Przejdź do głównej zawartości

Za co lubię listopad

Ja wiem, że pewnie sobie pomyślałeś, przecież listopad jest okropny, że też akurat taki miesiąc sobie musiała wybrać, ale Mrs. Gorzka listopad lubi i pewnie dlatego też, że inni go nie lubią. Dlaczego tyle jest światła w listopadzie? Bo jest go tak mało, że nawet najmniejszą drobinkę widzimy do entej potęgi. I dlatego, że w lesie robi się pusto, mgliście, że słychać bicie własnego serca i zające mykające po trawach. Wszystko się jakby na chwilę zatrzymuje i zastyga, ale nie po to, żeby się obudzić, tylko żeby po prostu odpocząć. Trochę jest to podobne do powolnego budzenia się wiosny w marcu, tylko że wtedy wszystko zaczyna szybciej i szybciej,   a w listopadzie jest na odwrót, bo coraz wolniej i wolniej. I Mrs. Gorzka lubi ten stan, bo wie, że wtedy nikt jej nie będzie w niczym przeszkadzał. W tym roku nawet jakby cały świat się do Gorzkiej dostosował, bo wszystko zamyka, nawet granice i ona jeszcze wszystko dokładniej widzi i słyszy. I gdyby tak miała porównać kraj, w którym żyje do jednego miesiąca, to właśnie do listopada, by go porównała, tak wszystkim obrzydł okropnie. Ona boi się nawet pomyśleć, że w ogóle świat wszystkim obrzydł, a przecież tyle światła w listopadzie...

Przez cały październik Gorzka nawet nie wyściubiła nosa z domu, tzn. nie wyszła na swoje włości (czytaj bagna). Nie pozwolił jej na to ani czas, ani zdrowie. Jak to w ogóle możliwe? Przypłaciła to kilkoma kilogramami do przodu. A to oznacza, że w większości składa się z wody i tłuszczu i nie wie, jak temu zaradzić. Dopiero w listopadzie przypomniała sobie, że przecież las istnieje i bagna też trwają dalej, a nawet zrobiło się na nich bardziej mokro. Natomiast do światła wystawiają się tylko resztki uschłych liści i pokrzywy, tylko one jeszcze tańczą w zielonych sukienkach, no i motyl listopadowy, a nie ćma żadna.

 















Komentarze

  1. Kocham listopad! Prawie codziennie chodzę do lasu z rana, często z aparatem, a takie cudowne kadry tam łapię, że to czysta poezja po prostu! Jesień, nawet bez liści jest niesamowita, a te mgły to jak ściąganie baśni do rzeczywistości. Nigdy się tego nie bałam, zawsze wychodzę we mgłę na spacer. Jest przepięknie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, listopad jest wyjątkowy. Mgieł u mnie mało, ale właśnie bardzo lubię listopadowe zdjęcia, bo to światło jest takie jakieś specyficzne, zresztą jak i cały listopad. Tak sobie myślę, że kiedyś dla Polaków musiał być najwspanialszy miesiąc pod słońcem.

      Usuń
  2. Ja z tych, co tego miesiąca nie lubią i odliczają dni do końca. Nie lubię, bo mało słońca, bo cicho, bo drzewa coraz bardziej gołe, bo zimno, pada deszcz. Mnóstwo jest tych bo. Zauważyłam jednak modę na lubienie jesieni. Jakby ludzie swoją sympatią do tej pory roku chcieli zaczarować rzeczywistość, żeby im pokazywała same piękne rzeczy. Ciekawe, że gdy sympatykom jesieni, powie się o nicości, wzdrygają się. Nicości nie lubią. Nie chcą po śmierci zniknąć, chcą trwać. A przecież jesień niesie z sobą znikanie. I to się ludziom podoba, ale już nicość ani trochę. Mnie z kolei nicość się podoba, a jesień nie. Czekam na wiosnę, gdy wreszcie wszystko odżyje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam wprost przeciwnie, bo jakoś nicość nieszczególnie mnie wzdryga, powiem Ci, że znacznie bardziej przeraża mnie słowo wieczność. Kiedyś czytałam w jakiej książce o człowieku, który nie mógł umrzeć, wszyscy umierali, cała jego rodzina, kolejne pokolenia, a on miał żyć wiecznie, to jest dla mnie straszne. Nie wiem, czy ludzie lubią jesień, jeśli już to raczej takie typowe słoneczne i ciepłe babie lato. W tym roku to może nawet się cieszą, że nie muszą wychodzić w to zimno. Zobaczysz, jak się wyrwą na wiosnę.

      Usuń
  3. Ja też z tych, którzy lubia listopad. Ten miesiąc ma jakąś magię... Tylko nie pomyśl, że to co się dzieje, nie! Chodzi o naturalny klimat listopada... taki holistyczny jego klimat :)
    Ja lubię te swoje listopadowe stany duchowe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jest nas już większość. Niedługo będziemy mogły założyć kółko miłośniczek listopada :) Listopadowe stany duchowe - jak to brzmi ;)

      Usuń
  4. Listopad to piękny miesiąc, bo to jesień a do jesieni mamy słabość. Jesień to czas u nas na urlop. :) Koniec września, październik lub listopad to właśnie dobry czas na odpoczynek, dwutygodniowy urlop. Mimo melancholii, to miesiac niezwykle cichy i spokojny :)
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie też ostatnio myślałam, że to dobry czas na urlop. Nie uświadczy człowiek tłoku i hałasu. Zdecydowanie warto to przemyśleć. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  5. Lubię listopad za to że jest. Bo jest potrzebny i ważny. Wyjątkowy, jak każdy miesiąc. Nie czekam na inne miesiące, tylko chodzę na spacer z tym który ma swoje 5 min.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Listopadowe spacery bardzo lubię. Potrzeby ten miesiąc i przyrodzie i człowiekowi.

      Usuń
  6. I ja lubię listopad - za mgły i mokre ulice, w których odbija się światło latarń. Za ciepło, które można docenić po każdym powrocie do domu. Wybieranie czapek, szalików, rękawiczek i swetrów. I za to, że właśnie w listopadzie najlepiej smakuje mi rosół i herbata z cytryną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest nas jeszcze więcej :) Mokre ulice roziskrzone od świateł są niezwykle urokliwe. Nawet to zimno nie jest jakieś dojmujące, ale to zdecydowanie dobry czas na wybieranie rękawiczek i szalików. Chyba muszę o tym pomyśleć. Pozdrawiam serdeczne i listopadowo :)

      Usuń
  7. Piękny tekst. Jak zrobić, by to co odchodzi było nam miłe. Ja mam tak z poniedziałkiem. Mało kto lubi ten dzień, a ja go zawsze lubiłam i lubię. Tak jak Ty listopad. Jest chyba tym samym. Oba są początkiem nadziei. Bo i listopad taki jest. Piękne zdjęcia. Uściski, zdrowia i spotkań w realu z bliskimi, których będziesz mogła zaprosić na kawę i przytulić na powitanie i cieszyć się ich towarzystwem. Takie spotkania właśnie w listopadzie, kiedy już w południe szaro się robi, są najlepsze i najfajniejsze wtedy snuje się powieści, najlepiej rozmawia. Mrok stwarza nastrój intymności i ciepła, skłania do szczerych rozmów. Nawet samotników kusi. Piękny jest świat i magię ma w sobie otaczająca nas przyroda. Cięgnie do siebie jak magnes i samotne wędrówki wabią ciszą, urokiem snu i kroplami deszczu, mgłą. Cisza najlepiej smakuje i dociera do każdej komórki zimą. Uściski i odpoczynku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda, te długie ciemne wieczory są najlepsze do snucia rozmyślań i opowieści. Szkoda tylko, że już coraz bardziej odchodzi się od tego na rzecz rozmów messengerowych i tym podobnych. Choć to pewnie zależy od domu. Tam, gdzie nie chce się rozmawiać i nie czuje takiej potrzeby, najczęściej ucieka się w pracę, a potem to już tylko domownicy mijają się ze sobą spotykając się tylko przy stole na obiedzie w niedziele lub święta. Gorzkie to, ale tak to bywa. W kim szukać winy?
      Ładnie to napisałaś, że nawet samotników kusi do rozmowy, a samotnicy to specyficzna grupa ludzi, bo potrafią rozmawiać ze sobą, ale nie z innymi, jak już są, to tylko uszy nadstawiają, ale jak to mówi stare przysłowie, że po to mamy dwoje oczu i uszu i jedne usta, żeby ich rozważnie używać. Lubię listopad, a poniedziałki po nudnych niedzielach są jak balsam dla duszy :) Pozdrawiam bardzo serdecznie :))

      Usuń
  8. Tyle już zostało powiedziane, więc co ja mogę dodać? Moi przedmówcy dokładnie opisali wszystko. A ja? A ja lubię jak siąpi mżawka, jak deszcz zacina i jak się szybko robi szaro, sennie. A pewnie powinno być inaczej - powinienem biegać z aparatem w poszukiwaniu drobin światła. Tak, tak też robię. Ale też cenię właśnie ten "szybki mrok", w którym można się skryć. Cenię też jesienne myśli o przemijaniu i "ostatecznym" - bo są konieczne. Słusznie w tekście napisałaś, ze jest to odpoczynek, zasypianie. Choć wydawać by się mogło, że to taka mała apokalipsa. Kiedyś bardzo lubiłem poezję Młodej Polski, która z jesieni zrobiła cudeńko. Ach, symbolika, alegorie, te wszystkie Osmętnice, drogi polne, deszcz o szyby...
    I co tu kryć, podoba mi się Twój wpis. Bardzo. I zdjęcia bardzo klimatyczne. Ja wiem, że to głupio zabrzmi, ale zrobiłem taki stos drewna i wstawiłem u siebie. Czytam, podobne myśli jak u Ciebie. Hmm... Przysięgam, nie zgapiałem!!
    A poza tym, dużo zdrowia dla Ciebie i przesyłam ciepłe myśli - w sam raz na listopadowe, ciemne popołudnie :)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Do literatury Młodej Polski zdecydowanie mam sentyment. Bardzo dużo tam było niezwykle barwnych postaci,
    a poezja szczególna. To jedna z niewielu, która mi przypadła do gustu w liceum. Deszcze jesienne i mżawki też bardzo lubię i zupełnie mi nie przeszkadzają, kropelkom też lubię rozbić zdjęcia. W tym roku listopad jest nieco łaskawy i częstuje nas też światłem, czego u mnie w październiku prawie w ogóle nie było. A może mi się tak tylko wydawało?
    Już od dłuższego czasu drzewo u mnie wycinają i na każdej drodze tkwi takie posztaplowane, jak tak zagra na nich słońce, to wyglądają jak prawdziwe ognisko - nic tylko iść się grzać. Wcale więc się nie dziwię, że zachciało Ci się takiego u siebie. Ja bardzo często się łapię na tej "korelacji myślowej", aż mi czasem głupio, że zgapiam, ale wcale tak nie jest, natomiast skąd się to bierze, to jeszcze nie doszłam do żadnych merytorycznych wniosków w tej kwestii. Najwidoczniej nie wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć, choć pewnie amerykańscy naukowcy na pewno mają na to jakieś naukowe dowody. Również dużo zdrowia i ciepła, bo to teraz szczególnie ważne, pozdrawiam serdecznie :)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w