Przejdź do głównej zawartości

Nakręć mnie

      Mrs. Gorzka kiedyś zepsuła budzik. Taki nakręcany, na sprężynę. Uwielbiała go nakręcać, naciągała tę sprężynę delikatnie, ale konsekwentnie. Najpierw zdecydowanie i mocno, a potem coraz wolniej i wolniej, delikatnie, dopóki nie poczuła oczekiwanego oporu, ale potem też jeszcze trochę próbowała, czy aby jeszcze tak odrobinę do przodu da radę. I kiedyś nastąpiło wielkie trach. Ukochana sprężyna pękła i Gorzka mogła już sobie kręcić do woli, a oporu i tak nie było. Stary zegarek umarł. Przestało jej sprawiać przyjemność nakręcanie. Trzeba go było wyrzucić. Potem doszła cała masa zamków do drzwi z kluczami. Drzwi, które trzeba było otwierać, a klucze nie chciały się kręcić, obracać, albo łamały się w rękach. Aż dziw, że Mrs. Gorzka ma tak dużo siły w dłoniach, że klucze łamie. Sfrustrowana przestała zamykać drzwi i tak jej zostało do dzisiaj. U Gorzkiej drzwi są zawsze otwarte. Strach pomyśleć, kto może do niej wleźć, ale drzwi nie zamyka. Nie może. Teraz to już nawet nie rozumie, po co je w ogóle zamykać. 
Czy można być jak budzik? Okrutne porównywać człowieka do zegarka. Ale ludzie albo sami się tak nakręcają, albo są nakręcani. I czasami następuje to wyczekiwane, sprowokowane trach. Gorzka nakręca siebie tak ostatnio i jeszcze na kimś sprawdza wytrzymałość sprężyny. A ta sprężyna jest piękna i Gorzka bardzo o nią dba, żeby czasem jej za mocno nie dokręcić. W końcu ma już jakieś doświadczenie. Wsłuchuje się bardzo dokładnie w cały mechanizm, najmniejszy gest nie umknie jej uwadze, najdelikatniejszy szelest. Z człowiekiem nie można przecież jak z budzikiem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Czym babcie straszyły dzieci

W wielkim starym lesie, w którym co drugie drzewo jest niebezpieczne i podgląda każdego nieświadomego niczego przechodnia, wydarzyła się historia, która jednym może wydawać się nieprawdziwa, a inni powiedzą, że to szczera prawda. Tak naprawdę to nie jest istotne, do której grupy się zaliczasz, historia i tak pozostanie historią i kiedyś umrze wraz z ostatnią osobą, która o niej usłyszała.  Dzieci często bawiły się lesie. Choćby z tego względu, że nikt z dorosłych nie widział i nie słyszał, czym tak naprawdę się zajmują. Tym samym w lesie czuły się dość swobodnie nie tylko w słowach, ale i zachowaniach. Lubiły las również dlatego, że w lesie czasami bywało strasznie. Oczywiście nie aż tak bardzo. Tak odrobinę, żeby po każdym powrocie do domu czuły jeszcze dreszczyk emocji w postaci ściskania w żołądku i lekkich ciarkach na plecach, które i tak szybko mijały wraz z ciepłą kolacją i słodką herbatą przy rodzinnym stole. Płomienie huczały pod fajerkami, z telewizora sączyła się bajka o ...

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog...