Przejdź do głównej zawartości

Na przystanku

       Rano na przystanku. Kilkoro ludzi i mgła. I spaliny. I brak słońca. I kolejny dzień zaczął się Mrs. Gorzkiej. Patrzy po twarzach, żeby coś wyczytać, patrzy pod nogi, nie zagląda w oczy, bo wtedy niektórzy źle się czują, inni zaraz myślą, że coś się od nich chce, więc niezauważalnie przesuwają się w drugi koniec, żeby dać mu spokój. Jeszcze tylko dzieci stoją w grupkach i śmieją się, a przecież muszą jechać do szkoły i mamuśki, które widzą się tutaj codziennie rano te kilka minut. Oj wsiadłaby  sobie Gorzka w ten autobus i pojechała z nimi wszystkimi, żeby jeszcze trochę pobyć w tej mgle i spalinach, które najbardziej osiadają na włosach i płaszczach, przedłużyć sobie o te nawet dwadzieścia minut ten poranny marazm, bo wstać jej się znów dzisiaj nie chciało. Fotel w autobusie może niezbyt wygodny, ale można odwrócić się do szyby, przykleić nos i pozwolić sobie na niekontrolowane, przemieszane przyjmowanie wszelakich rozmów, które tworzą się w prawdziwe patchworki, potworki, żmijki, frankensztajny.  I tak Mrs. Gorzka zanurzy się w te rozmowy, spaliny, mgły i przyśnie sobie na chwilę i tylko od czasu do czasu obudzi ją jakiś nieskontrolowany okrzyk dziecka, a ona wtedy spojrzy na zegarek i pomyśli, że to jeszcze nie czas wysiadać, że jeszcze dobre pół godziny jazdy...
Tak się Gorzkiej na sentymenty wzięło, a tu zamiast autobusu do samochodu trzeba siąść, złapać za kierownicę i kierować, bo samo nie pojedzie. Ale jak ruszy, to przynajmniej pokaźny niebieski obłok za sobą zostawi, bo samochód upodobał sobie szczególnie olej i Gorzka już niedługo chyba będzie sam olej tankować zamiast diesla. No i przecież ona zegarka nie nosi, więc też sobie na niego nie spojrzy.  Zostanie natomiast sam na sam ze sobą w samochodzie i "The Cure" włączy, bo jej się śpiewać dzisiaj nie chce i całą wielką szybę będzie mieć przed sobą, tylko nosa do niej nie przyklei. 
Ale właściwie to przecież nic jej się nie musi chcieć. Kto powiedział, że ona musi w skowronkach rano wstawać i śpiewać sobie całą drogę i brać udział we wszystkich rozmowach i słuchać wszystkich... Kto powiedział, że tak trzeba? Niech sobie tak robią ci, co chcą. Ona nie chce. Ona sobie dzisiaj siądzie przy biurku na wprost okna i będzie patrzeć na nogi, które ludzi gdzieś niosą. I wszystko będzie ok.

Komentarze

  1. Bardzo melancholijny wpis :) ale mimo tego nastroju jakoś tak mi radośnie po przeczytaniu... może taki miał być efekt, może to efekt uboczny przez te dobrze dobrane słowa i piękny opis atmosfery. Ale mnie poruszyło. Bardzo. :)
    Dobrego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Poranny spacer zombiaków do swoich prac. Czasem tylko gdzieś przebiegnie Marysia z koszyczkiem..

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w