Przejdź do głównej zawartości

Stary wypruty miś

     
      Mrs. Gorzka jako małe dziecko miała wielkie marzenie. Otóż chciała posiadać misia pluszowego, takiego prostego uszatka. Dzieci na podwórku mówiły, że gdy spada gwiazda, trzeba wypowiedzieć życzenie, wtedy się spełni. Mała Gorzka więc wypatrywała tej spadającej gwiazdy, ale jakoś nigdy wypatrzeć nie mogła, no i misia też nie było. Był pies miały pluszowy i  pies duży pluszowy, któremu naderwała uszy i wypruła ogon, żeby choć trochę do misia był podobny. Ale z psa misia się nie da zrobić, tak samo zresztą jak z jeża czy kota. A jej ten miś był potrzeby, bo inne dzieci miały i brały je wieczorem do łóżka i z nimi zasypiały. Co wieczór tak samo. 
Mała Gorzka zasypiała sama w pustym domu. Codziennie wlokła do łóżka inną lalkę lub pluszaka, czasem brała wszystkie na raz, a czasem nic. A ten miś to miała być taka constans. Coś, co chciała celebrować co wieczór, po całym każdym długim dniu. Ale misia nie było i nie ma do teraz. Zresztą Mrs. Gorzka szybko o misiu zapomniała, bo zauważyła, że są ciekawsze rzeczy, które można robić, gdy nikogo w domu nie ma. 
Ale tęsknota za constans została. Co dziwne coraz bardziej się jej wydaje, że okropnie trudno coś takiego w ogóle znaleźć. Wszystko codziennie jest inne. Nawet kawa, za każdym razem parzona tak samo, wciąż smakuje inaczej. Co wieczór niebo jest inne. Każdego ranka w lustrze nogi wyglądają inaczej, włosy to już w ogóle nie wiadomo co. Przeczytane wczoraj zdanie, dzisiaj szczerzy kły, z maków opadły wszystkie płatki, a łabędzie z rzeki gdzieś uciekły. Tylko psy i kot wydawałoby się, są takie same wciąż. Ale gdzie tam. Jeden się dzisiaj obraził nie wiadomo czemu i nie chciał śniadania, a kot przyszedł spóźniony i też nic nie jadł,  tylko poszedł prosto na poduszkę. Ostatnio Mrs. Gorzkiej świat i czas się zatrzymał na chwilę w czyichś oczach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w