Przejdź do głównej zawartości

Skrzydełko czy różek?

      Znowu się Gorzka gdzieś zapodziała. Od pewnego czasu budzik ma wolne, nic jej więc ze snu nie wyrywa gwałtownie, nic  nie każe wcześniej iść spać. Dni się jakoś dziwnie rozmyły. Kiedy wschód, a kiedy zachód? Kiedy noc, a kiedy dzień?  Pory posiłków się jakoś dziwnie poprzestawiały, albo ubyło ich może nieco, coś ważnego wyznacza się samo tylko w te dni, które Gorzka odnotowała wcześniej w kalendarzu i nie zapomniała do niego zajrzeć. A deszcz systematycznie zaburza codzienne wymarsze na bagna, a brak słońca odebrał wszelakie chęci do czegokolwiek... Głowa Gorzkiej utkwiła gdzieś tam wysoko w chmurach, zaklinowała się w tych obłokach, a ona ciągnie i wyciągnąć nie może...

    Niezdrowo jest tak nic nie widzieć, nic nie słyszeć, oj niezdrowo. Dość gwałtownie z tego marazmu wyrwał ją pewien niechciany osobnik, którego ogon kończył się na 9,98. Zaatakował od strony wirtualnej, kiedy Gorzka przypadkiem zajrzała w swoje zobowiązania finansowe. Nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak pojawił się przypadkiem lub sama go przez nieuwagę wyhodowała. Trzycyfrowy dług, który trzeba będzie zapłacić. Próbowała sobie przypomnieć skąd i w końcu sobie przypomniała, no tak, rzeczywiście, do czegoś się zobowiązała, a potem zapomniała, za dużo się gapiła w niebo, za dużo spała, za mało myślała...
Ale co tam dług. Trzycyfrowy to jeszcze nie jest koniec świata. Sprawił jednak, że stanęła na nogi i wsiadła na rower. Wtedy stała się jednak rzecz dużo gorsza. W furii Gorzka zderzyła się ze słupem drewnianym i w końcu wyłoniło się to, co już dawno wszyscy podejrzewali, ale nikt jeszcze tego osobiście nie sprawdził - róg. Co prawda dopiero jeden, ale wcale nie taki mały. Tam gdzie kończą się włosy, nieco z lewej strony, dokładnie tak jak mają kozy, baranki albo diabełki - mały różek. Że ma je gdzieś tam ukryte w gęstych włosach, to Gorzka przeczuwała od dziecka, co prawda nikt jej nie zabronił mieć nadziei, że to może jednak na  plecach skrzydełka będą, takie ładne białe, ale teraz to już wyszło szydło z worka...

Jako że trochę głupio się tak publicznie pokazywać, Gorzka zakupy ograniczyła bardzo i robi je

dopiero po zmroku, po lasach przemyka chyłkiem, co by sarenek jakichś nie popłoszyć... Całe dnie masuje go, robi zimne okłady, może się nieco pomniejszy? Piękna fioletowa barwa zaczęła się dzisiaj powoli przenosić na okolice oczu i nosa, że Gorzka najchętniej by się schowała w takie fioletowe pole, ale róg jaki był, taki jest. A teraz to już się nie da ukryć, schować, trzeba się z tym zmierzyć, bo od poniedziałku wszystko zacznie się toczyć swoim torem, że niby wszystko wraca do normy, długi trzeba popłacić, a do kuchni przychodzą fachowcy i będą się z nią rozprawiać, bo Gorzka sama na to nie ma siły...

Komentarze

  1. Ja podobnie jak Gorzka zwolniłam. Nawet na rower nie wsiadłam. Pojechałam sobie nad morze.
    Teraz znów jestem w mieście. Próbuję oprzeć się miejskiemu pędowi. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha ...

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog...

W chowanego

Zabawa w chowanego była zawsze najlepsza. Na babcinym podwórku było pełno szop, komórek, strychów, była i piwnica, i najróżniejsze naprawdę niezwykłe zakamarki, w których łatwo było się ukryć, ale potem wychodził z nich człowiek z toną pajęczyn na głowie, umorusaną buzią i rękoma, o ubraniu nawet nie wspominając. Taka zabawa była jednak najlepsza. Nieważne były pasy na goły tyłek, zapominało się o nich szybko, ale nigdy nie zapominało się podniecającego uczucia, które aż wierciło w brzuchu, gdy ktoś przechodził koło twojej kryjówki i nie potrafił cię znaleźć. Albo uczucie, gdy myślisz, że nikt cię nie widzi, a nagle czujesz czyjś dotyk na swoich plecach. A potem złość, ale i szczery śmiech. A najprzyjemniej było, gdy w zabawie brały udział właśnie te, a nie inne osoby.   Zabawa w chowanego trwa nadal. Kto się da odnaleźć, kto uchyli rąbka tajemnicy? Jak zabawa w butelkę - na kogo wypadnie - ten zdradza szczegół ze swojego życia, o którym oczywiście nikt nie wie. Chowamy się...