Przejdź do głównej zawartości

Po deszczu II (ciao ciało)

      
  Wczoraj ulice były pełne kwiatów. Dziewczynki brały całe garście i rzucały wprost pod nogi te aż ciężkie od zapachu płatki róż, jaśminu, piwonii. Gdy Gorzka otworzyła okno samochodu, aż uderzył ją po nosie ten gorący zapach. Słońce grzało niesamowicie i roztapiało na asfalcie te różnokolorowe płatki. Oprócz kwiatów pachniały jeszcze damskie sukienki: różowe jak róże, niebieskie jak chabry, żółte jak... jak żarnowiec,  bordowe piwonie, czerwone maki, białe margaretki i zielone strzeliste brzozy, przycupnięte akacje, zwiewne bluszcze, falbaniaste lewkonie...
Stojące w korku samochody przyczajone jak żuki w zbożu falowały na słońcu i jeszcze dodawały ciepła rozgrzanym uczestnikom procesji. Co drugi wycierał czoło chusteczką, co trzecia dyskretnie sprawdzała plamę pod pachą na odświętnej sukience, tylko dzieciom świeciły się figle w oczach. A samochody stały i czekały na odpowiedni znak ręką, żeby znów ruszyć z kopyta. W pewnym momencie atmosferę ożywił delikatny wietrzyk, dzieci zapiszczały, panie odetchnęły, panowie się uśmiechnęli. 
Pół godziny po procesji ulica była już wyludniała, ale wciąż gorąca i tylko biało i krwisto czerwone plamki na asfalcie dawały jeszcze świadectwo... Od północy rozległ się głuchy łoskot, coś rozjaśniło niebo i na drogę zaczęły spadać wielkie i ciężkie krople deszcze. Coraz więcej, coraz gęściej, coraz szybciej. Po pięciu minutach wszystko już było umyte, woda płynęła strumieniami wypłukując najbardziej oporne resztki. 
Gorzka była już w domu, gdy burza stwierdziła, że to jeszcze nie wszystko. Zaczęło robić się coraz głośniej i coraz częściej rozjaśniało się szarobure niebo. Czy to od tych upojnych zapachów, czy od agresywnych kolorów, Gorzkiej zaczęły przymykać się powieki i przespała chyba najbardziej kulminacyjne momenty akcji. Gdy wstała, nogi nie były już ciężkie, sukienka zrobiła się jakaś luźniejsza, kaszel minął. Coś ciału ubyło na ciężkości. Trzeba było wyjść, obwąchać świat na nowo, skropić się jeszcze świeżym deszczem z ciepłych sosnowych igieł.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog...

W chowanego

Zabawa w chowanego była zawsze najlepsza. Na babcinym podwórku było pełno szop, komórek, strychów, była i piwnica, i najróżniejsze naprawdę niezwykłe zakamarki, w których łatwo było się ukryć, ale potem wychodził z nich człowiek z toną pajęczyn na głowie, umorusaną buzią i rękoma, o ubraniu nawet nie wspominając. Taka zabawa była jednak najlepsza. Nieważne były pasy na goły tyłek, zapominało się o nich szybko, ale nigdy nie zapominało się podniecającego uczucia, które aż wierciło w brzuchu, gdy ktoś przechodził koło twojej kryjówki i nie potrafił cię znaleźć. Albo uczucie, gdy myślisz, że nikt cię nie widzi, a nagle czujesz czyjś dotyk na swoich plecach. A potem złość, ale i szczery śmiech. A najprzyjemniej było, gdy w zabawie brały udział właśnie te, a nie inne osoby.   Zabawa w chowanego trwa nadal. Kto się da odnaleźć, kto uchyli rąbka tajemnicy? Jak zabawa w butelkę - na kogo wypadnie - ten zdradza szczegół ze swojego życia, o którym oczywiście nikt nie wie. Chowamy się...