Przejdź do głównej zawartości

Nie żal róż, gdy płoną lasy

Jeszcze wczoraj, gdy Mrs. Gorzka chodziła po lesie, miała cały wpis w głowie, od początku do samego końca. Niestety nie zdążyła go napisać, a dzisiaj nic już z niego zostało. Nawet nie potrafi przypomnieć sobie początku. A wszystko przez gofry z bitą śmietaną i borówkami. Jadła je wczoraj do północy z nadzieją, że pamięć wróci, popiła częścią piwa, a resztę wylała na głowę w formie odżywki. Niech nikt czasem nie myśli, że Gorzka jakieś farmazony plecie, że jej się całkiem w głowie poprzewracało - nic bardziej mylnego. Piwo jest świetne na włosy, tylko trzeba je zastosować od zewnątrz zamiast od wewnątrz. Stosowane w ten drugi sposób działa zupełnie na odwrót. Kto nie wierzy, niech sprawdzi w Internecie i na swojej głowie. Podkreśla naturalny skręt i prawie wcale nie śmierdzi po wysuszeniu, jeśli ktoś się o to martwi. Taką sobie Gorzka od czasu do czasu płukankę stosuje. 

Ale miało być o różach i lasach. Śniła się Gorzkiej róża. Czerwona. Którą Gorzka zamierzała komuś podarować, tylko jeszcze nie wiedziała komu. Stwierdziła jednak, że po co jej ta róża, skoro może kogoś bardziej ucieszy. I to by było na tyle, jeśli chodzi o róże. Druga sprawa, że we śnie siadała na rower, ale jakąś taką trekingową Meridę i zakładała kask, żeby się odpowiednio zabezpieczyć, a swoje szlachetne stopy zablokowała w pedałach Shimano. No i szykowała się do odjazdu, tyle że nie zdążyła wystartować, ponieważ się obudziła. I to by było tyle, jeśli chodzi o róże. 

 Po południu wyszła do lasu, a tam udało jej się rozpalić ogień w zimnym listopadowym lesie. Mało tego, tam ktoś ustawił specjalnie dla niej całą hałdę gałęzi, która tylko czeka, żeby zapłonąć i ogrzać te skostniałe i gołe drzewa. Nie, oczywiście że Mrs. Gorzka nie jest żadną piromanką, ale to dowód na to, że ludzie jeszcze palą w piecach i ktoś bardzo porządnie napali. Jeśli nie przyjdzie buka i nie zagasi, to grudzień zapowiada się bardzo gorąco. Nawet już teraz w listopadowym, ponurym lesie. Ona też wykrzesała małą iskierkę, która co prawda ognia nie wznieciła, ale sprawiła jej niesamowitą frajdę, tym bardziej że zimno już było niemiłosiernie i strasznie jej ręce zmarzły od chodzenia. 
















 

Komentarze

  1. Piękne te zdjęcia ze spaceru po listopadowym lesie. Róża - czasami nawet warto komuś kto jest zwyczajnym przyjacielem podarować, albo pani z pobliskiego sklepu czy dozorczyni, która sprząta nasze brudy. Wiesz, czasami tak robię. Gdy przechodzę obok kwiaciarni i jakaś róża do mnie się "uśmiechnie" tz jest tak piękna, że oczu od niej nie idzie oderwać, to ja ją kupuję, może nie za często, bo budżet mam trochę ograniczony ale kupuję i daję pierwszej osobie którą spotkam, a widzę u niej zatroskany, smutny, zmęczony wyraz twarzy. Wiem, że to dziwaczne trochę. Ale choć chwilę nacieszę się tym pięknym kwiatem i nacieszę przy okazji widokiem słońca. Chyba jestem "wampirem" żywiącym się słońcem zebranym z twarzy ludzkich. No cóż, każdy ma tam swoje zboczenia, dziwactwa. Ja lubię i słońce wśród innych zjawisk na tej naszej Planecie. Fajny tekst w sumie. Ogień też dobry gdy odpowiednio użyty. Ciepłem jest, wskazówką do domu i domem. Ostatnio mam słabość do prostoty. Zaczynam ją coraz bardziej doceniać. Kiedyś fascynowała mnie przeróżne meandry zawiłości, ozdobniki i przeróżne esy, floresy. Coraz częściej sięgam po zwykły chleb z masłem i solą albo po ziemniaki okraszone słoniną z koperkiem i zapijam te rarytasy kwaśnym mlekiem. Przepięknie budujesz atmosferę. Czułam się czytając jakbym była Twoimi oczyma i rękoma :) Ciepło pozdrawiam w ten sympatyczny jesienny spokojny wieczór i pięknego tygodnia, spokoju 🌹

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za różę - czerwoną! - to dopiero zaszczyt :) Bardzo ładny masz ten zwyczaj. Próbuję sobie przypomnieć, czy kiedyś dostałam kwiat tak od kogoś przypadkowego na ulicy, ale głównie przychodzą mi do głowy takie sytuacje jak Dzień Kobiet na mieście, więc to się nie liczy. Przyznam, że na pewno sprawiłoby mi to radość, więc trzymaj tak dalej. Ja też zdecydowanie mam zamiłowanie do prostoty, drażnią mnie wszelkie niepotrzebne duperele w moim otoczeniu, u kogoś już oczywiście nie, bo to on ma się dobrze czuć. Jeśli chodzi o jedzenie, to długo miałam w zwyczaju jeść w kółko to samo, ale szybko się przekonałam, że to nie zawsze na dobre wychodzi. Od razu jakoś dopada mnie anemia i wszelkie niedobory witamin, strasznie spada mi odporność, ale ja to już tak bardzo ekstremalnie do tego podchodziłam w kółko na przykład tylko chleb, makaron i pomidory i tak miesiącami. Jakieś pół roku już nawet zaczęłam sobie planować posiłki, przynajmniej co drugi dzień inne, żeby się nieco dożywić. Ale cóż tego, że my miłujemy prostotę jak inni by tylko dokładali i dokładali... Cieszę się, że dobrze się czytało, również pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę udanego tygodnia :))

      Usuń
  2. Zwykle stosowałam szampony na bazie piwa, są dostępne w każdym sklepie. O płukance nie pomyślałam. Ale pomyślę.
    Tak, piwko nie śmierdzi po wyparowaniu. Każdy na pewno choć raz się kiedyś polał piwem. I co? Ubrania śmierdziały po wyschnięciu? Wcale i nawet plamy nie było.
    Zdjęcia pokazują, że łazimy podobnymi ścieżkami. W przyszłości planuję częściej pokazywać las, przy którym mieszkam. Na razie mam ogrom wspomnień z miesięcy ostatnich z miejsc odleglejszych (ale też pięknych) i powiem Ci że z ostatnich przeżyć, najbardziej wartościowym było dla mnie znów móc odwiedzać polskie lasy, za którymi bardzo tęskniłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy las ma w sobie coś niezwykłego. Ja łażę wciąż w te same miejsca, a one i tak za każdym razem inaczej wyglądają. Wydaje mi się nawet, że więcej i bardziej różnorodnie widzę tutaj, niż jak wybiorę się w nowe miejsce, ale to pewnie dlatego, że w tym lesie mam tylko czas na ten las i swoje myśli. Rzeczywiście są takie piwne szampony w sklepach, niestety nie mogę ich używać, dlatego stosuję piwo od czasu do czasu ;) Ja Cię podziwiam za tę fotograficzną pamięć. Ja jak gdzieś wyjeżdżam, to po miesiącu pamiętam już tylko zapachy, ludzi, dźwięki i dotyk na skórze. Dlatego też robię zdjęcia, wtedy zostaje na długo i lubię je potem oglądać.

      Usuń
    2. Też to zauważyłam, jeszcze w Szwajcarii, że chodzenie tymi samymi szlakami jest zaskakujące. Każdego dnia coś innego. W Alpach nie miałam lasu pod domem, chodziłam miedzami między polami. Ale każdy wschód słońca był inny. Niezwykły. Tak samo jest teraz, każde wyjście do lasu przynosi nową przygodę.
      Pamięć wzrokowa się przydaje. Czasami łażę gdzieś dalej innymi drogami. W razie czego umiałabym wrócić po śladach, ale wiesz jak to bywa w lesie. A jednak udaje mi się rozpoznać pewne rzeczy i wyjść we właściwym miejscu. Po prostu poznaję ten las.

      Usuń
    3. Zdecydowanie trzeba w tych sprawach być ostrożnym. Mój dziadek tak zginął w lesie, który znał od dziecka. Czasem wydaje nam się, że wrócimy po śladach, ale lasy bywają nieprzewidywalne.

      Usuń
  3. No i jak Gorzka zmarzniętymi rączętami tak piękne zdjęcia wykonała?
    Mega nastrojowe są...
    A'propos układania postów w głowie, mam tak samo. Uśmiałam się czytając... Podczas kijkowego treningu idę, idę i idę. Ponad 8 km zawsze. No i każdy post, wiersz, układa mi się w myślach tak cudnie... No ale jak zapisać? Kije oplecione wokół rąk... Myślę- będę pamiętać. Wracam do domu- nic. Ani słowa, ani nawet tytułu nie pamiętam...
    Co do piwa. Pamietam z dzieciństwa jak moja mamcia i jej siostra, a moja ciocia nakręcały włosy zmoczone piwem na wałki :) Serio, coś w tym jest...
    A sprawdziłąś w senniku jaka jest symbolika róży w snach? A rower? :) :) :)
    Pozdrawiam Cię Gorzka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zmarznięte te rączęta były, jak przyszłam do domu to od razu zaczęłam szukać w sklepach odpowiednich rękawiczek bez palców, bo poprzednie gdzieś mi się zatraciły, ale nic mi nie pasowało.Dzisiaj znów się do tego przymierzam. Kiedyś, jak zabierałam w las telefon, to jak mi jakaś myśl wpadła, to notowałam ją tam, żeby nie zapomnieć, ale już od dawna nie noszę tego żelastwa, więc wracam z głową pustą. Gdyby nie to, to może i wpisy, by się częściej pojawiały.
      Nie sprawdzałam symboliki, nie wierzę w horoskopy, sny robią mnie w konia, karty kłamią. W żadne przesądy, energie, wróżby i zabłąkane dusze, ale lubię słuchać, jak ludzie o tym rozmawiają. Taka ze mnie okrutna realistka. Dziękuję Ci za odwiedziny i również Cię pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Bardzo fajne fotki :D Chyba każdy czasem tak ma, że w głowie jest przygotowany cały wpis,
    a jeśli się go od razu nie zapisuje to nagle wyparowuje xD Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak nam nasza głowa psikusi, tzn. płata figle. Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Lasu zazdroszczę. Róże najbardziej podobają mi się, gdy rosną w ogrodzie i szkoda mi
    tych ściętych. Chyba dlatego ich nie kupuję. Przecież postoją i zwiędną. W ogrodzie też
    zwiędną, ale to nie to samo. Więdną naturalnie. Nie zostają zmuszone do więdnięcia.
    Pocieszę Mrs. Gorzką, że mnie często się zdarza zapomnieć, co chcę napisać. Za to wmuszone w szkole informacje wciąż pamiętam. I po co mi one? Szkoda, że pamięci
    nie da się nastawić na pamiętanie o tym i zapominanie tamtego. A może da się, tylko
    ja o tym nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na przykład pamiętam wiadomości z fizyki, którą musiałam kuć na pamięć, bo zazwyczaj jej nie rozumiałam, zresztą tak jak 98% klasy. Dziwna to była nauka. W sumie zazwyczaj karano nas za to, czego nie umiemy, a o zaletach i zdolnościach mało się mówiło, albo nawet wcale. A jak już był ktoś chwalony, to zwykle wciąż ta sama osoba. W sumie w dorosłym życiu niewiele się zmieniło :)

      Usuń
  6. Kocham las o tej porze roku.
    Dzisiaj przemierzałam go na rowerze
    U nas minus sześć stopni

    Śliczne zdjęcia , jesień u schyłku
    Ognisko i kartofle na samym dole

    Aż mlasnęlam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, kartofle z ogniska... najlepsza była ta spalona na węgiel skórka i gryzący dym z chłętów ziemniaczanych (piszę chłęty, bo tak się na to mówiło, przynajmniej ja tylko taką nazwę zapamiętałam z dzieciństwa, natomiast nie ma jej w słowniku, ale są "łęty").

      Usuń
  7. Uśmiechnąłem się ze zrozumieniem. Ach, ile słów, ile tekstów przepadło, wywiało, zgubiło się. Ale to nic, będą inne. Ani lepsze, ani gorsze - inne. Przywołałaś Bukę i niech Ci nieba czarne i błękitne będa za to wdzięczne. Zupełnie o niej zapomniałem i już wiem teraz czemu jest na zewnątrz tak, a nie inaczej. Podpasła się światłem, zrobiła zła i czarna i łazi po świecie. Ech... Bardzo dobre zdjęcia, klimatyczne. Do najciekawszych zaliczam zachód słońca za lasem (między drzewami) - coś kapitalnego. Są nastroje, jest światło, czego więcej chcieć? O piwie nic nie powiem, bo nie piję - uroki życia :)) Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i już grudniowo :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało się u mnie dzieje, łażę wciąż tymi samymi ścieżkami i w kółko robię te same zdjęcia, jakbym się bała wyjść dalej. No widzisz Buka, dobrze że wiesz kto to i rozumiesz, ale mnie to jej zawsze żal było, a najbardziej właśnie, gdy przyszła do tego ogromnego ogniska w lesie, żeby się ogrzać i zagasiła całe. Do tej pory nie wiem, czy zrobiła to z zimna i bólu, czy ze złości, że inni się grzeją i cieszą. Dzisiaj w lesie to już myślałam, że w ogóle nic nie uda mi się sfotografować, ale na szczęście powstała znów ta sama seria, czyli te same krzaki, liście, drogi i oczywiście przebijające się przez drzewa słoneczko, które dzisiaj było wyjątkowo ciepłe. Pozdrawiam serdecznie :)))

      Usuń
  8. Jeśli gofry to lato... Ale jeśli dobre i potrzebne (A tak bywa) to dobre i jesienią... A jesień jak widać piękna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gofry były dobre. Długo się piekły i z zewnątrz były chrupiące, a w środku miękkie, idealne na chandrę.

      Usuń
  9. Oooojej aż mi się zachciało spaceru po lesie i borówek. Same wspaniałości. Zdjęcia przepiękne, robią nastrój.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w