Przejdź do głównej zawartości

Autobusowe love story

W samochodzie osobowym można przewozić naprawdę osobliwe rzeczy. Najbardziej osobliwi są oczywiście sami pasażerowie. Na pewno każdy z nas trafił na pasażera, który zapisał się szczególnie w pamięci. W tramwaju, w autobusie miejskim, w pekaesie, w maluchu i żuku. Oni zawsze lubili pogadać, bo podróż w ciszy też mija wspaniale, ale jak się zabiera na stopa, to oczekuje się rozmowy. A niektórzy byli naprawdę specyficzni. Podczas nocnego powrotu, gdy w autobusie pozostało tylko kilku dobrze znanych pasażerów, rozpoczęły się niesamowite historie właśnie o ... pasażerach. Jednym z nich był niezwykle elokwentny, rozmowny i elegancko ubrany pan. Naprawdę rozmowa z nim była prawdziwą przyjemnością, więc gdy nagle musiał wysiąść gdzieś w środku lasu, wszystkim zrobiło się markotno. Wszystkim z wyjątkiem kierowcy, który zdążył tylko zauważyć, że wysiadający zamiast jednej nogi posiada kopyto i ogon. Podobno pasażer siedzący na przedzie też to widział. W autobusie reszta drogi do bazy upłynęła w całkowitej ciszy, a historia ta jest podobno znana wszystkim kierowcom. Historie o pasażerach, którzy niby to przypadkiem ukazywali, co skrywają w przepastnych i tajemniczych torbach, też pojawiają się od czasu do czasu. Zazwyczaj jest to ogromny nóż, siekiera, a nawet ludzka głowa, wtedy kierowca marzy tylko o tym, aby przystanek pojawił się jak najszybciej.

Inni pasażerowie też lubili straszyć, jak na przykład ten, który jeździł zawsze "sieradzem" i uwielbiał opowiadać Gorzkiej, co to hitlerowcy robili kobietom w czasie wojny. Całe szczęście, że gdy opowieści robiły się coraz bardziej krwawe, to Gorzka musiała już wysiadać. Bardzo często zdarzało się również, że siedziało się koło osoby wyjątkowej i pod wieloma względami wybitnej. Gorzka nigdy by się nie domyśliła, gdyby nie słowa: "Pani wie, kim ja jestem?" Oczywiście, że nie wiedziała, ale niewątpliwie musiał być to ktoś bardzo ważny.  

Pekaesy, tramwaje i autobusy miejskie to także miejsca, gdzie niektórzy rekompensowali sobie swoje deficyty intymności. W końcu gdzie jak nie właśnie w ciasnym autobusie, który zdecydowanie zabrał co najmniej 40 pasażerów więcej niż powinien, można niby to przypadkiem, ale jednak wcale nie, przylgnąć ciałem do swojego najbliższego sąsiada, albo przynajmniej udawać, że nie ma się co zrobić z ręką i koniecznie trzeba ją trzymać przy nodze sąsiadki. Nawet jak cudem udało się usiąść, to i tak zazwyczaj odległości między fotelami były tak małe, że te nogi sąsiada jakoś zawsze musiały znaleźć się tam, gdzie nie powinny, no bo śpiąca głowa na cudzym ramieniu to był naprawdę pikuś. To można było przeboleć. No chyba że razem z głową po pewnym czasie przytulało się jeszcze pół męskiego ciała. Jedyny plus tego był taki, że już nie trzeba było się obawiać podpitych amantów. A ile to głębokich i powłóczystych spojrzeń zapisało się w tych zapuszczonych autobusowych rzeczywistościach.












 



Komentarze

  1. Hahahaha...fantastycznie opisałaś ten klimat ... nie do podrobienia... I wskrzesiłaś wspomnienia :) Pamiętam te czasy, bo dojeżdżałam pekaesem do liceum. Nie zapomnę czasów przepełnionych autobusów tak bardzo, że dziś żaden kierowca o zdrowych zmysłach, nie ruszyłby z miejsca z takim obciążeniem. Ja nie wiem jak to było, że nikt wówczas nie dostrzegał strasznego niebezpieczeństwa...
    No, my- licealistki, miałayśmy wtedy niezły ubaw. Cały czas podróży to był jeden wielki śmiech...
    Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wywołałam miłe wspomnienia. Tak, czasy liceum to specyficzny czas, ja również miło wspominam. A pekaesy u mnie już nie jeżdżą, jakaś epoka przeminęła. Ale czy jeszcze powróci? Jak do dobrze, że podróżować można na wiele innych sposobów ;) Pozdrawiam

      Usuń
  2. Cudne i jakoś tak klimatyczne, że mam uczucie jakbym właśnie wysiadła z takiego autobusu. Choć moim środkiem lokomocyjnym z którego w dawnych czasach korzystałam był pociąg. Aż żal, że teraz tak nie można, bo w niektórych miejscach na trasie bywał już prawie pusty. Można w lecie było sobie otworzyć na oścież drzwi od wagonu i usiąść na schodku i podziwiać mijany krajobraz. A było co podziwiać. Jakoś tak zrobiło się nostalgicznie w dobrym znaczeniu tego słowa :) Samych cudowności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pociągiem podróżowałam znacznie rzadziej, choć to właśnie nim przebyłam swoją pierwszą najdłuższą podróż w wieku kilku lat aż na sam Śląsk. Pewnie dlatego mam do nich sentyment. Zawsze zazdrościłam koleżankom, że one pociągiem, a jak tylko autobusem. Takie to smutne trochę, że teraz wszyscy przesiedli się w prywatne samochody. Jedyna zaleta, że można się w czasie jazdy zatrzymywać, gdzie się chce. Miłego i słonecznego tygodnia :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w