Mrs. Gorzka kiedyś zepsuła budzik. Taki nakręcany, na sprężynę. Uwielbiała go nakręcać, naciągała tę sprężynę delikatnie, ale konsekwentnie. Najpierw zdecydowanie i mocno, a potem coraz wolniej i wolniej, delikatnie, dopóki nie poczuła oczekiwanego oporu, ale potem też jeszcze trochę próbowała, czy aby jeszcze tak odrobinę do przodu da radę. I kiedyś nastąpiło wielkie trach. Ukochana sprężyna pękła i Gorzka mogła już sobie kręcić do woli, a oporu i tak nie było. Stary zegarek umarł. Przestało jej sprawiać przyjemność nakręcanie. Trzeba go było wyrzucić. Potem doszła cała masa zamków do drzwi z kluczami. Drzwi, które trzeba było otwierać, a klucze nie chciały się kręcić, obracać, albo łamały się w rękach. Aż dziw, że Mrs. Gorzka ma tak dużo siły w dłoniach, że klucze łamie. Sfrustrowana przestała zamykać drzwi i tak jej zostało do dzisiaj. U Gorzkiej drzwi są zawsze otwarte. Strach pomyśleć, kto może do niej wleźć, ale drzwi nie zamyka. Nie może. Teraz to już nawet nie rozumie, po co je w ogóle zamykać.
Czy można być jak budzik? Okrutne porównywać człowieka do zegarka. Ale ludzie albo sami się tak nakręcają, albo są nakręcani. I czasami następuje to wyczekiwane, sprowokowane trach. Gorzka nakręca siebie tak ostatnio i jeszcze na kimś sprawdza wytrzymałość sprężyny. A ta sprężyna jest piękna i Gorzka bardzo o nią dba, żeby czasem jej za mocno nie dokręcić. W końcu ma już jakieś doświadczenie. Wsłuchuje się bardzo dokładnie w cały mechanizm, najmniejszy gest nie umknie jej uwadze, najdelikatniejszy szelest. Z człowiekiem nie można przecież jak z budzikiem.
Komentarze
Prześlij komentarz