Przejdź do głównej zawartości

Dzień Zaduszny, czyli czego w listopadzie robić nie wolno

    Wydawałoby się, że w dzisiejszych czasach wiara w duchy i zmory nie ma już zupełnie miejsca bytu, a jeśli nawet gdzieś się zawieruszyła, to może tylko tam, gdzie jeszcze spędza się listopadowe wieczory na pogaduchach przy starym stole, gdzie na ścianach kładą się miękkie cienie z lampy ubranej w stary abażur, a ciszę oprócz ludzkich głosów przerywa łomoczący ogień pod gorącą fajerką. Żarzące się szczapy dają nie tylko ciepło, ale i odpowiedni nastrój do tego, aby rozpocząć opowieści grozy, które zastępują telewizję i internet. I tak też ocalała opowieść o biednej duszy, która w Zaduszki chciała przejrzeć się w rozświetlonej szybie małego domu na skraju lasu. Nikt nie dowiedziałby się o jej obecności, gdyby nie straszna pomyłka, jaką popełniła gospodyni owego domku. Bo Dzień Zaduszny poza tym, że wspomina wszystkich zmarłych, to rządzi się również swoimi prawami. Otóż w tym dniu nie powinno się między innymi wychodzić po zmroku, bo można spotkać na swej drodze błąkające się dusze, ale również nie powinno się urządzać w domu wielkich porządków, a już na pewno zmywać podłóg i wylewać wody z wiadra za drzwi. A dlaczego właśnie tak? Otóż jedna gospodyni, która zabrała się za zmywanie podłogi w Zaduszki, wylała brudną wodę przez drzwi i tym samym nieopatrznie oblała stojącą tam duszę młodej kobiety. Gospodyni nie zdążyła nawet wejść do domu i zamknąć za sobą drzwi, gdy objawiła się jej oczom niewyraźna postać młodej kobiety w przemoczonej sukni. Nie sam widok był jednak najgorszy - owa kobieta zaczęła zawodzić przeraźliwym szlochem i usilnie próbowała wejść do oświetlonego domu. Przesąd powiada, że taką zmoczoną duszę trzeba koniecznie wpuścić do domu, żeby mogła się ogrzać i wysuszyć i tak też gospodyni zrobiła... Co to jednak znaczy i jakie to niesie konsekwencje, to możemy się co najwyżej domyślać, ale zapewne taka dusza wpuszczona do domu to nic dobrego... 

 
 





Komentarze

  1. Cóż za piękna proza... Romantyczne zdjęcia...
    Kiedy były te czasy, że opowiadano sobie podobne historie... Kiedy nie było smartfonów pewnie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog...

W chowanego

Zabawa w chowanego była zawsze najlepsza. Na babcinym podwórku było pełno szop, komórek, strychów, była i piwnica, i najróżniejsze naprawdę niezwykłe zakamarki, w których łatwo było się ukryć, ale potem wychodził z nich człowiek z toną pajęczyn na głowie, umorusaną buzią i rękoma, o ubraniu nawet nie wspominając. Taka zabawa była jednak najlepsza. Nieważne były pasy na goły tyłek, zapominało się o nich szybko, ale nigdy nie zapominało się podniecającego uczucia, które aż wierciło w brzuchu, gdy ktoś przechodził koło twojej kryjówki i nie potrafił cię znaleźć. Albo uczucie, gdy myślisz, że nikt cię nie widzi, a nagle czujesz czyjś dotyk na swoich plecach. A potem złość, ale i szczery śmiech. A najprzyjemniej było, gdy w zabawie brały udział właśnie te, a nie inne osoby.   Zabawa w chowanego trwa nadal. Kto się da odnaleźć, kto uchyli rąbka tajemnicy? Jak zabawa w butelkę - na kogo wypadnie - ten zdradza szczegół ze swojego życia, o którym oczywiście nikt nie wie. Chowamy się...