Przejdź do głównej zawartości

Zabuszowane

A na wsiach w czerwcu i lipcu była najlepsza zabawa, kiedy to można było, albo raczej nie można było, drążyć labirynty w dojrzewających zbożach. Na takim polu było się zupełnie samotnie, nad głową miało się błękitne niebo bez jednej chmury, a pod sukienką polne pająki i inne robaczki. Zielone ściany wokół zamykały szczelnie wszelkie najmniejsze nawet dróżki, że nawet jakby ktoś chciał się znaleźć na tym polu, to było to prawie niemożliwe. Dopiero przypadkiem w całkowitej ciszy można było usłyszeć czyjś cichy oddech całkiem obok. Tylko tutaj można było się ukryć całkiem przed ludzkim wzrokiem i robić, co tylko się podoba. A historie z tych rozpalonych słońcem łanów były równie gorące co samo lipcowe słońce. Ale niektóre były też straszne.

Podobno nie było można zasypiać w tym zbożu, bo potem człowiek mógł się już nie obudzić. Babcie przestrzegały przed "żytnią babą", która mogła pomieszać w głowie do tego stopnia, że już nie trafiało się do domu, a mniejsze dzieci zabierała ze sobą do płóciennego worka, który nosiła na plecach. Inaczej nazywano je południcami, ponieważ pojawiały się najczęściej w samo południe, gdy na polu było najbardziej gorąco i drzemka w falujących od delikatnego wiatru kłosach najbardziej korciła. Pewnie w dużym stopniu brało się to stąd, że dzieci w zbożach mogły narobić niezłych szkód. Takie pogniecione łany nie nadawały się do koszenia, a zabawa w chowanego była tam przecież najlepsza. Opowieści o strasznych południcach z wielkimi zębami wydawały się dość skuteczne, ale tylko do czasu, bo w końcu i tak się udało wymknąć i zabuszować w zbożu. Kto bywał, ten wie, że można tam robić naprawdę przedziwne rzeczy. 













Komentarze

  1. Cudne. Choć ja nie miałam tej przyjemności. Dzieciństwo w bardziej dzikiej krainie, gdzie zboża tylko były małymi poletkami nadającymi koloryt łysym pagórkom. Jednak tajemne miejsca miewaliśmy. Taka mała garstka dzieci z osady. Cudne jak zwykle pełne niedopowiedzenia i tajemnicy opowiadanie o tym jak być dzieckiem. Pięknego letniego twórczego czasu i słońca. Zdjęcia też mi się podobają :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może te widoczne z góry kręgi to też efekt zabaw dzieci.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog...

W chowanego

Zabawa w chowanego była zawsze najlepsza. Na babcinym podwórku było pełno szop, komórek, strychów, była i piwnica, i najróżniejsze naprawdę niezwykłe zakamarki, w których łatwo było się ukryć, ale potem wychodził z nich człowiek z toną pajęczyn na głowie, umorusaną buzią i rękoma, o ubraniu nawet nie wspominając. Taka zabawa była jednak najlepsza. Nieważne były pasy na goły tyłek, zapominało się o nich szybko, ale nigdy nie zapominało się podniecającego uczucia, które aż wierciło w brzuchu, gdy ktoś przechodził koło twojej kryjówki i nie potrafił cię znaleźć. Albo uczucie, gdy myślisz, że nikt cię nie widzi, a nagle czujesz czyjś dotyk na swoich plecach. A potem złość, ale i szczery śmiech. A najprzyjemniej było, gdy w zabawie brały udział właśnie te, a nie inne osoby.   Zabawa w chowanego trwa nadal. Kto się da odnaleźć, kto uchyli rąbka tajemnicy? Jak zabawa w butelkę - na kogo wypadnie - ten zdradza szczegół ze swojego życia, o którym oczywiście nikt nie wie. Chowamy się...