Przejdź do głównej zawartości

A lubisz mnie? - Pogłaszcz mnie

Nikt tak pięknie nie mówił... 

Czasami bardziej niż zwykle potrzebuje się głaskania. Nie będzie naukowych wywodów o tym, że do prawidłowego rozwoju niezbędny jest dotyk i zakładanie ręką włosów za ucho. Czasami ma się już po prostu tak dosyć zarówno razów, jak i obojętności, że chce się tylko, żeby ktoś Cię jak psa pogłaskał po grzbiecie, nic więcej nawet nie przychodzi do głowy. Ale jak nie ma ręki, to jest coś innego, co też choć w niewielkim stopniu okaże się namiastką dotyku. I tu przejdziemy do okropnych rzeczy. Brak dotyku ludzie, a i Mrs. Gorzka, wynagradzają sobie w bardzo różny, czasem nawet okropny sposób. Przede wszystkim materialnie. Rzecz, której się pragnie, też potrafi pogłaskać. Możemy przecież my ją pogłaskać. Nowy zegarek, nowa sukienka, długi sznur pereł lub nowe pokrowce na siedzenia w samochodzie mogą być bardzo miłe w dotyku, a już szczególnie gdy przyłożymy je do rozpalonego ciała. Przez chwilę, a czasem i dłuższą, sprawiają fizyczną przyjemność, która się objawia miłym, ale i dość krótkotrwałym uczuciem spełnienia, które oznacza, że czujemy się w pewien spokój zaspokojeni, a nawet można powiedzieć syci, ale to tylko do czasu, bowiem z czasem też rzeczy powszednieją i już nie głaszczą - trzeba kupić nowe. Potrzebę głaskania zaspokajamy również używkowo. Nieważne czy jest to papieros, do którego Gorzka się przytula, czy alkohol - jedno i drugie również pogłaszcze. Wyższość papierosów nad alkoholem jest zdecydowana - nawet po nadmiarze nie pojawia się uczucie jeszcze większego braku. Ot, po prostu zaszkodziłaś sobie tylko fizycznie, ale już nie w sposób emocjonalny, jak ma to się w przypadku etanolu. Ale głaskać można się też przyjemniej - na przykład przyrządzając lub zamawiając sobie swoje ulubione danie, na przykład cynaderki, krewetki lub McRoyala i delektując się nimi przy własnym lub barowym stole. Co by to jednak nie było, to i tak z czasem uświadamiamy sobie, że to nie jest dotyk, tylko jego erzac, czyli tyle co nic. Wielkie nic. A może się mylę?  

Oj dzisiaj się Mrs. Gorzka wygłaskała... 












Komentarze

  1. Rozumiem, że tymi fotografiami się wygłaskała. Zdjęcia na pewno lepsze niż kupowanie, picie i palenie. Żadnej z tych rzeczy nie lubię. Owszem czasem mi się zdarza książki kupować, żeby wkrótce potem stwierdzić, że znów kupiłam kiczowatą historię lub poradnik. Wtedy czuję, że zamiast pogłaskać się, pogryzłam się. Sztuka w tym, żeby głaskać się bez tych głupotek czyli picia, kupowania, palenia. Głaskać się wewnętrznie dobrymi myślami o sobie i życiu, akceptacją dla siebie itp. Tak więc Mrs. Gorzka przestań palić i pić, a zacznij siebie kochać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mrs. Gorzka akceptuje siebie taką, jaka jest, a nawet siebie lubi ;) No tak wygłaskała się na różne sposoby, fotografiami też, a książki też już przestała kupować, a nawet zaczęła się ich powoli pozbywać. Ale pomyśl, gdyby nagle zabrakło Internetu - skąd wzięlibyśmy te wszystkie informacje i całą wiedzę, którą się popisujemy, w jaki sposób napisalibyśmy choć niedługi referat na jakikolwiek temat? To pytanie szczególnie do młodych, którzy lekcje odrabiają posługując się nie podręcznikami, a wujkiem Google. No my starsi, to już jakieś zasoby nabyliśmy, ale młodzi? Miejmy nadzieję, że katastrofa intelektualna nam w przyszłości nie grozi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dać się wygłaskać na łące ukwieconej, przymilnym, ziołowym aromatem, dotykiem pędzelka kwitnącej trawy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokładnie tak i to jeszcze takim rozgrzanym od zachodzącego słońca...

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałabym być kotem, kochanym przez człowieka, rozpieszczanym, głaskanym bez końca. Moi nie mogą narzekać na brak głasków.

    Ściskam mocno Gorzka

    Kasia Dudziak

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w