Przejdź do głównej zawartości

Gdzie ty się podziałaś?

Gdzie ty się podziałaś Mrs. Gorzka? 

Ciekawe co tam się dzieje na tych bagnach. O tej porze zazwyczaj kładą się tam grube pajęczyny, na których krople rosy wyglądają w trawie jak małe tęcze, a nici prężą się w popołudniowym słońcu pokazując jak to silne są i potrafią się oprzeć podmuchom wiatru. W miękkim podłożu leśnych mchów, traw i ściółki pokazują się pomarańczowe rydze wysuszone promieniami słońca, ale gdy je wyjąć, to pod spodem są wilgotne i soczyste i lubią na nich przysiąść ślimaki. Zbierałaś je zawsze do kieszeni, bo zapominałaś torby. A jak zapełniłaś całe kieszenie, to resztę wkładałaś w bluzę, która potem zawsze była brudna i przyjemnie pachniała leśnym runem. Czy tam tak jeszcze jest, czy może wszystko się zmieniło przez ostatnie miesiące?

W starorzeczu odzywały się jeszcze niezidentyfikowane ptaki, albo zaszumiał bóbr w trzcinach. Przebiegały młode sarny, zupełnie już bez mamy i wystraszone nie zatrzymywały się nawet na chwilę, żeby wywęszyć niebezpieczeństwo. 

Trzeba wyjść zdecydowanie wcześniej, żeby poczuć na twarzy moc wczesnojesiennego słońca, które zawsze głaskało, nawet jak się przed tym broniłaś. Czy to słońce jeszcze tam jest?

W szafie zrobiło się przeraźliwie pusto i czarno jak w kałamarzu. Zniknął gdzieś żółty płaszcz i sukienka w kwiatki. To, co było białe, pożółkło lub poszarzało, a reszta była tak nijaka, że trzeba było ją wyrzucić. 

Ale najgorsze stało się z aparatem. Zapuszczony, zakurzony, zupełnie przestał łapać światło i trzeba go nakręcić do granic możliwości, żeby zdjęcia choć trochę stały się jaśniejsze. Ale potem i tak stają się nienaturalnie prześwietlone, że wyglądają jakby pochodziły z zaświatów. Nawet wyprawa po wieczorne mgły zakończyła się tak nagłą ciemnością, że trudno było potem trafić do wyjścia. I tylko papieros rozgrzał skostniałe dłonie. 

Psy siedzą smutne, a gdy do nich podejść, to na twojej ręce kładą ciężki psi łeb i nie chcą go już podnieść, jakby coś przeczuwały. Tylko na orzeszynie szaleją wróble, nie zwracają uwagi ani na ludzi, ani na psy, zawładnęły całym drzewem jak własnym domem, a z kotów obserwujących je z dachu altany tylko szydzą. Dopóki któryś nie zniknie w przebiegłym kocim pyszczku. 

Gdzie ty się podziałaś Gorzka? Czy to twój świat się skończył, czy ty? 











Komentarze

  1. Mir Gorzka - zdjęcia takie jak lubię. Więc kurz chyba posłużył. Czasami o dziwo służy, to co już minęło. Nawet wywalenie ulubionej już dawno pożółkłej sukienki. Po sukienkach w kwiatki przychodzi pora na koronki i len. Wygląda na to, że przywitałaś się chyba z panią jesienią, choć wróbelki jeszcze są. Zmieniamy się, po blogach widać też. U Ciebie zwłaszcza po zdjęciach. Zawsze były dobre, ale od jakiegoś czasu stały się inne. Bardzo klimatyczny wpis. O przemijaniu ale i o nadziei. Wchodzi mocno na psychę. Moc uścisków i cudownej jesieni. Lada moment błyśnie wszystkimi barwami, a potem pozostanie piękna szarość i czerń i krople diamentów rozwieszone na drzewach w pochmurny dzień. Dobrego czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zadziwiło mnie, ile kurzu potrafi się zebrać przez dwa miesiące - można by mierzyć linijką :) Czy się już przywitałam z panią jesienią to nie wiem, ale na pewno wyczuwam ją już w powietrzu. Chyba już właśnie chciałabym, żeby rozbuchała się tymi kolorami i ciepłym słońcem. I myślę, że więcej czasu znajdę dla siebie, a przynajmniej taką mam nadzieję. Wiem, że ze zdjęciami jest coś nie tak, sama to widzę, ale nie potrafię znaleźć przyczyny. Ale czekam jeszcze na nowe okulary, bo przez stare już mało co widzę zarówno z daleka, jak i bliska, no i czeka mnie jeszcze poważna wizyta u okulisty, a może to po prostu wina obiektywu? Mówisz, że pora na len i koronki? - Pomyślę o tym :) Wszystkiego dobrego również dla Ciebie.

      Usuń
    2. Dziękuję za życzenia bardzo <3 Co do moich wypowiedzi o zdjęciach, to tyczyło, że według moich odczuć one raczej się nie pogorszyły. Stały się inne, z większą głębią. Mimo iż język polski jest bogaty w słowa i dość czasami precyzyjny, to bywa, że te same słowa, znaczą całkiem co innego. Mówię Ci do ilu nieraz dochodzi nieporozumień :) Może kiedyś będzie można rozmawiać myślą <3 niebezpieczny ale fajny pomysł - rozmowa myślą :)

      Usuń
    3. "Rozmowa myślą" - w moim przypadku to może lepiej nie - ja się zazwyczaj powstrzymuję od słownej wylewności - wychodzę z założenia, że nie muszę mówić wszystkiego, co myślę, a i gadać po prostu mi się nie chce :) To taka dygresja, wiem o co chodzi - rzeczywiście z tymi słowami bywa różnie, a jeszcze ciekawiej jest z idiomami - niektórzy ludzie rozumieją je zupełnie inaczej - i jak tu się dogadać? :)

      Usuń
  2. Kurzu wszedzie pelno i jest strasznie upierdliwy. Wystarczy ze kilka dni nie sprzatasz i juz masz go po uszy, wszedzie, w kazdym kacie. Walczysz z nim uporczywie jak Don Kichot z wiatrakami. Opowiadanie cudowne Gorzka, budzi wyobraznie. Mgielki tez piekne. Fantastyczne ujecia. Pozdrawiam Cie serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Metoda na kurz jest taka: przestać codziennie wycierać i od razu robi się go mniej ;) Pozdrawiam

      Usuń
  3. Długo się wstrzymywałem od komentarza, ale poruszył mnie bardzo Twój wpis. Bardzo sensualny, bo odwołałaś się do rzeczy, które bardzo lubię i...mam podobnie. Z tymi rydzami trafiłaś w punkt. Uwielbiam ich zapach, a jeszcze bardziej smak. Niestety, nie mam bagien w okolicy, a to co jest, to tylko namiastka tego, co u Ciebie. Fantastycznie oddałaś nastroje i zbliżającą się jesień. I zadałaś pytanie, które niewielu ludzi sobie zadaje. Tak, Gorzka jest w mniejszości i macham do niej, bo ja też.
    A teraz a propos aparatu - nie mogę nie napisać, bo umarłbym w męczarniach. Sprawdź jasność ekranu. Prawdopodobnie przestawiłaś (bezwiednie) jego jasność i teraz masz dysonans między tym, co widzisz, do tego, co wychodzi na zdjęciu. Wina obiektywu pewnie żadna, bo szkło raczej nie zmatowieje, to inny rodzaj szkła, niż w oknach. Możliwe, ze zamiennik akumulatora trzeba zakupić, ale tu bym się wstrzymał. Jeśli robi na sesję 500 - 600 zdjęć, to nie ma o czym mówić - standard. Stawiam na ustawienia, które się rozjechały. Zależy jeszcze, jaki aparat masz. jak coś, pisz na priv, wyregulujemy żeby działało, byś była zadowolona. A zdjęcia wybrałaś sobie trudne. Bo z jednej strony jest bardzo jasna łuna, a z drugiej już ciemno. Złota godzina minęła i wchodzimy w błękitną godzinę. Najlepiej mieć statyw lub bodaj woreczek z grochem, bo oprzeć aparat. Przepraszam, musiałem dopowiedzieć.
    Dobrego czasu dla Ciebie - ciepła i dobrych myśli, które właśnie przesyłam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że jeszcze trochę i znajdę nieco czasu na ten mój aparat. Będę pytać, jak sobie nie poradzę :) Dzisiaj robiłam zdjęcia nieco po wschodzie, więc sprawdzę, czy to jest to, co być powinno, w końcu o tej porze dnia światła nie powinno brakować. Udało mi się wybrać na bagna, jestem właśnie świeżo po, ale zaskoczyło mnie tam wszystko, bo jeszcze jakby lato. W tym roku jakoś wszystko później. Niby powinnam się cieszyć, ale węszę jakiś podstęp naturalny oczywiście. Nawet pająki jakieś chude jeszcze, ale zniknęły komary i kleszcze. Muszę tylko doprecyzować czy ten dysonans widze tylko jak, czy inni też, może to jest tylko moje światłoodczucie. Tak, ta pora nie była najlepsza, jakoś bardzo szybko zapadła zmrok, a ja się wracałam po aparat, bo nie wzięłam i jak dojechałam za drugim razem, to było już prawie ciemno i tak cud, że w ogóle zdjęcia wyszły. No statyw to by mi się przydał. Również dla Ciebie dobrego czasu, światła i ludzkiej życzliwości - pozdrawiam :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w