Przejdź do głównej zawartości

"Baśń o wężowym sercu"

"Albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli" Radka Raka


Nie jest tę książkę łatwo przeczytać, ani tym bardziej opowiedzieć o niej w kilku zdaniach. Można się nieco pogubić między tym co rzeczywiste, a tym, co dzieje się w zupełnie innym świecie - nie tylko wierzeń i legend, które zaprzątają głowy mieszkańców galicyjskich wsi, ale również tym, co dzieje się we wnętrzu głównego bohatera, czyli młodego Kóby, dorosłego Jakóba Szeli i szlachcica Wiktoryna Bogusza. A jeszcze do tego dochodzi wątek rzezi galicyjskiej, którego co prawda w tej książce nie można traktować jako źródła historycznej wiedzy, ale jednak odnosi się do tych tragicznych wydarzeń, a główny bohater jest niejako ich prowodyrem. 

Jakub Szela to postać historyczna, która odpowiedzialna jest za wzniecanie antyszlacheckich wystąpień chłopów na galicyjskiej wsi, które kończyły się brutalnymi morderstwami na szlachcie i puszczaniu z dymem ich majątków. Ginęli szlachcice, ich żony i dzieci, a wszystko dlatego, że w Galicji wciąż panowała pańszczyzna i przekonanie, że chłop nie może być traktowany na równi z panem, a płacić musi nawet za to, co uzbiera w lesie łącznie z grzybami i jagodami. Tym bardziej zaczął narastać w Zachodniej Galicji bunt, im więcej pogłosek i wieści docierało do chłopów, że gdzie indziej pańszczyzna została przez cara zniesiona, a tu szlachta specjalnie ten fakt ukrywa. Wraz z każdą stroną wchodzimy coraz głębiej w tę nienawiść, bunt, nieporozumienia i chęć zemsty, aby ostatecznie wziąć udział w krwawej rzezi i odczuć całą jej brutalność. 

W tej rzezi, politycznych i historycznych niuansach pojawiają się postacie z legend, wierzeń, a także fantastyczne, całkowicie wymyślone przez autora, w tym gadające koty, koguty, węże, czarownice, a chwilami nawet nie wiemy, kiedy mamy do czynienia z bohaterem ludzkim, a kiedy pod postacią zwierzęcia. Sam bohater czasami nie wie dobrze, kim tak naprawdę jest. A wszystko to przez to, że młody Kóba umiera, a jedyną drogą, aby powrócić wśród żywych, jest wężowe serce, które trzeba zdobyć. A wraz z nim Kóba staje się zupełnie kimś innym.

I w tym wszystkim znajduje jeszcze miejsce miłość, która stanowi podwalinę tych wszystkich wydarzeń, bo gdyby Kóba w Malwie się nie zakochał, to nie chciałby na powrót znaleźć się w świecie żywych, ale tym razem w ciele pana, aby ją odzyskać. A Malwa to nie była zwykła dziewczyna, ale może rusałka, którą "raz zobaczysz, to już sobie nie znajdziesz miejsca na ziemi między ludźmi". Jedynie Malwa jest więc obecna zarówno w świecie młodego Kóby, dorosłego Jakóba Szeli, jak i Wiktoryna Bogusza. Jest obecna w świcie żywym, tym wyimaginowanym i tym pośrednim, jakim są legendy i wierzenia. Czasem widzą ją wszyscy, czasem tylko Kóba, a czasem jej po prostu nie ma. Jedno serce tylko się ma i jedno tylko można oddać, nie bacząc na konsekwencje. 

 Wszystko to dzieje się na płaszczyźnie sugestywnych obrazów, niezwykłego języka i humoru, bo autor ma niezwykłe podejście do tego, co opisuje. Nawet rzeź galicyjska może być podszyta czarnym humorem i pożądaniem, a historia Jakóba i Bogusza może przeplatać się z historiami innych bohaterów ze znanych książek. Nic tu zdecydowanie nie jest oczywiste, a ilość wątków i sugestii autora jest ogromna. 



Komentarze

  1. Tak, to trudna książka. Po cichu liczyłem na to, że ją polubię, ale nie umiem. Mimo że właściwie wszystko ma to, czego oczekiwałbym - splatanie światów, wątki fantastyczne. Ale jakoś nie umiem. Może sprawia to wątek rzezi galicyjskiej, nad którą nie umiem przejść, jako nad wątkiem w historii, który lubię. Ale głowę pochylam, w stronę autora, że spróbował tak trudny temat literacko rozpracować. Bo tak po prawdzie, tego wątku Szeli wstydzili się i sami chłopi, a dla ziemian (szlachty) był nieprzyjemny. Cóż, to chyba nie pierwszy raz, kiedy polityka robi z nas demony, a precyzyjniej - dajemy sobie wmówić pewne rzeczy. Ale OK, nie będę nawiązywał do rzeczywistości, bo ona jest, jaka jest. Dzięki Ci wielkie, ze o niej napisałaś, bo ja sam miałem mieszane uczucia w czasie czytania. Miejscami chłonąłem, miejscami chciałem odłożyć na wieczne niedoczytanie. A z pozycji które mną oczarowały ostatnio jest coś dla mnie niespodziewanego "Kajś" Zbigniewa Rokity. Ach te nazwiska...Tu wężowe serce, tam rokita..Jak nie lubić opowieści własnego kraju :D Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i ciepło, bo pogoda w sam raz na katary, więc ciepło wskazane - zwłaszcza w słowach :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że mam zupełnie podobnie. Ja myślałam, że tej książki nie doczytam, a że coś o niej napiszę, to już w ogóle nie brałam pod uwagę, a jednak podjęłam wyzwanie. To jest trudna lektura, ale tak sobie myślę, że autor słusznie zastosował pewne wybiegi, żeby nas czytelników wkurzyć. Mnie osobiście dotknęło nawiązanie do "Mistrza i Małgorzaty" oraz " Czarodziejskiej Góry", które są moimi numerami jeden, a tutaj odczułam takie trochę ironizowanie. I autor zapewne nie ironizował w stosunku to tamtych książek i ich autorów, ale właśnie czytelników. No nie mogłam przełknąć gadających kotów w połączeniu z wiejskimi kołdrami i rzezią galicyjską w tle. Całkiem słusznie autor dostał wyróżnienie, bo książka prowokuje i napisana jest świetnym językiem, ale nie zaliczę jej do kanonu swoich ulubionych książek. Niemniej, znam osoby, które są nią zachwycone, więc jak w trakcie czytania pytały mnie "no i co podoba ci się?", to nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie wiem w ogóle, gdzie ją umieścić, jest tam trochę tego, trochę tamtego, ale jest dobra. Szczególnie bardzo duży plus za język, no i te opisy też dobre. Ale tak naprawdę ciężka sprawa. Nie znam książki, którą wspominasz, ale dziękuję, chętnie przeczytam. Dla Ciebie również serdecznie pozdrowienia :))

      Usuń
  2. Nie czytałam. Fascynująca recenzja. Tam gdzie słowo Baśń, to duże prawdopodobieństwo, że przeczytam. Aż jestem sama ciekawa swojej decyzji i skutku tej decyzji:) Dzisiaj św Mikołaja - lubię ten zwyczaj. Pięknej niespodzianki w postaci dobrego trafionego prezentu od świętego Mikołaja. Samych dobroci <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za recenzję. Recenzje, przyznać muszę, wywierają na mnie wpływ. Wiec wywarliście- I Ty Gorzka, i Witold. I hmmm... nie siegnę :) Ale ciekawość zżera, czy też miałabym podobne odczucia... Więc, gdyby mi się nasunął audiobooczek, chętnie zapodałabym sobie przed snem do uszka... Chociaż ... ta rzeź... a ja wszelkiej przemocy nie trawię. Na pewno pominęłabym... Pozdrowienia ciepłe zostawiam...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie sięgnęłam. Za dużo w niej historii i jeszcze ta rzeź. Jakoś mnie nie przekonuje.
    Teraz widzę, że trudna. Ale baśniowe wątki lubię. Gdyby to była baśń, pewnie bym
    przeczytała. Baśń powiązana z rzeczywistością, ale nie rzezią. Podziwiam, że Tobie
    udało się tę książkę przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale to pieknie zrecenzowalas :) Trudna to historia, ale znac trzeba. Pozdrawiam serdecznie Gorzka i dziekuje za pamiec

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog...

W chowanego

Zabawa w chowanego była zawsze najlepsza. Na babcinym podwórku było pełno szop, komórek, strychów, była i piwnica, i najróżniejsze naprawdę niezwykłe zakamarki, w których łatwo było się ukryć, ale potem wychodził z nich człowiek z toną pajęczyn na głowie, umorusaną buzią i rękoma, o ubraniu nawet nie wspominając. Taka zabawa była jednak najlepsza. Nieważne były pasy na goły tyłek, zapominało się o nich szybko, ale nigdy nie zapominało się podniecającego uczucia, które aż wierciło w brzuchu, gdy ktoś przechodził koło twojej kryjówki i nie potrafił cię znaleźć. Albo uczucie, gdy myślisz, że nikt cię nie widzi, a nagle czujesz czyjś dotyk na swoich plecach. A potem złość, ale i szczery śmiech. A najprzyjemniej było, gdy w zabawie brały udział właśnie te, a nie inne osoby.   Zabawa w chowanego trwa nadal. Kto się da odnaleźć, kto uchyli rąbka tajemnicy? Jak zabawa w butelkę - na kogo wypadnie - ten zdradza szczegół ze swojego życia, o którym oczywiście nikt nie wie. Chowamy się...