Przejdź do głównej zawartości

Pilnuj jej, bo ci ktoś ją porwie...

      Jak to kiedyś jeden pan napisał "Skoro się powiedziało A - to przecież, B nie wypada", a Gorzka właśnie musi powiedzieć B, skoro powiedziała A. Ale tak właściwie to dosłownie nic nie powiedziała. Nie kłapała jeszcze dziobem. Czy koniecznie trzeba powiedzieć, żeby się zadeklarować? Gorzka nie wie. Boi się, że przypadkiem wpakowała się w kłopoty. Słowa dla Gorzkiej niewiele znaczą, bo Gorzka ma porywczy charakter i rzuca słowami jak kulami, trzaska przy tym drzwiami lub rzuca przedmiotami, ale zawsze przy tym jest słowotok. Niestety po dziesięciu minutach nie pamięta, co krzyczała, ale wciąż jest obrażona. Najlepiej byłoby ją wtedy związać i przytulić, ale niewielu zna tę metodę. 
Nawet jeśli składała kiedyś komuś jakieś deklaracje, to tak naprawdę niewiele z nich pamięta. Właściwe jaką moc mają słowa? Czy same słowa mogą związać coś na zawsze? Istnieje przekonanie, że żeby coś się stało, to trzeba to wypowiedzieć na głos. Podobno wtedy się stanie. Gorzka tak wykrzyczała nad Adriatykiem swoje życzenie, no i się spełniło. Tak czy siak Gorzka ma dzisiaj dylemat, czy aby na pewno się zadeklarowała. Jeszcze nic nie mówiła ustami, ale robiła inne rzeczy. I teraz nie chce wyjść znowu na idiotkę, bo już myśli, czy aby się nie wycofać. Ale ktoś jej z góry wciąż mówi "nie możesz". Gdyby nie ten głos, to już dawno by uciekła. 
Zastanawia się, na ile oddała siebie wypowiadając pewne słowa, a na ile poprzez pewne czyny. Słowo stało się ciałem. A co jeśli najpierw było ciało, a potem dopiero słowo? Właściwe to jest chyba dość nagminne i  nie ma w tym nic a nic złego.Gorzka ma mętlik w głowie. Słodki mętlik póki co. A wszystko przez progesteron i papierosy. Nie pali od kilku dni. I tak naprawdę to ma dosyć tych wszystkich słów i tego wszystkiego i dzisiaj tylko chce, żeby ją ktoś porwał, po prostu żeby sama nie musiała się deklarować, bo znowu zacznie myśleć za dużo i nic z tego nie wyjdzie. Zdrowy rozsądek zawsze u niej wygrywa. Ale gdyby tak ją ktoś porwał, to już nic nie musiałaby robić i tego chce najbardziej w tej chwili. Jutro oczywiście będzie pewnie chcieć czegoś innego, no ale jeszcze trwa dzisiaj...




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Czym babcie straszyły dzieci

W wielkim starym lesie, w którym co drugie drzewo jest niebezpieczne i podgląda każdego nieświadomego niczego przechodnia, wydarzyła się historia, która jednym może wydawać się nieprawdziwa, a inni powiedzą, że to szczera prawda. Tak naprawdę to nie jest istotne, do której grupy się zaliczasz, historia i tak pozostanie historią i kiedyś umrze wraz z ostatnią osobą, która o niej usłyszała.  Dzieci często bawiły się lesie. Choćby z tego względu, że nikt z dorosłych nie widział i nie słyszał, czym tak naprawdę się zajmują. Tym samym w lesie czuły się dość swobodnie nie tylko w słowach, ale i zachowaniach. Lubiły las również dlatego, że w lesie czasami bywało strasznie. Oczywiście nie aż tak bardzo. Tak odrobinę, żeby po każdym powrocie do domu czuły jeszcze dreszczyk emocji w postaci ściskania w żołądku i lekkich ciarkach na plecach, które i tak szybko mijały wraz z ciepłą kolacją i słodką herbatą przy rodzinnym stole. Płomienie huczały pod fajerkami, z telewizora sączyła się bajka o ...

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog...