Przejdź do głównej zawartości

Zafarbuj włosy i... odmień się

































Kobiety farbują włosy z różnych powodów. A czasem bez powodu - bo tak trzeba. Kobieta niezafarbowana jest zaniedbana i biedna, bo nie stać ją na fryzjera. Lepiej mieć różnokolorowe piórka na głowie niż siwe włosy. Lepiej mieć czarną smołę na głowie i wyglądać jak czarownica niż słowiański mysi blond. Tylko jak tu dbać o te farbowane włosy? Farba w kolorze blond ma to do siebie, że z czasem staje się żółta i pani wygląda jak chodzące po ulicy słoneczko. Posiadaczki ciemnych włosów mogą natomiast się cieszyć z czasem zrudziałą lisią kitą - przynajmniej jest kolorowo. Jednym z odkryć w kosmetologii jest fioletowy barwnik, który zapobiega beżowym blondom przechodzenie na żółtą stronę życia, ale trzeba je stosować regularnie i dość obficie, bo zarówno szampon, odżywkę, maskę, lakier i kto wie co tam jeszcze. Na zrudziałe refleksy też podobno są preparaty. Tak to z czasem kobiety stają się niewolnikami swoich własnych włosów. A przecież zazwyczaj farbują się z jakiegoś powodu. Często jest to nowy etap w życiu - tak właśnie - kobiety chcą się odmienić, w tym również charakterologicznie. Blondynki wiedzą, czego chcą i jak to wziąć, ale podobno są głupie, brunetki są tajemnicze, niezdecydowane i ponure, rude natomiast są wredne, niestabilne emocjonalnie i o ognistym temperamencie. Jeśli więc któraś źle się czuje w swojej skórze, to się idzie przefarbować. Ileż to życie zna ciekawych scenariuszy o tak diametralnej odmianie. Czy każdy moment jest dobry na zafarbowanie? Podobno nie zaleca się farbowania w czasie menstruacji, ciąży czy antybiotykoterapii. Nie powinno się ich również farbować, gdy minęło zbyt mało czasu od ostatniego farbowania (cieszmy się dłużej słoneczkiem i lisią kitą), a także gdy włosy są w słabej kondycji, wypadają, łamią się i kruszą. Ileż to trzeba sprawdzić informacji, żeby zafarbować włosy! Jedno jest jednak pewne - najważniejszym powodem farbowania jest chęć poprawienia swojego wyglądu - ot po prostu, żeby bardziej się podobać nie tylko innym, ale przede wszystkim samej sobie. Jeśli tak - to ok. W tym celu stosuje się również inne metody, np. kupuje nowe sukienki, buty, bieliznę, pończochy i biżuterię, a także szminkę i lakier do paznokci. Przymierza te wszystkie fetysze przed lustrem w szafie, kryguje, zalotnie spogląda, trzepocze rzęsami, a zafarbowane włosy wygładza na szyi, ramionach i może jeszcze karku. Zapewne kobieta, która w ten sposób o siebie dba, jest szczęśliwa, pewna siebie i uważa, że jeszcze ją coś przyjemnego w życiu spotka i czeka na okazję. Ładna i zadbana kobieta nawet nie musi za wiele mówić - wystarczy, że wygląda. Wszelkie zmiany w życiu są pożądane, nawet jak trudne i niespodziewane, bo kiedy w końcu jak nie teraz? 

 

 

Kazimierz Przerwa-Tetmajer 

Lubię, kiedy kobieta…

Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
Kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,
Gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie,
I wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.
 
Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
Gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
Gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem,
I oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem. 
 
I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
Przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
Zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
Gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia. 
 
Lubię to — i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
Wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
A myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
W nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.

Komentarze

  1. Smutny wpis, cudny wiersz Tetmajera, a zdjęcia rewelacyjne. Napisałam inny komentarz, ale za długi był. No i już kiedyś dość obszernie wypowiedziałam się na temat urody i kanonu człowieka u siebie :) ech. Kiedyś pogadałam ze sobą trochę przed lustrem i chyba już od trzech lat się nie maluję, a włosom pozwalam rosnąć tak jak im natura każe. Tak od serca to ok 1000 zł na rok zostaje mi na inne przyjemności :)) umiem oszczędzać :)) cudne jak dla mnie zdjęcia. Zostawiam moc pozdrowień i przesyłam dużo życzliwości <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie miało być smutno, a co najwyżej gorzko, a może i śmiesznie. Chętnie bym przeczytała ten długi komentarz. Ale przyznasz, że się nieco kanony urodowe zmieniają na lepsze, przynajmniej mnie się tak wydaje. Zero waste swoje robi, choć zapewne nie we wszystkich środowiskach. Ja lubię jak mi u fryzjera myją głowę, być może trafiałam na dobrych specjalistów i robiłam to na tyle rzadko, że mi nie spowszedniało. Właściwe mogłabym tam po nic innego nie chodzić, jak właśnie po to, aby mi umyli włosy i głowę, ale zazwyczaj je to wliczone w inną usługę, na przykład cięcie czy farbowanie, a to już robię sporadycznie, a nawet wcale. Pod tym względem nie mam miłych doświadczeń - jakoś lubią zaszaleć na mojej głowie. Również dla Ciebie moc pozdrowień i wyjątkowych ostatnich dni lata :))

      Usuń
  2. Ciągle nie mogę przyjąć do wiadomości, że w tym roku po raz pierwszy w życiu nie mam urlopu we wrześniu. Przyroda jest wtedy taka magiczna... Powinnam normalnie siedzieć teraz nad jeziorem i fotografować mgłę albo na łące robić makro rosy na pajęczynach. -_-

    Kiedyś dużo farbowałam się na różne kolory, dziś mam połowę włosów mniej na głowie, Uważam, że natury poprawiać nie trzeba, ale ludzie mają ewidentny problem z zaakceptowaniem jej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tylko dwa razy zrobiłam sobie urlop we wrześniu - jeden i drugi przypadek bardzo miło wspominam. A te mgły i pajęczyny to pół godziny przed pracą - taki szybki numerek można powiedzieć. W tym roku jesień spóźnia się, albo może w końcu przychodzi nie za wcześnie, więc te poranki niezwykle mokre, ale mimo wszystko ciepłe.
    Dwa razy farbowałam włosy, niestety podobnie jak Ty połowę z nich potem straciłam, więc przestałam.

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie, ja teraz nie mam nawet minuty na takie zdjęcia, bo raz że w mieście, dwa, że autobusem dojeżdżam. A jak chodzę na popołudnia, na tyle późno kończę, że nie chce wstawać nad ranem, bo potem tego nie odeśpię (robię 6 dni pod rząd). Niby pracę wymieniłam na lepszą, ale zaczynam zauważać, że regularny grafik też ma swoje wady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja mam godziny pracy bardzo elastyczne - ale to też ma swoje wady, np. zarobki, a inni lubią to wykorzystywać i zarzucają mnie innymi zajęciami, bo przecież rano nie muszę gnać na konkretną godzinę i nikt mnie z czasu nie rozlicza - pewnie dlatego mam go tak mało.

      Usuń
  5. Przepiękne zdjęcia! I ta pajęczyna! Włosy rozjaśniłam tylko raz (a mam już trochę lat:)) i ... nigdy więcej!

    OdpowiedzUsuń
  6. Najpierw olśniły mnie zdjęcia! Olśniły! Bo są przepiękne i pokazuja cudownie moją ukochaną jesień... Z tekstem zgadzam się w 100% i z konkluzją także i przede wszystkim. Jest właśnie tak, lubię być zadbana dla siebie, dla własnej przyjemności i dobrego sampoczucia. I nie ważne, czy siedzię w domu, czy wychodzę... Pięknego tygodnia i każdej chwili...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polu to jeszcze nie jesień - to schyłek lata - wiesz, mimo że mokro to było jeszcze przyjemnie ciepło, szczególnie gdy stanęło się w tym porannym słońcu. Również dla Ciebie pięknego tygodnia!

      Usuń
  7. Wiersz Tetmajera uwielbiam... :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Od dawna nie farbowalam wlosow. Farbowanie podniszczylo je. Dlugo nie moglam sie pozbyc uporczywych odrostow. Poki nie osiwieje nie bede ich farbowac :) Zawsze chcialam miec wlosy jak Annia Shirley z Zielonego Wzgorza, wiec jako pelnoletnia probowalam ale nigdy nie wychodzily takie jak chcialam. Swietny jest ten erotyk Tetmajera, zawsze mnie ujmowal. Zdjecia i tekst cudowne Gorzka. Sciskam Cie mocno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w szkole podstawowej też chciałam mieć rude włosy, oczywiście z tego samego powodu :) Rudawe się robią, jak mi wypłowieją od słońca - nie mogę wtedy na siebie patrzeć. Dziękuję za odwiedziny, pozdrawiam serdecznie i również ściskam.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog...

W chowanego

Zabawa w chowanego była zawsze najlepsza. Na babcinym podwórku było pełno szop, komórek, strychów, była i piwnica, i najróżniejsze naprawdę niezwykłe zakamarki, w których łatwo było się ukryć, ale potem wychodził z nich człowiek z toną pajęczyn na głowie, umorusaną buzią i rękoma, o ubraniu nawet nie wspominając. Taka zabawa była jednak najlepsza. Nieważne były pasy na goły tyłek, zapominało się o nich szybko, ale nigdy nie zapominało się podniecającego uczucia, które aż wierciło w brzuchu, gdy ktoś przechodził koło twojej kryjówki i nie potrafił cię znaleźć. Albo uczucie, gdy myślisz, że nikt cię nie widzi, a nagle czujesz czyjś dotyk na swoich plecach. A potem złość, ale i szczery śmiech. A najprzyjemniej było, gdy w zabawie brały udział właśnie te, a nie inne osoby.   Zabawa w chowanego trwa nadal. Kto się da odnaleźć, kto uchyli rąbka tajemnicy? Jak zabawa w butelkę - na kogo wypadnie - ten zdradza szczegół ze swojego życia, o którym oczywiście nikt nie wie. Chowamy się...