Wszyscy tylko wkoło, że trzeba budować. Albo tworzyć. Najpierw dokładnie zaplanować, rozrysować, znaleźć fachowców, zdobyć materiał i potem tylko cegiełka po cegiełce. Można zacząć normalnie, jak to jest w zwyczaju, po ludzku, od fundamentów. I potem tylko dokładać, dopieszczać, dogłaskiwać, doprzytulać itd. Podobno można zacząć od dymu z komina... Podobno zdarzają się fachowcy, którzy strasznie to wszystko utrudniają i nie pozwalają, żeby jeden dom zbyt różnił się od reszty. No ale Mrs. Gorzka jeszcze domu nie budowała i właściwie nic takiego nie ma w planach. No ale byłaby niemądra, gdyby myślała, że to o dom z cegieł tylko chodzi. I tak jej przyszła do głowy bajka o świnkach, które uprawiały samowolkę, bo każda postawiła sobie taki domek, jaki chciała. Ruszasz w drogę, opuszczasz jeden dom, to musisz stworzyć sobie nowy. Jakie to okrutne. Niech żyją świnki, które budują domy z cegieł!! Dom z cegieł to jest luksus. Domów z cegieł jest w Polsce najwięcej. I niektórych nikt nie chce kupić i stoją puste w środku. A może świnka od patyków zaczynała budowę od środka. Tak jak Mrs. Gorzka. Codziennie, mozolnie od rana to samo: najpierw podnieść jedną rękę, potem drugą, potem jedną nogę, potem drugą, no a w końcu głowę. Potem zjeść śniadanie i ruszyć w drogę. Dokładnie na około 12-14 godzin. A potem spać. I potem znowu wstać. I znowu zacząć od prawej ręki... Świnka od patyków ma najlepsze chody. W końcu przecież udało jej się uciec dwa razy przed wilkiem. Tylko ona jedna dokonała tego czynu. Ale nikt o niej nie mówi, bo domy z cegieł to przecież luksus. Świnka od cegieł nie jest przemądrzała, dzieli się z biedniejszymi świnkami, to wzór do naśladowania. No i ileż jeszcze można o tych świnkach!? I kto Gorzkiej wytłumaczy, w czym tkwi fenomen tej bajki? Gorzka tej bajki nie lubi, bo kojarzy jej się z Syzyfem, a ona nie chce pchać i pchać tego swojego kamienia. Zaczyna więc budowę od środka.
Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog
Komentarze
Prześlij komentarz