Przejdź do głównej zawartości

Nawet bezpański kot musi mieć swoje pięć minut

Choć to już prawie jesień, dynia dopiero zakwitła. I Gorzka też już myślała, że nic z tego nie będzie, ale jednak zostawiła żółty pączek. Niech sobie rośnie, skoro wczorajszy mróz mu nie zaszkodził. Dziwne tak zakwitnąć dopiero jesienią, gdy już wszędzie prawie same badyle, a ona stwierdziła, że jednak wszystkim na złość zakwitnie i to tak całkiem do rzeczy. Ciekawe co ona robiła całe lato? Musiały ją jakieś strasznie ważne rzeczy zajmować, że tak nie miała zupełnie czasu. A tak to dopełniła się tym wrzosem, miechunką i obgryzioną już przez ząb czasu bladą różą. Ani nikt się tego nie spodziewał, ani nikt na to nie czekał. Kwiat jest jednak tak delikatny, że co najwyżej zwabi do siebie tylko pszczoły, ale owoców z tego nie będzie. No i ta dynia uratowała Gorzkiej życie. No może nie życie, ale przynajmniej zdjęcia, bo w zeszłym tygodniu się nie wypierzyło. Tak by sobie Gorzka wlazła w tego kwiatka i zasnęła. Całkiem przyzwoite byłoby z tego mieszkanie. Może przynajmniej na czas zimy. Chociaż do zimy jeszcze daleko, to wszyscy już o niej mówią i na nią czekają. W tym roku zima chyba zakończy jakieś ważne sprawy i ruszy wszystko do przodu. Tak przynajmniej mówi dynia, bo Gorzka musiała się nad nią nieźle nagimnastykować i przypadkiem usłyszała, o czym szumią wierzby i bajają dzikie koty, które cierpliwie czekają na miskę. 

Być w skórze tych kotów to zdecydowanie gorzej niż być tą spóźnioną dynią. Ale gdyby tak je podejrzeć, to całkiem beztrosko biegają po wyschniętych trawach i bawią się spadającymi liśćmi. A niech mają i one swoje pięć minut! Bezpańskie koty.

 

A Mrs. Gorzka znowu wypuszcza z ręki balon i zupełnie bez sensu przyznaje, że co tam kolejne dziesięć lat czy dwadzieścia, przecież i tak to wszystko psu na budę.

 


















 

Komentarze

  1. Pogody były takie spokojne, że dynia postanowiła się nie spieszyć. Mnie np. teraz jeszcze papryka kwitnie.
    W kuchni mam 15 stopni, co rano i wrażenie, że zima już przyszła, ale potem mi przechodzi kiedy wychodzę na zewnątrz i mam 25 stopni. Szalona pogoda. A drzewa pięknie żółkną, jelenie ryczą i ryczą...
    Na zdjęciu wrzosu od góry – fajnie się zakręcił, wrzoso-spiralka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja papryka też jeszcze kwitnie, ale wiem z doświadczenia, że nic już z tego nie będzie, ale mam krzaczki, które się wzięły o czasie i ładne strąki wiszą i czekają na zerwanie. U nas wczorajszego dnia był siwy na zewnątrz, co prawda nie wszędzie, ale jak sobie znalazł jakieś dobre miejsce, to przysiadł, a potem też było 25 stopni. A wiesz, że ten wrzos to właśnie tym zakręceniem zwrócił moją uwagę, pewnie dlatego doczekał się zdjęcia.

      Usuń
    2. Paprykę mam pierwszy raz. I za żadne skarby nie chce wyjść z domu. Od razu więdnie, a nie mam szklarni. I cóż, brak pszczółki, brak owocu. Muszę więcej o tym poczytać, bo mam sporo jeszcze nasion. Pewnie skończy się na zapylaniu pędzelkiem.

      Usuń
    3. Ja to wystawiam na balkon, zawsze tam jakiś zabłąkana pszczoła trafi.

      Usuń
  2. Nie mówię o zimie i nie czekam na nią. Nie lubię zimy i nie będę razem z innymi klaskać na jej widok. Zresztą czy zachwyt nią nie jest wydumany? Co w niej takiego pięknego? Brak kolorów? Barwy: czarna i biała? Zimno i konieczność dźwigania wielu swetrów na sobie? Może długie ciemne noce? Może przeziębienia, które w obecnej sytuacji zostaną uznane za jedyną słuszną chorobę? Lód, na którym ślizgają się nogi i zaspy w których toniesz i niemożność pójścia swoją drogą, tylko tą wydeptaną przez tłum? A może wiatr wciskający się wszędzie? Naprawdę Mrs. Gorzkiej podoba się zima i naprawdę na nią czeka? Ja czekam na wiosnę i lato i kolejny wyjazd nad morze oraz koniec jedynej słusznej choroby i możliwość patrzenia na ludzi, nie na zombie w maskach.
    Zdjęcia piękne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorzka nie czeka na zimę, a czy jej się podoba? Pewnie tak jak reszta pór roku. Właściwie to mamy szczęście, że mamy aż 6 licząc te wszystkie "przed". Nie wszyscy mają tak dobrze. Kolory zimą też się znajdą, tylko światło musi być odpowiednie, ale czarno-białe też ma swój urok - może tak jest łatwiej? A iść drogą wydeptaną przez tłum? Hmm - ja to wolę nawet brodzić w zaspach, choć przyznam, że w tłumie bywa wygodnie, ale to wcale nie znaczy lepiej. I przyznam, że też czekam na wyjazd - może być nad morze i tam, gdzie ciepło.A może jakiś mały spontan ;) - po co czekać do kolejnego lata :)) Mnie to się wydaje, że przez te maski, to mi przybyło zmarszczek :D

      Usuń
  3. Gorzka uwielbiam jesień z jej wszystkimi barwami. Jest tak słonecznie, że nie chce człowiek zostawać w domu, ciągnie go do tych kolorów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, tu taka piękna jesień, a ludzie już by zimę chcieli...

      Usuń
  4. Ciekawy tekst. Dwojako można go odczytać. Padło zdanie "kolejne dziesięć lat" które sugerujące, że Gorzka chyba miała urodziny :) a poprzedni tekst o dziwnym zachowaniu skóry na ciele kobiety ? Jak tak, to pięknych kolejnych lat. Sam kwiat na jesień, który nie da już owoców choć piękny i bardzo delikatny też może symbolizować piękno człowieka, bez względu na wiek :) a koty, jak to kotki - chadzają zawsze swoimi drogami. Ciekawe stworzonka, zwłaszcza jak w dowód wdzięczności przyniosą szczura na śniadanie do domu :) Zima też ma swój niepowtarzalny urok. Niesamowity, w zależności gdzie człowieka dopadnie. Wysnułam teorię spiskową :) Świat przyrody faktycznie powala i wprawia człowieka czasami w stan totalnego ogłupienia z zachwytu, zdziwienia i uczy pokory. Ciepło pozdrawiam i dobrego, pięknego jesiennego czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że odczytujesz go dwojako, bo o to mi zawsze chodzi, żeby to dało trochę do myślenia i zawsze jest jakieś drugie dno. Czy to urodziny? Nie wiem, może raczej narodziny? Muszę się nad tym zastanowić :) Masz rację, kwiat zwykle jest piękny sam w sobie i wcale nie musi wydawać owoców, chyba nikt tego zresztą nie oczekuje, już wystarczy samo to, że po prostu jest i ucieszył czyjeś oko. A to już cel wystarczający. A koty to takie bezdomne gdzieś się zadomowiły i egzystują tam już latami. Nie dadzą się pogłaskać, ale do każdego biegną, bo myślą, że dostaną jedzenie. Nikt ich nie chce. Również ciepło jesiennie pozdrawiam i wszystkiego dobrego :)

      Usuń
  5. Żyjesz przenikliwie Gorzka. Tak czuję. Przenikasz przyrodę, ludzkie natury, przenikasz upływający czas-wte i wewte :) I jeszcze coś na pewno :) Ciekawie myślisz i tworzysz... Ty tak to umiesz, jak nikt inny...
    P.S. Ja dziś dostałam dynię po to, aby jutro zrobić z niej zupę jutro :)
    Dobrej nocy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba za bardzo przenikliwie, bo już się raczej męczę niż żyję, gdzieś mi się zatracił dobry humor, ale to chyba nie tylko mnie. Dziękuję za te miłe słowa i komentarz. Pozdrawiam Cię serdecznie :) PS.Powiem tylko, że uwielbiam zupę dyniową - leży jedna na parapecie i czeka :)

      Usuń
  6. Dzień dobry, piękne zdjęcia, pięknie tu u Ciebie. dzisiaj znalazłam Twojego bloga i będę tu częstym gościem! :) Pozdrawiam!

    codziennyuzytek.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło. Dziękuję za odwiedziny i oczywiście zapraszam. Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Marzy mi się czasem być taką pszczółką Gorzka i ta sobie polecieć z kwiatka na kwiatek pozbierać nektar, usiąść a potem lecieć dalej gdzie dusza zapragnie. Wielbię i szanuje wielce te owady niezwykłe pracowite, bez którego życie człowieka nie miałoby racji bytu.

    Tekst i zdjęcia obłędne Gorzka :) aż się wychodzić nie chce od Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  8. A mi z dynią średnio się układa... Jednak fakt jest taki że to piękny i zdrowy symbol jesieni... A że lubię jesień to i dynię tolerować wypada... ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Koty pokazały mi inna rzeczywistość .Zajrzałem tam i wszystko się poukładało. Potencjał tych energii jest wręcz boski .

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w