Przejdź do głównej zawartości

Zielenica z Trzęsacza

Jeśli można w jednej legendzie zamknąć historię całej wioski na nawet miasteczka, to miało to na pewno miejsce w Trzęsaczu.

Zupełnie nie wiem, jak się żyje nad morzem, bo nigdy tam nie mieszkałam, ale kiedyś, w czasach, gdy nie było ani ulic ani deptaków, przez które dzisiaj przemierzają miliony znudzonych turystów, morze było jeszcze większe i potężniejsze. Ludzie zupełnie nie wiedzieli, jak sobie z nim radzić, więc gdy nadchodziła pora przypływu, błagali różne bóstwa o ratunek przed tym potężnym wodnym żywiołem. O dziwo bóstwa wysłuchiwały tych szczerych modlitw i mieszkańcy wioski żyli dość spokojnie i radośnie. Myśliwi polowali w okolicznych lasach, rolnicy uprawiali zboża, owoce i warzywa, a rybacy łowili ryby, których było w tamtych czasach pod dostatkiem. Chwile na łodziach rybakom umilały swoim śpiewem Zielenice, które zamieszkiwały razem z rybami podwodne krainy. Zamiast nóg miały rybi ogon, czarne kręcone włosy o zielonkawym połysku, oczy o nieokreślonym kolorze i piękną jasną skórę. Mieszkańcy wsi i Zielenice byli zżyci, jedni i drudzy szanowali się nawzajem i podziwiali. Kobiety-ryby miały piękny głos, w który wsłuchiwali się wieczorami mieszkańcy wioski. Gdy któraś przypadkiem zaplątała się w sieci, rybak ostrożnie pomagał jej się wydostać. Nie zdarzyło się, żeby stała im się jakoś krzywda.
Potem nadeszły czasy, gdy na całym Pomorzu rozpoczęła się chrystianizacja. Do wioski dotarł mądry i przedsiębiorczy ksiądz, który szybko wybudował okazały kościół w najpiękniejszym miejscu wsi – na dużej skarpie z widokiem wprost na nieskończone morze. Wiara w jednego Boga szybko wyparła tę w dziwne bóstwa i życie na wsi toczyło się swoim rytmem. Zdarzyło się, że jednej nocy i kapłan usłyszał dziwny śpiew Zielenic. Zdziwiony postanowił wypytać mieszkańców, kto tak pięknie śpiewa. Oczywiście opowiedzieli mu historię o pół-kobietach i pół-rybach, a on postanowił, że należy je tak jak wszystkich mieszkańców nawrócić na wiarę w jednego Boga. Kazał rybakom przyprowadzić do świątyni każdą złapaną w sieć Zielenicę. Jedna z nich była córką Pluskona – władcy wód i tak się zdarzyło, że to właśnie ona złapała się przypadkiem jako pierwsza. Przynieśli rybacy piękną syrenę do księdza, który szybko zaczął roztaczać przed nią naukę o wspaniałymi i miłosiernym Bogu całego Wszechświata. Nie służyło to jednak Zielenicy, bo stawała się coraz bledsza i chudsza. Oczywiście nie nauki księdza były tego bezpośrednią przyczyną, ale dokuczliwy brak słonego morza. Jak umiała, tak prosiła księdza, żeby ją wypuścił, ale on głuchy i zapatrzony w swoją nieomylność, ochrzcił ją i zostawił na noc zamkniętą przy kościele. Gdy Zielenica została sama, zaczęła jeszcze bardziej płakać i zawodzić. Mieszkańcy nie mogli znieść tego lamentu, więc w nocy zakradli się i wyważyli drzwi, by uratować biedną syrenę. Niestety było już za późno, bo syrena zmarła.
Gdy wieść o jej schwytaniu i samotnej śmierci rozniosła się po wsi i morzu, zrozpaczony ojciec rozkołysał morze tak gwałtownie, że zaczęło jak szalone bić ogromnymi falami w wysoki brzeg, na którego szczycie wznosił się piękny kościół. Nie chciał i ksiądz oddać ciała syreny ojcu, tylko pochował ją na przykościelnym cmentarzu. Pluskon nie mogąc nie innego zrobić, z rozpaczy rozkazał potężnym falom bić w skarpę, na której znajdował się kościół i cmentarz, by w ten sposób zabrać do siebie ciało jedynej córki. Trzęsło morze i uderzało, aż w końcu zniszczyło cmentarz i wzniosłą budowlę. Jeszcze tylko fragment został pięknego kościoła, ale władca mórz postanowił zniszczyć i to. Walczy więc dalej i trzęsie, a murów z roku na rok jest coraz mniej, a i wkrótce pewnie znikną całkiem.

Kto jeszcze nie był w Trzęsaczu (chyba już wszyscy wiedzą, skąd nazwa), niech słucha i czyta, i wybierze się, póki jeszcze zostało nieco murów legendarnego kościoła. I oczywiście odwiedzi muzeum multimedialne, gdzie  można spotkać prawdziwą Zielenicę. Tylko pierwsze zdjęcie z Trzęsacza.









Komentarze

  1. Legenda wypisz wymaluj jako pycha katolicka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ksiądz w tej legendzie rzeczywiście czarny charakter.

      Usuń
  2. Legenda niezwykła i dająca wiele do myślenia. Fotki przepiekne. A w ogóle... jakoś smętnie mi się zrobiło na sercu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym się nie przejmuj. Tam wszystkim robi się smętnie, gdy wysłuchują do końca tę legendę. Mnie się też tak zrobiło.

      Usuń
  3. I znów ksiądz pokazał jak on niby mądry, choć w rzeczywistości głupi.
    Szkoda, że Zielenicy nie udało się uratować.
    Piękna legenda i zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I znów ten ksiądz, a my wcale od niego nie lepsi ;) W bardzo wielu legendach jak nie ksiądz to Żyd, jak nie Żyd to ksiądz, albo obaj równocześnie. Nad Zielenicą najbardziej płaczą dzieci, a mamo tez się zdarza :D

      Usuń
  4. Wiesz, uśmiecham się, bo wiele, bardzo wiele tych starych legend ma właśnie takie podłoże - pychę ludzką, a właściwie występowanie przeciwko przymierza z naturą, którą człowiek w dawnych czasach oswoił. Nie będę złościł się na księdza czy na wiarę, bo to nic nie da - to tylko legenda. Ale legenda, u źródeł której leży tęsknota za jednością z naturą i oswojenie jej na prawach dawnego, zaginionego świata. Bardzo, bardzo dziękuję Ci za te legendę i za zdjęcia. Tak mi się zrobiło miło widząc je :)) Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pycha ludzka to chyba jeden siedmiu grzechów głównych, ale masz rację, akurat w tej legendzie, to właśnie ona rządzi. Najbardziej w tym małym miasteczku spodobało mi się właśnie to, że ono cały czas tą legendą żyje. I tam wszyscy turyści idą oglądać te resztki murów. Ja co prawda byłam tam całe pięć lat temu, dlatego tylko jedno zdjęcie, i dlaczego natomiast przypomniała mi się akurat teraz, to nie nam pojęcia, ale kobiety to tak lubią na czuja :)))

      Usuń
  5. Przepiękna legenda i zdjęcia Gorzka. Zawsze mnie czymś zaciekawisz dlatego tak lubię tu wracać. Znajduje u Ciebie powiew świeżości i ciepło słońca. Pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Z całych sił kibicuję Pluskonowi. I wątpię by postępowanie księdza znalazło uznanie w oczach Boga...
    Cudne zdjęcia:-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w