Przejdź do głównej zawartości

"Znów ta miłość" Doris Lessing

        
Lato. Spektakl w środku lasu. Zapach rozgrzanej żywicy miesza się z pyłem suchego piasku, którego mnóstwo pod nogami. "Ostatnie promienie słońca ślizgają się po przypadkowo wybranych przedmiotach". Wszystkiemu towarzyszy przejmująca muzyka fletów, obojów i cykad. Fascynująca historia nieszczęśliwej miłości zapomnianej artystki namiesza w życiu poważnym ludziom, bo przecież "nawet bóg nie jest mądry w  miłości"...

To moje trzecie podejście do tej autorki i znów, gdy skończyłam, zupełnie nie wiem, co myśleć o książce. Może proste "ręce mi opadły" wystarczy? I pomyśleć, że w trakcie czytania już miałam odłożyć, dać sobie spokój, bo środowisko reżyserów, aktorów teatralnych i całej reszty pracującej przy spektaklach, to nie mój świat (choć teatr bardzo lubię). Męczyłam się okropnie czytając i właśnie w połowie książki naszła mnie genialna myśl, że to być może zabieg celowy autorki.

Miłość -  "stan ten uważa się powszechnie za niepoważny, a nawet komiczny", a "kupidyn razi swoje ofiary strzałami, a nie różami". Tak , tak - miłość to nie róże, to strzały, które rozdawane są niesprawiedliwie, bo ktoś ma chyba z tego niezłą zabawę, że inni się męczą. Przecież główna bohaterka w wieku trochę po sześćdziesiątce  zakochuje się w młodszym mężczyźnie, a bliski przyjaciel w nieżyjącej artystce. I męczą się. Muszą skupić się na pracy, a tu takie coś. I co tu teraz z tym zrobić? Ból emocjonalny przechodzi z czasem w ból fizyczny. Dziwne, ale ja czytając również poczułam ten ból... 
Mimo tego cierpienia Sara musi skupić się na pracy, a jeszcze do tego opędzać się od niechcianych adoratorów, pomóc przyjacielowi, który wplątał się w jeszcze gorszą historię niż ona, zaangażować się w pogubione życie wnuczki i swojej najbliższej rodziny. 
Tylko dlaczego ta miłość jest takim nieszczęściem? Jest odwzajemniona przecież. Ale bohaterka choć bardzo pragnie, to nie angażuje się. Męczy się, a potem robi wszystko, żeby zapomnieć, nie spotkać się przypadkiem.To przejdzie jak inna choroba. Bo miłość to choroba jak wszystkie inne. A to czas ją najlepiej leczy. I pozostawia ślad w środku już na zawsze. Pozostaje pytanie - dlaczego bohaterka nie angażuje się w to uczucie? Bo pewnie byłoby zbyt łatwo? Bo może potem ból byłby jeszcze większy?  Sara odpowiedziała sobie sama, zresztą tak jak większość kobiet - nie ma sensu angażować się w coś, co i tak nie ma przyszłości. Lepiej zdusić wcześniej, bo potem może być jeszcze gorzej, ale czy na pewno? Oczywiście na to nie ma odpowiedzi, bo autorka jak zwykle nie daje żadnych. To do ciebie wybór należy. Bohaterka po prostu robi to, co większość kobiet pewnie by zrobiła. Ale czy słusznie?

Starość. 
To oczywiście nie jest pierwszy raz bohaterki. Kochała już może dwa, trzy razy. Ale teraz jest najgorzej, bo to uczucie poza swoją nieprzewidywalnością wlecze jeszcze za sobą inne klamoty, wcale nie łatwiejsze. Choćby starość, upływ czasu. Sara raz widzi siebie jako młodą dziewczynę, a za chwilę, choć nie wygląda na swój wiek,  jest starszą panią ze zmarszczkami i wiotką skórą. Tylko wewnątrz wciąż ta sama. Ale przecież "seksapil nie kończy się na cyckach i tyłku" - i chwała ci autorko za te słowa. Chociaż w dzisiejszym świecie ma się to pewnie jak piernik do wiatraka... 

Nie chciałabym, żeby książka wydała się infantylna, no bo o miłości. Autorka bardzo trzeźwo prowadzi całą akcję, nie ma miejsca na łzawe dialogi, sentymentalne bzdety. Dokładnie to samo robi główna bohaterka - jest praca, której należy się trzymać, tylko od czasu do czasu w samotności lub w tłumie czuje się te zimne pazury, które wbijają się tam gdzieś w okolicach mostka...
 
Jedni ludzie idą lekko przez życie, a inni się męczą. Czy aby na pewno? Każdy z nas jest w większości czasu sam ze sobą. Nikt z nas nie wie, co dzieje się w drugim człowieku, choć czasem możemy się domyślać, rozumieć, to najważniejsze egzaminy musimy zdać sami przed sobą i tylko my sami wiemy, ile to nas tak naprawdę kosztowało. I czy ten egzamin zdaliśmy jak należy czy nie.
W kobietach siła. Kobiety są silniejsze. Kobiety lepiej radzą sobie w takich sytuacjach. Sara żyje dalej, a przyjaciel umiera, czyżby zabrakło mu miłości? 

Polecam, jak ktoś lubi się męczyć ze sobą, to i z książką przyjemnie się pomęczy.  

Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Znów ta miłość".

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Czym babcie straszyły dzieci

W wielkim starym lesie, w którym co drugie drzewo jest niebezpieczne i podgląda każdego nieświadomego niczego przechodnia, wydarzyła się historia, która jednym może wydawać się nieprawdziwa, a inni powiedzą, że to szczera prawda. Tak naprawdę to nie jest istotne, do której grupy się zaliczasz, historia i tak pozostanie historią i kiedyś umrze wraz z ostatnią osobą, która o niej usłyszała.  Dzieci często bawiły się lesie. Choćby z tego względu, że nikt z dorosłych nie widział i nie słyszał, czym tak naprawdę się zajmują. Tym samym w lesie czuły się dość swobodnie nie tylko w słowach, ale i zachowaniach. Lubiły las również dlatego, że w lesie czasami bywało strasznie. Oczywiście nie aż tak bardzo. Tak odrobinę, żeby po każdym powrocie do domu czuły jeszcze dreszczyk emocji w postaci ściskania w żołądku i lekkich ciarkach na plecach, które i tak szybko mijały wraz z ciepłą kolacją i słodką herbatą przy rodzinnym stole. Płomienie huczały pod fajerkami, z telewizora sączyła się bajka o ...

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog...