Przejdź do głównej zawartości

Wypożyczalnia

         Mrs. Gorzka mieszka i żyje w wielkiej wypożyczalni. Pani, która ją zawsze obsługuje, nosi okulary, nie farbuje włosów i uśmiecha się do niej zawsze na ulicy, a ostatnio powiedziała jej nawet "dzień dobry". Wypożyczalnia jest tak duża, że Gorzka nie wie, czy w ogóle zdąży w niej wszystko obejrzeć, dotknąć, pożyczyć choć na chwilę. Do tego ma wielkie szczęście, bo zwykle dostaje to, co zechce. Ostatnio na przykład wypożyczyła sobie aparat fotograficzny i robi zdjęcia. Jedną z największych zalet lub może mankamentów tej właśnie wypożyczalni jest to, że można wypożyczać na jak długo się chce, choć tak na prawdę nikt nigdy nie wie, jak długo wypożyczenie będzie trwało. Może to być miesiąc, może to być rok, ale równie dobrze może to być wieczność. To jest zawsze niespodzianka, choć może być dla niektórych przykra. Wypożyczyć można rzeczy nie tylko materialne i to jest w tym wszystkim najlepsze. Mrs. Gorzka robi sobie czasem listę, co chciałaby teraz, ale gdy tam już jest, zwykle to przypadek decyduje o nowym nabytku. Chodzą słuchy jednak, że to nie jest przypadek, że ktoś w to wszystko ingeruje, ale wierzą w to tylko ci, którzy chcą w to wierzyć. Reszta podchodzi do tego dość sceptycznie. Co niektórzy uśmiechają się pobłażliwie, inni wcale się nad tym nie zastanawiają. 
Czasem, gdy Mrs. Gorzka jest w tym ogromnym miejscu, przerażają ją co niektóre rekwizyty, a inne, to nawet nie wie, do czego mogą służyć. Zdarzają się jakieś takie mocno przykurzone, są  i piękne i brzydkie, duże i małe, a niektóre są jak pchły, bo ciężko je zauważyć, dopiero jak ugryzą to widać, co nam zostało wypożyczone.
Mrs. Gorzka wszystko co posiada, pochodzi właśnie z owej wypożyczalni. I nawet polubiła tę zasadę, że nigdy nic do końca nie jest wiadome, że to co ma, może jutro będzie musiała oddać. Doceniła w ten sposób pewne rzeczy, a z innych cieszy się, póki trwają. Nawet gdy gryzą ja pchły.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w