Mrs. Gorzka myśli usilnie od początku tygodnia, co by tu napisać, w zamierzeniach ma poukładany tekst, który ma początek, koniec, rozwinięcie, który ma po prostu ręce i nogi i który, gdy się go przeczyta, to się wie, o czym on jest. Niestety najgorszy jest brak tematu, bo jak tu coś stworzyć, jak się nie wie, o czym chce się pisać. Powstanie więc tekst, który znów będzie o wszystkim i o niczym.
Próbuję sobie przypomnieć, jak zaczął mi się tydzień, może coś mi przyjdzie do głowy...
Ach już wiem. Mrs. Gorzka ma w swoim mieszkaniu miejsce, na którym, gdy się położy w ciągu dnia, gdzieś w godzinach od 12 do 14, to śnią jej się prorocze sny, oczywiście nie zawsze i zwykle nie ma czasu, żeby się tak położyć, bo przede wszystkim musi być wtedy w domu, musi mieć czas, musi być sama i musi ją nurtować jakiś problem. Z tym ostatnim to akurat nie ma problemu, bo to jest norma, ale z resztą już jest gorzej. No ale od czasu do czasu zdarza się taki moment. Tym miejscem jest ogromna kanapa. Mrs. Gorzka wybiera ten kąt, gdzie głowa znajduje się bezpośrednio przy dużym oknie, trochę wyżej niż nogi, przykrywa się kocem i stara się wtedy zasnąć no i czasem właśnie wtedy przyśni jej się coś, co jest odpowiedzią lub jakąś wskazówką. Oczywiście nie mówimy tutaj o symbolach typu: przyśniły mi się grzyby, więc wpadnie jakaś dodatkowa kasa i tym podobne, bo to byłoby zbyt łatwe. Tę zdolność Gorzka odkryła już dość dawno całkiem przypadkiem, gdy przyśniły jej się numery totolotka i których oczywiście nie skreśliła, a które potem zostały wylosowane. Tak więc mam takie magiczne miejsce w moim mieszkaniu. Ostatnio również coś mi się takiego przyśniło, już wiedziałam, że stanie się coś ważnego. No i się stało, Gorzka wprawiła w ruch coś, co stało w miejscu od jakiegoś czasu.
Potem Gorzka była w kościele i nie mogła sobie znaleźć miejsca. Po co w ogóle tam polazła? Wszystkie ławki były zajęte, została tylko jedna strasznie wysoka, na której też już ktoś siedział, no ale to było jedyne wolne miejsce. Strasznie mi się tam siedziało, bo czułam się jak jakiś sędzia, który na wszystko patrzy z góry. W pewnej chwili zobaczyłam wolne miejsce nieco niżej, chciałam się tam dosiąść, ale mnie nie chcieli wpuścić, po prostu mi się nie posunęli, bo to miejsce nie dla mnie. Chciałam zacząć krzyczeć, ale pomyślałam, że przecież jestem w kościele i musiałam zostać na tym swoim tronie. Okropnie się tam czułam, bo ja w takich miejscach, to najchętniej się chowam, a tu taki zaszczyt... Powiedziałam sobie, że już nigdy więcej tam nie polezę. Tylko że się już stało. Bo to wszystko poruszyło lawinę. I tak pod koniec tygodnia delektuję się tymi efektami, które wywołałam. Nie jest to może coś aż tak bardzo spektakularnego, ale jak na moje możliwości, to i tak dużo. A właściwie to zrobiłam tylko jedną małą rzecz, tylko że nie dla siebie...
Oczywiście każdy powie, że jakie tam prorocze sny... No ale ja wiem, że to jest kolejny kawałek układanki. Układanki, która zaczyna nabierać realnych kształtów i której jestem bardzo ciekawa.
Komentarze
Prześlij komentarz