Przejdź do głównej zawartości

Opłaca się szukać

   



     Czy trzeba mieć coś ważnego do powiedzenia, żeby napisać, stworzyć jakiś tekst? Czy każdy tekst ma jakieś przesłanie? Ile trzeba przeczytać, żeby to stwierdzić? Ja zazwyczaj trafiam dobrze, ale nie zawsze sama wybieram. Czasem jest to tylko jedno zdanie, które zmienia wszystko...
     I tak pewnego dnia poczułam niesamowitą potrzebę wybudzenia się. Tak, tak, przespałam bardzo dużą część swojego życia. Tak bardzo przespałam, że zapomniałam, że czytałam, pisałam, myślałam, oglądałam, że cieszyłam się. I nagle przyszedł ten moment, że poczułam, że muszę sobie coś zacząć przypominać, przede wszystkim, po co jestem, że moja osoba na pewno nie definiuje się tylko w tym jednym prowizorycznym aspekcie. Owszem, zdarzały się w tym długim okresie takie jakby przebłyski, ale tylko wtedy, gdy z jakiegoś powodu musiałam pracować nad pewnym własnym samodoskonaleniem. 
Wiem, że skoro dostałam takie możliwości i jeszcze do tego wszystkie okoliczności sprzyjały temu, żeby to się powiodło, to nie mogę teraz tego odrzucić z własnego poczucia niespełnienia, niezadowolenia i zwykłego jakiegoś braku. Zaczynam coraz bardziej dostrzegać, że Ktoś mnie kocha, że robi wszystko, żebym  do tego doszła. Najpierw małymi aluzjami, a potem, ponieważ nie działało, potężnym uderzeniem. I jeszcze jakby tego było mało, nie doświadcza mnie jak Hioba samymi nieszczęściami, lecz daje mi niesamowite szczęście i radość. Takie coś nie dostaje się od tak, nie wygrywa się na loterii, nie jestem szczęściarą, choć taką kiedyś dostałam ksywę. Jak mogę zachować się w takiej sytuacji? Oczywiście  przyjmuję tak jak jest z wszelkimi konsekwencjami. 
       No i właśnie wracając do tematu mojego zaśnięcia, jak zaczęłam się wybudzać, nie byłam nawet w stanie stwierdzić, co chcę przeczytać, a chciałam po prostu od czegoś zacząć. Niestety nie wiedziałam zupełnie jak się za to zabrać. Zaczęłam więc szukać jakiegoś przewodnika, a ponieważ nie było nikogo, kto by się nadawał, stwierdziłam, że zrobi to przypadkowa osoba. Poszłam więc do biblioteki i poprosiłam pana, żeby mi polecił jakąś książkę, oczywiście trochę powiedziałam, czego oczekuję i liczyłam na to, że dostanę coś, co mnie poruszy, obudzi, da mi jakąś wskazówkę. Stało się oczywiście inaczej, nic nie odkryłam, ale zaczęłam czytać. Poszłam więc kolejny raz, znów to samo i znów...  Oczywiście w tym czasie równolegle podejmowałam się przeróżnych zajęć, prac, które może w jakiś sposób pomogą mi zrozumieć, co ja ma teraz robić. Rozmawiałam z przypadkowymi osobami, bo a nóż widelec, coś znajdę. Trwało to około dwóch lat, w końcu taką to przybrało formę, że powoli zaczęłam sama wybierać i z pewnych rzeczy rezygnować, pewnych rzeczy próbować, a jeśli np. znów oddałam się ślepej woli bibliotekarki, to dostawałam coś, co trafiało w 100%. Skusiłam się ostatnio na zakup książki (a nie zakupiłam książki chyba z 15 lat) przypadkowej, okazało się, że kupiłam książkę o sobie... Postanowiłam iść za ciosem i poszłam znów do biblioteki i wzięłam pierwszą lepszą książkę i co się okazuje, znów trafiłam w dziesiątkę. Tak mi się to spodobało, że zaczęłam zauważać, że wszystko zaczyna się układać w jakąś magiczną układankę i potrzeba tylko klucza, żeby ją rozwiązać. I w końcu nawet klucz się znalazł... co prawda tylko we śnie, ale otworzył niezwykłe drzwi.
     Nie mogę wątpić, że to nie ma sensu, bo ma. Tylko życie samo w sobie nie ma sensu. Bawię się teraz tym odkrywaniem, z jednej rzeczy rezygnuję, zaczynam inne, szukam. Opłaca się szukać. Szukajcie a znajdziecie!! Najgorsze co można zrobić, to się położyć i leżeć, poddać się i stwierdzić, że nic nie ma sensu, że po co...  Takie małe rzeczy tylko ucieszą, po co mi wielki i majestatyczny SENS, przecież to nie ma sensu... 
     No i tak, czy tekst musi coś ze sobą nieść? Pewnie jeśli się pisze z myślą o odbiorcy, to tak, póki co ja piszę do szuflady, więc nie mam wyrzutów. Po ciężkim tygodniu trudno było coś sklecić...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w