Przejdź do głównej zawartości

Studnia



Dawno nie było bajeczki do poduszeczki. Głowę więc swą złóż spokojnie i wyczekuj. Gdy zrobi się lekka jak ta puchowa kołderka, przyjdzie i bajka bajeczka, przyjdzie i wyostrzy ci wszystkie zmysły jak brzytwa.

Studnia była stara. Ale kto dziś wie, co to studnia. To jest to pytanie z serii o mleku z kartonu, bo wszystkie dzieci wiedzą przecież, że od krowy jest czekolada. A mleko z kartonowego pudełka. Nie o tym jednak miało być. Jeśli ktoś nie wie, co to studnia, niech poszpera w necie, na pewno znajdzie odpowiedź. 
Ta jest i była stara, bo gdy wydarzyła się ta historia, ona już tam była od dawna i nikt nie pamiętał, kto ją wybudował. Zdarzyło się jednak pewnego razu, że w tej studni wody nie było. Było to wręcz wyjątkowe, a nawet, mówili starzy ludzie, czarodziejskie, bo gdy podczas największych susz w innych wody brakowało, tu była zawsze. A nawet mawiano, że złe się do tego przyczyniło.
Ta była również najgłębsza i najszersza, i gdy stary Kochel kazał spuścić się tam na linie, żeby sprawdzić, gdzie ta woda, to Wacek z Jakubem, którzy linę trzymali do góry, musieli się nieźle naprężyć, żeby utrzymać go w powietrzu, a i tak lina skończyła się, a on dna nie znalazł.

 Może lina była po prostu za krótka, a może studnia była rzeczywiście bez dna? Tak czy siak, tym razem nie udało im się postawić odpowiedniej diagnozy. Co jednak stwierdzono i było to rzeczywistym faktem, studnia zbudowana była z olbrzymich głazów, które układały się równiuteńko jeden przy drugim i tak aż do niepotwierdzonego końca. Było to coś na miarę piramidy Cheopsa, a właściwie każdej piramidy, bo ludzie dziwili się, jaki mocarz tak te głazy poukładał. Dziwili się i nawet o tym długo radzili w karczmie "Pod Zapadłym Dołem", a najwięcej miał do powiedzenia Janko Muzykantem zwany, bo na skrzypkach przygrywał i to on powiedział, że nawet jego pradziad nie pamiętał, kto tę studnię wybudował. Stara Józefowa splunęła wtedy na nich i wycedziła przez zęby, że studnia zrobiła się tak głęboka, gdy zazdrosny kochanek swoją dziewczynę tam wrzucił, by do męża nie wróciła. Chłopy jak to chłopy musieli babie rację przyznać, bo i było tak przecież, że byli tacy, co widzieli go, jak złapał ją i wrzucił siłą, a sam uciekł do lasu i już nikt go nigdy we wsi nie widział. A tamta nawet nie jęknęła, jakby już pogodziła się ze swoim losem, ludzie tam przecież wołali, rzucali kamyczki, ale nic nie było widać i słychać. Na początku ktoś tam zaglądał do tej studni, zjechał ileś metrów w dół, ale nic nie zobaczył, potem, jak już dużo czasu upłynęło, to się bali nawet tam zaglądać, że ich topielica złapie za szyję i wciągnie za sobą. I tak ze studni wodę przestano czerpać przez jakiś czas, ale przychodziły takie czasy suche, że w żadnej studni wody nie było, więc zaczęto na powrót z niej czerpać wodę, a że dobra była to i szybko o całej historii zapomnieli. Teraz dopiero stara im tę historię przypomniała i wspólnie uradzili, ze to ta dziewczyna najpewniej wodę zabrała, żeby przypomnieć o sobie, najlepiej więc będzie księdza jutro przyprowadzić niech poświęci i symboliczny pochówek zrobi.

Jak uradzili tak zrobili. Proboszcza na wozie podwieźli z pobliskiego kościoła, poświęcił, pacierz odmówił i co tam jeszcze trzeba, posłuchał, co mu ludzie ze wsi ciekawego powiedzą, pokiwał głową i kazał się podwieźć do karczmy. W karczmie pokłócił się podobno z Żydem i przeklął ten cały przybytek, że śladu po  nim nie zostało. Ale to już przecież zupełnie inna historia.
We wsi jednak wody dalej nie było, z czasem więc ludzie zaczęli przeprowadzać się w inną stronę, nowe domy budować, a te stare pozapadały się, że tylko przypadkiem jeszcze trafisz na kawałek porośniętego mchem fundamentu. No i została jeszcze ta studnia, przy której stary krzyż drewniany długo stał, żeby ludzi ostrzegać, żeby kto nie wpadł i  przypadkiem się nie utopił. O ile znów pojawiła się w niej woda.





















 

Komentarze

  1. No, powiem Ci, że niezłe zbudowałaś napięcie :) :) A na serio, wczytałam się w tekst z uwagą i przyjemnością. Nie dość, że kocham wieś, to najbardziej wieś starą... Taką, jakiej już nie ma. Taką z gusłami, ciut zacofanymi ludźmi, życiem toczącym się w rytm pór roku, z krowami, sianem i studniami właśnie... Czytając przyszła mi na myśl wieś Lipce Reymontowskie- lektura i film, które uwielbiałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma swój urok taka wieś, ale to powoli wszystko przemija. Tak sobie myślę, że za jakieś 20 lat, nie będzie już śladu zupełnie. Kiedyś ludzie spotykali się i rozmawiali, takie historie były wciąż żywe, a teraz mam wrażenie, że moim pokoleniem chyba zniknie wszytko.

      Usuń
  2. Historia uczciwa i ze wszech miar piękna :)) Uczciwie opowiedziana z błyskiem i ze swadą - pięknie! I tylko szkoda tych domów, co się zapadły i tych historii, które nosiły w sobie. Ale taka jest kolej rzeczy. A studnia jest. Czarodziejska i diabelska. I dna nie ma, co jest plusem, bo można dno wymyślić i to tak głęboko, jak się chce. Świetną robotę zrobiłaś i przyznam Ci szczerze, ze Ci zazdroszczę tego, że mieszkasz tam, gdzie takie historie jeszcze żyją. A ile ich przepadło bezpowrotnie, tego sam Pan Bóg nie wie i diabeł chyba też. Kiedy czytałem, miałem niejasne poczucie, że zapachniało studzienną wodą i "Konopielką", którą uwielbiam. A, zapomniałbym, wiem, co to studnia :)) W moim życiu były dwie. Jestem nawet właścicielem jednej z nich. Też stara, choć nie taka, jak Twoja. I nie ma takiej historii. Wiesz, że można w różny sposób odczytywać to, co napisałaś? Na różnych poziomach interpretacji? I to mi się bardzo podoba. Bo oprócz historii drzemie sobie, jak kot w słońcu znaczenie ukryte. Mruczy. A to dobrze, bardzo dobrze. Zdjęcia kapitalne! Staw w lesie cudownie zielony, jak zatopiony w podwodnym lesie. A reszta, toż to fantastyczny dokument. Brawo, zrobiłaś świetną robotę!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy historia całkiem uczciwa? - nie dam za to sobie uciąć ręki ani nawet palca ;) Ale studnia istnieje, nawet kilka i ta z takimi wielkimi kamieniami również. I znam ludzi, którzy zastanawiali się, kto taką wybudował i nikt nie pamiętał ani kto ani jak. To była zagadka. I jest wciąż. I dlatego bajka. Że ze wszech miar piękna, to mnie bardzo ucieszyło, bo z dzieciństwa właśnie dla mnie te historie, którymi mnie straszono, są teraz najpiękniejsze. Mieszkam w takim miejscu, ale uwierz mi, że to wszystko już ulatuje w niepamięć, umiera wraz ze starymi ludźmi i jeśli ktoś tego nie weźmie na siebie, to chyba zniknie całkiem. W dzisiejszym świecie Internetu i innych wynalazków naprawdę trudno wierzyć w takie rzeczy, choć gdy popatrzę na liczbę wyświetleń filmików o duchach, to odnoszę inne wrażenie, ale może to oglądają tylko wiekowi? No i przyznam się, że zawsze staram się, żeby tekst miał jakieś drugie dno, zresztą o to chyba chodzi w literaturze (nawet takiego niskiego lotu jak mój blog), ale to mi sprawia przyjemność i tego też oczekuję od innych tekstów. Ładnie to napisałeś, że "mruczy", podoba mi się. Dziękuję i pozdrawiam :))

      Usuń
  3. Przyjemnie się czytało, tym bardziej, że wychowywałam się na wsi i z dzieciństwa pamiętam jeszcze studnie. Nawet u mnie jedna przetrwała i ciągle mamy w niej trochę wodę na podlewanie ogrodu latem. Dorośli straszyli nas, żeby do studni nie zaglądać, bo nas ktoś wciągnie do środka, ale nie pamiętam już co to miał być za stwór. I tak zaglądaliśmy, bo kto upilnowałby niegrzeczne, wszędobylskie dzieci. Zaglądaliśmy i krzyczeliśmy do studni, żeby usłyszeć swój odbity przez wodę głos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam smak wody z takiej studni, w środku lata była okrutnie zimna, ale tego smaku już nigdzie indziej nie spotkałam. Nam też nie wolno było zaglądać do studni, ale nie wiem, dlaczego, może z tego samego powodu? W jednej u sąsiada utopił się mój kot.

      Usuń
  4. skoro bezdenna, to dobrze tam głupotę składować. byle tylko nie rozpierzchła się stamtąd z wodami gruntowymi, bo epidemii tylko patrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, a słowo epidemia dzisiaj jest bardzo niebezpieczne :)

      Usuń
    2. Oko Ty masz dopiero wizję.
      Nam kobietą nic nie grozi bo my jesteśmy niezniszczalne♥️♥️
      MrsGorzka konkurencja jest ostra.
      Przybywaj z odsieczą i dopuszodcinek ♥️
      Oko się rozbryjał

      Usuń
    3. no i dobrze - nie każdy musi być taki sam. tak jest ciekawiej. a zaraza szerząca się podskórnie, od dołu, to prawie piekło na ziemi. i to takie niewidzialne, bo wodzie, to każdy się raczej słabo przygląda - byle z grubsza przeźroczysta była.
      Skoro Wam nic nie grozi, to weźcie mnie pod skrzydełka. albo pod spódnice - jak babcia Koliaczkowa G.Grassa. pod siedem spódnic. chyba tyle ich miała... a może tylko trzy? nie pamiętam niestety zbyt dokładnie.

      Usuń
    4. No rozbryjał się, ale to nie na moje możliwości :D Ja znajdę chwilę i złapię natchnienie, to spróbuję :)

      Usuń
    5. Oko na całe szczęście spódnic nie noszę, ta scena z karłem pod spódnicą babci , tak mnie rozśmiesza do dzisiaj, że nie noszę spódnic, żeby się nikt nie przypałętał.
      Mrs Gorzka, ja Ciebie zapraszam, bo mam plan do Ciebie i resztę piszącej ferajny. Nie wiem jak Dziubasowa, bo ona zdaje się będzie się mocno obrączkować, ale może splecie się z moimi planami...

      Usuń
    6. to dopiero była perwersja nie? panowie z karabinami przesłuchują kobitkę, a chłop w zaciszu nabiera wigoru i "konsumuje na miejscu" nieuświadomioną miłość... rewelacja - to trzeba mieć wyobraźnię.
      naprawdę nabawiłaś się awersji odzieżowej pod wpływem? może lepiej w ogóle nic nie czytać, bo ludzie robią się coraz odważniejsi...

      Usuń
  5. O wsi zawsze chętnie, zawsze czytam i szukam jej zawsze... Mnie babcia straszyła bym do studni nie zaglądała bo wciągnie mnie prababka... nie wiem czy to mądre było, ale jednak trzymałam się z daleka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam to szczęście, że moja prababka przeżyła moją babcię, więc nie mogli mnie nią straszyć, ale rzeczywiście, każdy sposób dobry, jeśli jest skuteczny. :)

      Usuń
  6. Bardzo miło jest na Twoim blogu ;) ! Będę tu zaglądać do Ciebie , cieszę się że tu zajrzałam

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję i oczywiście zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej Med Gorzka , na stówę znasz balladę o dwóch Dorotkach.
    Czytałam z otwartymi ustami...
    To końca czekałam, aż któraś, liczyłam na tę poukładaną i grzeczną, wyskoczy ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy znam, muszę poszperać, bo nic mi się nie przypomina.

      Usuń
  9. Wpisała się ta studnia nieco w moje czytelnicze klimaty, akurat czytam Pana na Wiesiołach:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz :) piękna Twoja opowieść. I ja znam takie zapomniane miejsce, Niesamowite jest. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Mama nadzieję, że nie zostanie całkiem zapomniane. Również pozdrawiam :))

      Usuń
  11. Jestem tu pierwszy raz, ale oczarowana tekstem najpewniej wrócę po więcej.

    OdpowiedzUsuń
  12. Na wsi u dziadków była podobna studnia. Pamiętam ją. W odróżnieniu od tej z Twojej 'bajeczki' nie była bezdenna bo gdy się do niej zajrzało widać było mieniące się lustro wody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też pamiętam taką studnię i pamiętam, jak smakowała z niej woda.

      Usuń
  13. Pięknie... Cudny tekst i z przesłaniem! Ja sama wsią się interesuje, tą, gdzie się jeszcze w utopce wierzyło i strzygi. Zawsze miałam słabość do takich opowieści. Zapewne jeszcze wrócę, by Cię poczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w dzieciństwie uwielbiałam takie opowieści, ale teraz zauważam, że jak podpytam starszych ludzi, to też lubią sobie takie historie powspominać.

      Usuń
    2. Oczywiście zapraszam :)

      Usuń
  14. ...wiele razy przechodzę obok mojej studni ale by zapytać ją o historię do głowy mi nie przyszło. Wodę ma smaczną a i echo odpowiada . Nie ma wiadra ni kołowrotu ale to dla bezpieczeństwa bo bywały tu małe dzieci a z nimi historie o studniach bardzo nieciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak i z kotami. Studnia musi być zawsze bardzo dobrze zabezpieczona.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w