Przejdź do głównej zawartości

Historia rodem z piekła

Miało być o czymś zupełnie innym, ale będzie o ogniu, bo Mrs. Gorzka zeszła bardzo głęboko - może nie w głąb siebie (a może i też) ale przede wszystkim tam, gdzie istnieją ogromne pokłady węgla. A wcześniej jej się śniło, że rozpala ognień na czyjejś dłoni. A ona myślała, że tam już wszystko wygasło, a wystarczyło przyłożyć tylko niedużą słomkę, aby zapłonął ogień. I ktoś zatroszczył się nawet o opał, żeby było czym dokładać. I ona się cieszyła z tego ognia, zresztą jak zawsze, bo zrobiło się jasno i ciepło, tak jak ona lubi. Więc znowu się cieszyła we śnie. A potem zeszła głęboko, tam, gdzie wydobywa się węgiel, który miliony lat powstawał z roślin, aby potem ogrzewać domy i sprawiać, że ludzie tłoczyli się przy piecach, wpatrywali się w ciszy w żarzące węgielki i rozmyślali, a potem pili gorącą herbatę z czajników zdjętych z fajerek i cieszyli się tym osłodzonym kilkoma łyżeczkami cukru jasnobrązowym napojem. 

Pokłady węgla w Polsce powoli się kończą i nawet osoby, które od lat nie ładowały nic innego do pieców niż to gorące, czarne złoto, zastanawiają się, czy tę resztę na pewno trzeba wydobywać i barbarzyńsko spalić, czy nie lepiej zostawić coś dla potomności - przecież węgiel może służyć również do czegoś innego - produkuje się z niego kosmetyki, leki, barwniki, słodycze, a nawet robi się z niego biżuterię i Gorzka sobie myśli, że może sobie zakupi na przykład bransoletkę z węgla, ma już taką z mechanizmów ze starych zegarków, a teraz kupi sobie z węgla, no chyba że jej ktoś podaruje. Tylko komu przyjdzie do głowy, żeby zakupić bransoletkę z węgla? - Chyba tylko Gorzkiej. 

A w kopalni było ciemno, duszno i ciepło. Nawet jak coś, co wydało się na pierwszy rzut oka ścianą, okazywało się przejściem na jeszcze niższe poziomy, gdzie ze ścian mienił się węgiel i połyskiwała złota siarka. Gorzka, jak była małym dzieckiem, to lubiła przyglądać się tym czarnym, brudnym pacynom, które, jak się je wzięło do dłoni, to wcale nie były ciężkie i wydawały się przyjemnie ciepłe, a potem dokładała je do pieca i sprawdzała ręką, czy rura, która widzie do jej kaloryfera, robi się coraz cieplejsza. Ale najpierw trzeba było rozpalić w piecu drewnem, które dawało szybko jasny i gorący płomień. I trzeba było tego drzewa narąbać i tak właśnie Gorzka rozcięła sobie nogę siekierę i założyli jej pięknych siedem szwów. A ona tylko chciała napalić w piecu - od tego czasu ma pamiątkę i nauczkę, że to nie ona powinna dokładać do pieca, a już na pewno nie troszczyć się o opał. Tyle się wtedy z niej gorącej krwi wylało, że ona całkiem z sił opadła i ostatecznie żyć jej się odechciało. Na koniec wycieczki, jak na grzeczne dziecko przystało, zjadła niesamowicie kruchą, słodką i oczywiście czarną bezę. 

 



















 

Komentarze

  1. Witaj Gorzka dziekuje za pamiec o mnie. Piekny i ciekawy tekst. Rozpalac pieca nadal nie umiem choc nieraz probowalam w tych gorskich schroniskach i na bazach turystycznych. W kopalni wegla nie bylam nigdy moze kiedys sie wybiore. Wyszly Ci ciekawe zdjecia. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam, że Gorzka sama tą siekierką coś próbowała przełupać.
    Przypomina mi się od razu jak kiedyś zrzuciłam sobie młotek na palec u nogi.
    To było bardzo dawno, ale jeszcze ból pamiętam. Jak łatwo ból zapamiętać,
    a jak trudno dni bez bólu.
    Piękne zdjęcia. Pasują do studni, w której moje bohaterki ciotki wciąż chodzą.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w