jakieś ziarenko też się skrywa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie dlatego jest też kilka wiersji, bo nikt tak naprawdę nie wie, jak to rzeczywiście było. Pozdrawiam :)

      Usuń
  14. Pięknie ubierasz myśli w słowa. Nie brakuje Ci również wyobraźni. Super

    OdpowiedzUsuń
  15. Sporo jest tych legend właśnie z karczmami w roli głównej...znam takie historie, karczmy już nie ma ale dziwne moce pozostały i wspomnienia.... pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ciekawa legenda. W moim mieście jest ulica Zapadła. Czy wiąże się z nią podobna historia?
    I kto ją znajdzie lub wymyśli?

    OdpowiedzUsuń
  17. Tak, też cudownie wspominam zabawy w chowanego. Pamiętam także grę w podchody z czasów harcerstwa. Fantastyczne czasy! I ludzie! Świetnie nawiązałaś do dorosłego życia- ludzie dorośli chowaja sie najlepiej, bo wchodzą w role, potrafią grać, przywdziewać maski. Nie tak jak dzieci. Dzieci są naturalne, spontaniczne i szczere. Bye!

    OdpowiedzUsuń
  18. U mnie babcia opowiadała że w karczmie hucznie się bawili w czasie postu i kiedy ksiądz tam przybył powiedział że za karę "niech ta karczma się zapadnie ze wszystkimi grzesznikami w środku"

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w