Przejdź do głównej zawartości

Święty spokój

      Mrs. Gorzka nie pisze ostatnio, nie wie co. Myśli ma zaprzątnięte jedną sprawą. Uporczywą sprawą, która nie daje jej spokoju. Chciałaby, żeby to już się zakończyło lub przeszło w inną fazę, a to wciąż leży i kwiczy jak bluzka w serduszka. 
      Mrs. Gorzka pojechała dzisiaj z bardzo ważną sprawą, naprawdę, ale też nie mogła się skupić na niej i odlatywała co chwilę, a potem stwierdziła, że jest obserwowana. Ona sobie tak odlatuje gdzieś tam i myśli tysiąc na minutę, a tu się okazuje, że jakiś pan chce się nią zaopiekować, a ona tu przecież przyjechała jako opiekunka no i jak to tak.
Pan niby zajęty pracą, a siedzi i obserwuje. I Gorzka tak naprawdę wygląda na potrzebującą pomocy? Śmieszne to się wydaje, a może to nie bluzka w serduszka leży i krzyczy, a ona coś wyprawia? Może to jej ciało krzyczy i woła, skoro widzą coś inni, a ona sama tego jeszcze nie pojmuje? Ale ona świetnie wie, co krzyczy, co chce wyjść, co się domaga, ona już siebie świetnie poznała i w końcu być może polubiła... Ale wyjść nie pozwala, jeszcze nie, a czy kiedyś pozwoli? Mrs. Gorzka stoi przed dylematem, o czyje szczęście tutaj chodzi, czy o jej własne, czy może znów ktoś chce wyjść przed szereg? Czy ma zapukać i poprosić, czy znów dać sobie spokój? 
Spokój tak kiedyś upragniony, tak wyczekiwany i przekonanie, że w życiu chodzi tylko o ten spokój i że to szczęście niesamowite go posiadać. A potem jednak przychodzi czas, gdy okazuje się, że ten spokój to za mało i pragnie się czegoś więcej, że to wszystko tylko pozorne i traci się szacunek do siebie, bo się człowiek oddał za święty spokój... Że zbił tę gorączkę zwykłym acz niezwykle przydatnym paracetamolem... A potem nadchodzi czas, gdy lek przestaje działać i człowiek się miota i dusi i nie wie, co ze sobą zrobić. Gorzka takich ludzi spotyka od czasu do czasu i sama taka jest. Takie nie wiadomo co, bo niby wie, co chce, bo tak by pewnie chcieli inni, no i ona też oczywiście tego chce, no bo jednak jak może chcieć czegoś innego, ale gdzieś tam, to ona wcale tego nie chce i chciałaby czegoś innego. Ale ona się boi, że kogoś zawiedzie, no i takie dobre czasy mamy i nie doceniamy no i bla bla bla. No i Gorzka jest tym wiecznym dzieckiem upupiona i kiedy w końcu się wyrwie? Kiedy to dziecko w końcu przestanie drzeć japę? Strasznie ciężko dochodzi się do dorosłości. Przynajmniej ona tak uważa. Pewnie większość pozostaje dziećmi na zawsze. Okropnymi, rozwrzeszczanymi bachorami, które tylko chcą... Ona ma ochotę takiego jednego bachora złapać i stłuc. Pomóc mu dorosnąć, bo czterdzieści kilka lat to aż nadto i najwyższa pora z tym skończyć. Tylko co ma zrobić, jeśli ten ktoś tak pokochał święty spokój, że już nic innego nie dochodzi do głosu. Stał się po prostu rybą. I co wtedy?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w