Przejdź do głównej zawartości

Trzy majowe przemyślenia

Ślepa jestem. Oślepiona majem.
Nic nie wiem, prócz, że pachną bzy.
I ustami tylko poznaję,
żeś ty nie ty... (Ślepa, M. Pawlikowska-Jasnorzewska)


       W majowy poranek Gorzkiej przypomniał się wierszyk. Rzeczywiście bzy pachną jak szalone, że nawet nie wie, który bardziej biały czy niebieski... Prócz bzów pachnie poza tym wszystko inne, nawet młode ledwo rozwinięte liście i rozgrzana od słońca wilgotna, bagnista ziemia.  I  kocie futro pachnie kwiatkami, gdy kot przychodzi rano na śniadanie. Jest ciepłe i miękkie, i poperfumowane. Ale nie, to nie sąsiadka trzymała kocię na rekach, to kocię leżało w ciepłej porannej rosie na polnych białych i błękitnych kwiatuszkach. I przyniosło trochę tego zapachu właścicielce do domu, której się nie chciało wcześniej wstać... 

W maju ludziom robią się dziwne oczy, no może nie wszystkim, ale od czasu do czasu spojrzy Gorzka w jakieś dziwne, nieobecne albo szalone. Wystarczy tylko im się nieco poprzypatrywać. Dwa lata temu Gorzka zauważyła tę dziwną zależność. Na oficjalnym spotkaniu występował pan, który wygłaszał przemówienie, bo musiał, nikt na niego nie patrzył i nikt go nie słuchał. A Gorzka przypadkiem omiotła go spojrzeniem i już wszystko wiedziała. Pan przechodził tę upierdliwą majową chorobę, która powoduje, że jest się ślepym i głuchym i czas, jeśli się nie zatrzymuje, to przynajmniej traci sporo na swojej szybkości. 

I najgorsze co można babie w maju zrobić, to pozbawić ją samochodu i internetu. Bo to jeszcze Gorzką trzymało w rzeczywistości. Tu trzeba było dokończyć pracę jedną, a kolejna czekała, tam trzeba było jechać coś załatwić, pozwolić się zanurzyć w codzienności, w tych narzekaniach, rachunkach, zakupach, marudach... Próbowała jeszcze Gorzka książką, rowerem, ogródkiem się zająć, ale na niewiele się to zdało, bo przytruła się nieco tym upojnym zapachem... 

A wczoraj nad Łódzkiem przetoczyła się taka burza, że Gorzka spać nie mogła. Wszystko wyło: syreny, radiowozy, karetki. Przez otwarte okna wpadał ciężki, wymęczony upalnym dniem zapach i wiercił w brzuchu. Szalone błyskawice oślepiały, grzmoty ogłuszały, a ulewny deszcz wszystko mył.
Gorzkiej tylko ciężkiej głowy nie umył...

Komentarze

  1. Cieszę się, że Pani Gorzka mieszka jak ja w łódzkiej okolicy. Ja konkretnie w Łodzi.
    Maj też mnie czaruje, ale nie do końca, bo jednak zauważyłam dziś zaoraną ścieżkę,
    całkiem fajną, bo mało ludzi się na niej kręciło, ale cóż taka łódzka rzeczywistość.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Czarowanie

Nie czarujmy się. Życie w większości składa się z rupieci. Nie można wszystkiego egzaltować, bo niedługo zaczniemy płakać nad rozlanym mlekiem i rozbitym dzbanem. Potłuczesz dzban, to zawsze możesz kupić nowy. Jeden rupieć więcej i jeden mniej. Rupieć jednak nieco przydatny. Czym mierzyć przydatność rupieci? Coś, czego codziennie używamy, możemy śmiało powiedzieć, że to nie rupieć. Wszystko co stoi nieużywane, to już rupiecie. A gdy kupimy nowy dzban, to który wtedy staje się rupieciem: stary czy nowy? A może obydwa? Dla swojego dobra powinniśmy może czasem pewne rzeczy wyrzucić. Ale jeśli nie można? Jeśli pewnych rzeczy nie można po prostu wziąć w rękę i wyrzucić, choć tak byłoby najlepiej. Bo ręka odmawia posłuszeństwa i śmieje ci się prosto w twarz cedząc przez palce: "nie wyrzucisz mnie, nie masz tyle siły". I nie wyrzucisz, choćbyś chciała Gorzka, to nie wyrzucisz, nie masz jeszcze tyle siły w sobie. Jeszcze wierzysz w jakąś cholerną bajkę. Świat zasypują śmieci, top...

Na walizkach

      Zamiast spokojnie siedzieć na dupie, to tylko by się włóczyła. Mrs. Gorzka naprawdę stara się ograniczyć swoje wojaże, ale po prostu nie może. Jak tylko siada, to zaraz czuje, że musi wstać. Zazwyczaj też więc siada na samym brzegu krzesła czy ławki, żeby jak najszybciej się ulotnić. Bardzo rzadko zdarzają się chwile, że siedzi z przyjemnością i najczęściej dzieje się tak tylko wtedy, gdy czuje, że musi zwyczajnie fizycznie odpocząć. W pozostałych przypadkach albo jej się gdzieś spieszy, albo wydaje się jej, że zajmuje komuś niepotrzebnie czas i czuje się po prostu zbędna, jak dodatkowa niepotrzebna walizka, do której włożyło się ubrania takie "na wszelki wypadek". Tylko jeden raz w życiu przysiadła i poczuła, że jest we właściwym czasie i we właściwym miejscu - to bardzo maleńko jak na jej długie życie. Tak bardzo mało, że coraz bardziej niespokojnie robi wszystko, żeby znów się to powtórzyło. I odgrzebuje je w pamięci, jak jakąś niedoścignioną namiastkę szczę...