Niezdrowo jest tak nic nie widzieć, nic nie słyszeć, oj niezdrowo. Dość gwałtownie z tego marazmu wyrwał ją pewien niechciany osobnik, którego ogon kończył się na 9,98. Zaatakował od strony wirtualnej, kiedy Gorzka przypadkiem zajrzała w swoje zobowiązania finansowe. Nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak pojawił się przypadkiem lub sama go przez nieuwagę wyhodowała. Trzycyfrowy dług, który trzeba będzie zapłacić. Próbowała sobie przypomnieć skąd i w końcu sobie przypomniała, no tak, rzeczywiście, do czegoś się zobowiązała, a potem zapomniała, za dużo się gapiła w niebo, za dużo spała, za mało myślała...
Ale co tam dług. Trzycyfrowy to jeszcze nie jest koniec świata. Sprawił jednak, że stanęła na nogi i wsiadła na rower. Wtedy stała się jednak rzecz dużo gorsza. W furii Gorzka zderzyła się ze słupem drewnianym i w końcu wyłoniło się to, co już dawno wszyscy podejrzewali, ale nikt jeszcze tego osobiście nie sprawdził - róg. Co prawda dopiero jeden, ale wcale nie taki mały. Tam gdzie kończą się włosy, nieco z lewej strony, dokładnie tak jak mają kozy, baranki albo diabełki - mały różek. Że ma je gdzieś tam ukryte w gęstych włosach, to Gorzka przeczuwała od dziecka, co prawda nikt jej nie zabronił mieć nadziei, że to może jednak na plecach skrzydełka będą, takie ładne białe, ale teraz to już wyszło szydło z worka...
Jako że trochę głupio się tak publicznie pokazywać, Gorzka zakupy ograniczyła bardzo i robi je
dopiero po zmroku, po lasach przemyka chyłkiem, co by sarenek jakichś nie popłoszyć... Całe dnie masuje go, robi zimne okłady, może się nieco pomniejszy? Piękna fioletowa barwa zaczęła się dzisiaj powoli przenosić na okolice oczu i nosa, że Gorzka najchętniej by się schowała w takie fioletowe pole, ale róg jaki był, taki jest. A teraz to już się nie da ukryć, schować, trzeba się z tym zmierzyć, bo od poniedziałku wszystko zacznie się toczyć swoim torem, że niby wszystko wraca do normy, długi trzeba popłacić, a do kuchni przychodzą fachowcy i będą się z nią rozprawiać, bo Gorzka sama na to nie ma siły...
Ja podobnie jak Gorzka zwolniłam. Nawet na rower nie wsiadłam. Pojechałam sobie nad morze.
OdpowiedzUsuńTeraz znów jestem w mieście. Próbuję oprzeć się miejskiemu pędowi. Pozdrawiam :)