Przejdź do głównej zawartości

Łowy

Dziś będzie strasznie tendencyjnie, więc proszę z dużym przymrużeniem oka. Kto czytał "Dekameron", ten wie, o co chodzi. Nie takie rzeczy zresztą zdarzały się na tym blogu, Gorzka musi odpocząć troszkę. 






Miała na sobie tę sukienkę. No właśnie tę sukienkę. Na cienkich ramiączkach i dopasowaną w pasie, że każdy kto patrzył, to zatrzymywał wzrok właśnie w tym jednym miejscu – tam gdzie kończyły się albo zaczynały ( to już zależy, co kto woli) – wcale nie takie małe, białe guziki. To z pewnością mógł stwierdzić, że by sobie z nimi poradził. I to już było bardzo wiele, bo ona z tymi guzikami usiadła akurat przy nim, a dół sukienka miała rozkloszowany i jak siadała, to jej tak ładnie spływała po bokach, że akurat smukłe łydki było widać i jeszcze kawałek uda. Wejrzała mu głęboko w oczy tymi swoimi brązowymi i zamrugała niewinnie jak dziecko, ale może mu się tylko przewidziało. Nad górną wargą miała kropkę z truskawkowego loda, którego właśnie zjadła. Taką samą kropkę miała też na dłoni przy kciuku i na sukience w okolicach tych wyższych nieco, wypatrzył ją, choć nie powinien tam zaglądać, ale nie zdołał tak długo wytrzymać jej wzroku i musiał gdzieś umknąć, a że akurat tam, no bo gdzież by indziej. Próbowała zetrzeć tę kropkę z dłoni, a on sobie pomyślał, że właściwie to mógłby ją zlizać. Tylko że ona właśnie zaczęła rozmowę. Powiedziała coś niezwykle interesującego, on też odpowiedział coś interesująco, a potem patrzył jak jej się te czerwone usta nie zamykały od śmiechu i od słów. Jakoś jej noga znalazła się bliżej, że ręką wyczuł fakturę tego materiału w drobne kwiatki. Wyjątkowo miękki był w dotyku. Jakoś zaraz jego dłoń zaczęła się bawić tym cholernym guzikiem, ale skąd się tam wzięła, to on nie wie. I już właściwie byli tak blisko siebie, że zapachniało mu słodkimi truskawkami z bitą śmietaną. I już ich prawie próbował, gdy niespodziewanie zaleciało mu czymś zupełnie innym. Czymś zdecydowanie bardziej słonym i tłustym, ale równie smacznym. Odwrócił głowę od truskawek na chwilę, ręki z guzika nie zabrał i w chwili, gdy udało mu się go nareszcie odpiąć, tak intensywnie zapachniało mu jajecznicą, że się po prostu obudził.
Niemożliwe że jajecznica, i to na boczku. Odkąd z mamą siedzi w domu na kwarantannie, nie jedzą nic innego niż chleb z margaryną na zmianę z dżemem i pasztetką ze słoika. Obiad jest trzyzmianowy: kasza, ryż, makaron i sałatka z octem też ze słoika. A tu truskawki ze śmietaną mu zapachniały i jajecznica. Była ona w tej właśnie sukience i lody truskawkowe, to jasne, ale skąd jajka? Słychać było mamę w kuchni, ale ona tam rzadko bywała ostatnio. To stamtąd pachniało boczkiem. Zerwał się z łóżka, by zobaczyć, co w kuchni.
Mama smażyła jajecznicę. To jakiś cud się zdarzył. Tylko skąd jajka i boczek? Podszedł do mamy i zajrzał jej przez ramię. Na patelni akurat rumienił się boczek, skwierczał i cudownie pachniał, a ona wylewała na to chyba z dziesięć wybitych żółciutkich jaj. Patrzył, jak miesza wszystko aż do ścięcia, byle nie za długo, żeby nie wysuszyła jej za bardzo.
  • Mamo, skąd to?
  • A wiesz, że sama nie wiem. Chyba się komuś żal nas zrobiło, że my tu tak siedzimy i nie możemy wyjść, i zostawił na schodach przed drzwiami boczek i jajka i chleb, jak to dobrze mieć takich sąsiadów, niech im Bóg w dzieciach wynagrodzi...
Nie przyznała mu się, że z rozpaczy i bezczynności wykradła się cichaczem do sąsiada szopy. Stado kur nawet na nią nie zagdakało. Kogut tylko przypadkiem przez sen chyba cicho zapiał, na chwilę odemknął jedno oko, ale że kwoki nie hałasowały, to przymknął je z powrotem. Siedziały grzecznie na grzędach, jakby na nią czekały. Domyśliły się chyba, że człowiek w potrzebie przychodzi. Pozwoliły się jedna po drugiej delikatnie unieść, żeby ręka mogła wyciągnąć świeże jajko. Nawet coś tam do nich mówiła po cichu, a one jakby rozumiały i kiwały łebkami. Sąsiad będzie łamał głowę, czemu kury mu przestały nieść, że ani jednego jajka, ale może podsypie im co lepszego, żeby lepiej niosły. Podniosły jej się morale, że taka z niej spryciara, nikt nic nie zauważył, nie usłyszał, a śniadanie w torbie było. Udana akcja zdobycia jedzenia, dodała jej animuszu i pomyślała, że do tych jaj to by jeszcze coś się przydało. W lodówce tylko margaryna. Postanowiła więc ostrożnie podejść do sklepu, ale że wcześnie jeszcze było, to stwierdziła, że zapuka właścicielowi w okno. Nocnym pijakom zawsze otwiera, gdy im wina braknie albo piwa, to jej może też. Niespokojnie ogladała się, czy może jaki patrol nie jedzie, bo odkąd wiedzą, że ktoś na kwarantannie, to co rusz przejeżdżają. Udało jej się jednak przemknąć pod sklep. Obeszła go i od drugiej strony zapukała delikatnie w okno. Nikt nawet nie wyjrzał. Uderzyła więc mocniej i wtedy dobiegł głos ze środka: "że nachlać się kutwy nie możeta", ale okno się otworzyło. Sklepowy oczy przecierał ze zdumienia, a gdy usłyszał, że chleb i słoninę albo boczek jeszcze lepiej, to ruszył do sklepu i za chwilę przyniósł zakupy.
- Tylko pieniędzy nie mam, zapisze pan, po kwarantannie oddam - zaświeciła mu oczami i zamrugała, o ile w ogóle zauważył w tym bladym świcie, ale machnął ręką i wymamrotał, że i tak by przecież nie wziął, bo żeby się zarazić. Na koniec posłała mu jeszcze chyba całkiem szczery uśmiech, tzn. na jaki ją tylko było stać i nawet nie zdążyła się pożegnać, tak szybko zamknął okno. Zanim weszła do domu, wyrwała jeszcze garść szczypiorku sprzed czyjegoś domu. Zdecydowanie dobrze zaczął jej się dzień.
Zasiadł do stołu przed pełnym talerzem. Parowało znad gorącej, ledwo co z patelni zdjętej, potrawy. Kawałki ściętego białka niemalże pływały w wytopionej z boczku słonince, żółtko rozlewało się między skwarkami, zbierał je kawałkiem chleba, na widelec nabierał duże kawałki boczku, które chrupały mu w zębach. Słabo ścięta jajecznica rozpływała mu się w ustach, co rusz zlizywał z nich nadmiar tłuszczu i rzadkie żółtko. Cudowna uczta dla podniebienia. Całkiem zapomniał o tych nie skonsumowanych lodach truskawkowych.

Komentarze

  1. Ale smacznie się zrobiło...
    Pomimo całego tragizmu sytuacji...
    Właśnie. Kto czegoś nie doświaczył, nawet nie pomyśli o innych... Echhh...
    U mnie od razu uruchomiła się myśl- a gdzie sąsiedzi, przyjaciele, sołtys, radny i inni..?
    Świetny tekst :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :) Właściwie wszyscy do końca nie wiemy jeszcze, na ile to wszystko jest tragiczne, a na ile komiczne. Z czasem się okaże, czy będziemy śmieć się z tego czy płakać. Stwierdziłam jednak, że jakiś ślad i u mnie musi pozostać, w końcu Mrs. Gorzka jest tak samo jak reszta w tym wszystkim zanurzona.

    OdpowiedzUsuń
  3. Początek najlepszy. Czasem się zdarza że tak pół na pół śpimy i dochodzą do nas z zapachy z tego świata realnego. Kiedyś mi się śniło że calowalam się z fajnym facetem, takim do bólu pięknym i nagle obudził mnie zapach smażonej cebuli. Pech pech bo jak to inaczej nazwać. Świetny tekst Gorzka. Całuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że mnie się też tak czasem zdarza, że z jakiegoś ciekawego snu wybawia mnie właśnie jakiś intensywny zapach. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  4. 'Dekameron' nie zrobił na mnie wrażenia, a Twój tekst owszem i to duże;-) I mimo tego, że tak zwyczajnie mi się podoba to zmusił też do głębszej refleksji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, są fajniejsze opowiastki Balzaca od "Dakameronu" , cieszy mnie, że wpłynęłam na te głębsze refleksje :)

      Usuń
  5. Wymowny tekst :-) Pewnie mógłby opowiadać prawdziwą historię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak, nikt z nas nie wie, co się na kwarantannie dzieje w domach, no chyba że sami ją przechodzimy, oby lepiej nie :)

      Usuń
  6. Bardzo realistyczne opowiadanie. Żal mi się tych ludzi zrobiło. Pomyślałam o Śląsku ilu tam takich było podobnych do Twoich bohaterów, a czy na pewno byli chorzy, czy tylko szykanowani. Podejrzewam to drugie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko Śląsk, pomyślałam o znajomej, która kwarantannę odbywała na domku na działce. Policja jeździła kilka razy dziennie tak sobie rekreacyjnie.

      Usuń
  7. Jesteś boska z tym tekstem. Czysta ambrozja do czytania. I ja nie wiem co lepsze. Czy te truskawki z bitą śmietaną czy jajecznica lekko ścięta na chrupiącym boczku, wylizana do ostatniej kropli i okruszka. Opis sceny romantycznej jak dla mnie też obłęd. Dylemat co wybrać i co bardziej zasmakuje w takim układzie - cóż. Ja bym nie wybierała. Poranek chyba kawa wieczór truskawka a w obiad jajecznica na chrupiącym boczku :D cudo. Pozdrawiam ciepło. Zbudowane napięcie, by potem zburzyć mit truskawkowy na korzyść boczku po drodze z walką o dobro poprzez zło. Wow. I udowodnić czytelnikowi, że nie ma w życiu dwóch tylko kolorów. I to w tak krótkim tekście. Uściski i dziękuję za ten tekst.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie nie przyszło mi do głowy, że można to tak zinterpretować, teraz patrzę na tekst zupełnie inaczej. Dlatego miło, że ktoś czyta i podzieli się swoimi przemyśleniami. Nawet krótkimi. A jeżeli szybko nie odpisuję, to po prostu z braku czasu, ale zawsze z miłą chęcią czytam. Dziękuję z pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Kiedy opublikowałaś, to przeczytałem. Pod tekstem była jeszcze pustynia i dziwnie mi się zrobiło, jakbym czyhał na ten tekst. Czyhać, nie czyhałem, ale czekałem, bo bardzo lubię Cię czytać. Następnego dnia z mocnym postanowieniem otworzyłem blog i przeczytałem powtórnie. Potem znów i znów. Ale życie bywa przewrotne, a ja czasami jestem leniwy i mam w głowie pracę, więc truć nie chcę. No i dziś się zawziąłem i myślę sobie "Witek, koniec tego - komentuj".
    Zdecydowanie jesteś w świetnej formie, bo tekst wyszedł tak, że zacząłem się zastanawiać - sukienka i guziczki, czy jajecznica? Pięknie oscylujesz na ludzkich namiętnościach i głodach. Nienachalnie, a przecież wyraźnie czuć w powietrzu zapach truskawek i lekki zapach perfum. Ja czuję nawet fakturę guzików w opuszkach palców, a to już coś!!! Nie mówię o jajecznicy, bo kiedy wczoraj raczyłem się tym specjałem (bez dodatków), to pomyślałem o Twoim tekście. Świetna, świetna, świetna robota!!! Uprawdopodobnienie wielkie, realizm na wysokim poziomie i oczywiście przeskok genialnie pokazany - sen/rzeczywistość. I jedno i drugie równie zaskakujące. Swoją drogą wykorzystałaś twórczo izolację do pokazania, co jest istotne dla człowieka. Prozaiczne może, ale prawdziwe. I nie dziwię się zakończeniu, bo wszak zastosowałaś piramidę potrzeb Masłowa, gdzie zaspokojenie potrzeb ciała staje się priorytetem, by dopiero później mogły pojawić się potrzeby "innego" rzędu.
    Zastanowiła mnie również narracja w tym tekście, bo bardzo dobrze umiesz pokazać świat oczami kobiety ze snu, samego śpiącego i jego matki (zakładam, ze to matka, bo inaczej o guzikach by nie śnił - chyba) Naprawdę, wykonałaś kawał dobrej roboty. No i oczywiście przesłanie. I oczywiste i nieoczywiste, w zależności w jaki sposób czytać ten tekst. To również widać w samych komentarzach, gdzie przewija się wszystko. Zatem tekst napisany świetnie i z wyczuciem czasu i znajomości psychiki. Moja droga Autorko - czapki z głów kolejny raz!!!
    Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwnie mi się zawsze czyta Twoje komentarze, bo tak jakoś dziwnie jest czytać interpretację swojego tekstu, który przecież niczym szczególnym nie jest. Ot powstaje sobie, bo się pisać lubi, a czasem się nawet zmuszać trzeba. Gdyby to jednak tylko o to chodziło, to pewnie już by bloga nie było. Zresztą, ile ja się już razy z nim żegnałam, ale zawsze mnie powstrzymywało to, że wciąż ktoś wchodzi i czyta. Sam przecież wiesz najlepiej, bo sam piszesz na blogu. A mój blog raczej do niszowych należy. Późno odpisuję, ale głowa tak pełna, że myśli zebrać nie można. Burza prawdziwa :D Cieszę się natomiast, że czytasz i komentujesz. Dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w