Przejdź do głównej zawartości

W noc świętojańską

W noc świętojańską zbierało się bukiet z dziewięciu polnych kwiatków. Czasem wcale nie było to takie łatwe. Mało żyzne gleby i mocne słońce sprawiały, że pola czerwcowe były już mocno wypalone, a jedyne co można było na nich znaleźć to niebieskie chabry, czerwone maki i różowy kąkol polny, a resztę trzeba było sobie już wykombinować. Świetnie więc do tego celu nadawała się kwitnąca koniczyna zarówno różowa, jak i biała, która lubiła rosnąć przy drodze, czasem trafiło się jeszcze na stokrotkę czy mniszka, choć to już nie ta pora. Po siódmym kwiatku serce nerwowo zaczynało kołatać, bo gdzie znaleźć ósmego i dziewiątego? Czasem miało się szczęście i ni stąd, ni zowąd pojawiał się nagle jakiś dziwny okaz, który można było ewentualne zaliczyć do tych kwitnących. Znacznie prostszym rozwiązaniem było udać się nad łąki i rzekę, gdzie wilgoć sprzyjała wybujałej zieleni, w której chowały się cudne okazy letnich kwiatuszków niebieskich, żółtych, białych i oczywiście różowych firletek, które były najcudowniejszymi polnymi kwiatami na świecie. Potem szło się nad rzekę, gdzie po zmroku płonęły ogniska, a przy nich gromadziła się młodzież, która właśnie stanęła u wrót nieprzewidywalnych i tajemniczych wakacji. Już nie pamiętam, co robiło się z bukietem, ale zdaje się, że trzeba było z nim podejść do studni i zajrzeć do środka - w lustrze wody mała się ukazać twarz wybranka. Z kwiatów można też było upleść wianek i rzucić go w nurt rzeki - ten, który pierwszy dopłynął do celu, dawał dziewczynie gwarancję, że pierwsza wyjdzie za mąż. 

W tych staropolskich zwyczajach najprzyjemniejsza była jednak ta atmosfera tajemniczości i oczekiwania, te ciężkie zapachy, które niosły się przez zarosiałe łąki, przytłumione głosy, które szeptem docierały aż pod las i te cudne kwiatuszki, które zebrane w bukiecik niosło się jak prawdziwe trofeum nocy świętojańskiej. A to był przecież dopiero początek lata. 


 




































Komentarze

  1. W zapachu czerwcowej łąki i cichym szepcie rzeki rodzi się magia nocy świętojańskiej. Ta niepewność przy ostatnich kwiatach, blask ognisk i obietnica tajemniczego lata – wszystko to splata się w jeden letni sen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, a potem rano zastanawiamy się, czy to było naprawdę, czy może tylko nam się śniło...

      Usuń
  2. Zakwitło u Ciebie i zrobiło się tak nostalgicznie - ech...Ileż to lat temu brałem udział w Sobótce. Takiej prawdziwej, z bandą posiniaczonych, brudnych i szczęśliwych dzieciaków. Ciekawe, że wspominasz o bukiecie, który sprawia, że wsunięty pod poduszkę coś się ma wyśnić. Albo z tą studnią. (Kurde, nic nigdy nie zobaczyłem!) Mam dokładnie takie same wspomnienia. Wianków tylko nie puszczaliśmy, bo nie było gdzie.
    Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się, ja też nic nigdy w studni nie zobaczyłam, a luby też mi się nie przyśnił, ale bukiety mimo to uwielbiałam robić. I przypomniałam sobie, że chyba trzeba je było włożyć pod poduszkę. Robiłyśmy tak wspólnie z koleżanką i to było przyjemne. Pozdrawiam serdecznie :))

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Czym babcie straszyły dzieci

W wielkim starym lesie, w którym co drugie drzewo jest niebezpieczne i podgląda każdego nieświadomego niczego przechodnia, wydarzyła się historia, która jednym może wydawać się nieprawdziwa, a inni powiedzą, że to szczera prawda. Tak naprawdę to nie jest istotne, do której grupy się zaliczasz, historia i tak pozostanie historią i kiedyś umrze wraz z ostatnią osobą, która o niej usłyszała.  Dzieci często bawiły się lesie. Choćby z tego względu, że nikt z dorosłych nie widział i nie słyszał, czym tak naprawdę się zajmują. Tym samym w lesie czuły się dość swobodnie nie tylko w słowach, ale i zachowaniach. Lubiły las również dlatego, że w lesie czasami bywało strasznie. Oczywiście nie aż tak bardzo. Tak odrobinę, żeby po każdym powrocie do domu czuły jeszcze dreszczyk emocji w postaci ściskania w żołądku i lekkich ciarkach na plecach, które i tak szybko mijały wraz z ciepłą kolacją i słodką herbatą przy rodzinnym stole. Płomienie huczały pod fajerkami, z telewizora sączyła się bajka o ...

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog...