Przejdź do głównej zawartości

Czym by tu napalić w piecu

 ...
wszystkie światła, które widziałaś
- zapłonęły nad tobą. (...)
("Anioł/Trup" M. Świetlicki)


Wczoraj Gorzka odbyła podróż. Z rana. Już przed godziną ósmą słońce było tak silne, że ledwie widziała drogę. Przymrozek sprawił, że całe drzewa, łąki i wszelkie inne suche badyle płonęły, skrzyły się i dymiły. We wszystkich domach zwróconych we wschodnią stronę płonęły okna. Niebo uciekło gdzieś bardzo wysoko, żeby wszystko co na dole widzieć jeszcze bardziej wyraźnie, jakby nie było nic innego, tylko tu i teraz. Jakby był tylko ten ogień, który Gorzka poczuła i ujrzała przez szyby samochodu, że musiała wyłączyć ogrzewanie i zatrzymać się na chwilę, by zdjąć kurtkę i ochłonąć. Gdzieś tam w szczerym polu bała się jednak wysiąść i postawić stopę na tych delikatnych, misternych  konstrukcjach podtrzymywanych tylko zmrożoną parą wodną, bała się zbliżyć, żeby od jej oddechu nie runęło to wszystko, w proch się nie obróciło. Wysiadła jednak i poczuła, że jest zimno, że nic nie runie od jej oddechu, że wprost przeciwnie, gołe drzewa grzeją zesztywniałe gałązki w tych promieniach i jest im dobrze, a nawet dobrze się bawią ubierając się w tę poranną poświatę. W ogóle wszystko się cieszy, że się tak pięknie z rana ubrało. Suche trawy i patyki prężą się dumnie w tych porannych diamentach, że mają te swoje pięć minut i nic ani nikt im tego nie zabierze. A ona gapa wybrała się bez aparatu. Bo chciała być bardziej spontaniczna he he... 

To było wczoraj. Dzisiaj z rana Gorzką obudziły egipskie ciemności. A nie, przepraszam, świeciła się przecież dioda od ładowarki alarmując, że aparat jest już gotowy i można go używać. I dzisiaj miała być powtórka z wczorajszej wyprawy, a tu już godzina po dziewiątej i ani grama słońca. Mało tego, niebo napastuje dzisiaj wszystkie dachy, jakby chciało wleźć do domów, a suche, skrzące trawy są dzisiaj tylko zmokłymi badylami, których nawet zgłodniałe łanie nie tkną pyskiem. Słońce się wyświeciło, nie będzie dzisiaj żadnej pogody. Nie będzie zdjęć. A w wiadomościach podano, że będzie padać do wigilii. Cudowny koniec roku. 

Czym tu się rozgrzać, najeść do syta, bo za niedługo Gorzka stanie się tylko ciałem eterycznym, które już nic do życia nie potrzebuje. Trzeba dorzucić do pieca i to porządnie. Żeby szalało tak jak we śnie, że musiała zamykać metalowym skoblem, żeby ogień nie rozniósł się po całym domu. Tylko że ona już nie ma siły dorzucać do tego pieca. Ona jest trup. Trudno niech się pali lub nie. Jeśli ktoś zechce, niech dołoży.  Ona do piwnicy schodzić nie będzie, bo tam jest ciemno i mieszkają pająki. Takie  z bardzo włochatymi nóżkami. I długimi. A oczy im nie świecą w ciemnościach jak kotom. Telefon, którym sobie przyświecała też kaput, latarka zginęła, a wszystkie świece wypaliły się doszczętnie. Nawet nie wie, czy ma co dołożyć, żeby jeszcze się paliło. Jeśli już nie zgasło. Ale nie, chyba jeszcze nie. Chyba.
 

Ty jesteś anioł.
Ja jestem trup
Ty jesteś prawda,
ja jestem gówno prawda.
Ty jesteś anioł.
Ja jestem trup.

Ty jesteś anioł.
Ja jestem trup.
Powiedz jak rozmawiają
anioły z trupami,
ciała eteryczne
z ciałami umarłych.
Ty jesteś czysta,
ja jestem
po dwudziestu rozwodach.
Ty jesteś anioł.
Ja jestem trup.

[...]


Ty
jesteś anioł.
Ja.
jestem trup. ("Anioł/Trup" M. Świetlicki)



















Komentarze

  1. O kurde...! Wiesz Ewelino, właśnie popełniłaś tekst, który mnie zachwycił. Cudowne obrazowanie na początku tekstu, dla mnie uczta w opisie. A potem czysta abstrakcja do samego końca (abstrakcja - czytaj: coś pięknego!) Zwróciłem uwagę na jeden niepozorny fragment, który jednak zmienia postać całego tekstu: " Trzeba dorzucić do pieca i to porządnie. Żeby szalało tak jak we śnie, że musiała zamykać metalowym skoblem, żeby ogień nie rozniósł się po całym domu." I to jest właśnie poezja zamknięta w prozie. Z rzeczy trywialnej zrobić majstersztyk, bo przecież ogień staje się synonimem ciepła, światła i pożądania, albo i miłości. W kontekście schodzenia do piwnicy i pytanie o paliwo... Ech... Bardzo Cię rozumiem. Ale wiesz co? Póki się tli i jest jakaś iskierka na dnie, to warto w nią dmuchać. Choćby dla samej siebie. No i dla Gorzkiej, rzecz jasna. Dziękuję Ci za Twój tekst i pocieszę Cię, że też nie zrobiłem zdjęć wczoraj. Ale to już tak jest, że często nie robimy tego, co chcemy tylko musimy. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zachwycił Cię mój tekst:)) Mnie natomiast zachwycił przedwczorajszy poranek, a przy tekście bardzo się namęczyłam i właściwie to miałam go nie publikować, bo po prostu nie byłam z niego zadowolona. Lubię ogień, zawsze od dziecka dmuchałam w ognisko i raczej z dobrym skutkiem, ale czy czasem warto czy nie, to już mi trudno na to odpowiedzieć. Dziękuję za Twoje odwiedziny i budujący komentarz, bo ciężkie dni za mną, przydało się. :)) Również serdecznie Cię pozdrawiam :)))

      Usuń
  2. Jak Ty pięknie piszesz i nie tylko o Gorzkiej,ty piszesz o spotkaniu nocy z dniem i o brzydkiej ciemności jakbyś
    Dawała jej nadzieję na piękno
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedno bez drugiego nie może istnieć. A na dnach oceanów w zupełnych ciemnościach żyją najrozmaitsze organizmy, niektóre wyglądają cudnie. Lubiłam kiedyś oglądać takie filmy o tym, co tam się dzieje. Podoba mi się Twój komentarz, dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Zajrzyj na PLANET na dnie oceanów
      Pozdrawiam Was obie
      Ciebie i Gorzką

      Usuń
  3. Ha! Szykowałam się na tekst o smogu, proteście przeciwko paleniu byle czym, a tu taka perełka pełna literackiego kunsztu! Zrobiłaś mi poranek! (zaraz muszę iść do drewutni po drewno i napalić w piecu)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak się napali, to zrobi się bardzo ciepło i miło. Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  4. Ach te opisy Gorzkiej. Można się w nich zakochać, a na pewno rozmarzyć nad Gorzkiej krajobrazem. Niech Gorzka pisze dalej i nigdy, przenigdy nie myśli o przerwaniu, bo jak ja będę żyć bez Gorzkiej barw radości i smutku, słońca i barku słońca. No jak? Nie wyobrażam sobie tego zwyczajnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale mi się miło zrobiło :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja od zawsze palę węglem i jestem przekonana, że warto jest używać paliwa stałego wysokiej jakości. Dlatego na pewno mogę polecić węgiel z https://sobianek.pl/ gdyż dla mnie jest to bardzo dobre rozwiązanie.

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie akurat w firmie jest kocioł gazowy i właśnie z niego korzystam najczęściej. Jakiś czas temu również zdecydowałam się na skorzystanie z oferty https://poprostuenergia.pl/gaz-dla-firmy/ i jestem przekonana, że to był jak najbardziej właściwy wybór.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak jak już wspomnieliście to faktycznie samo ogrzewanie jest niezwykle ważną kwestią. Ja jednak postawiłam na rozwiązanie ogrzewania gazem i zrobiłam ogrzewanie podłogowe. Fajnie, że firma http://ewol-ogrzewanie.pl/ wykonała całość prac i cała instalacja działa znakomicie.

    OdpowiedzUsuń
  10. W sumie jeśli już palimy w piecu to również ważną kwestią jest to, abyśmy wiedzieli i pamiętali o regularnych przeglądach. Mogę od razu polecić świetnego kominiarza https://kominiarz.warszawa.pl/ z którego usług ja już korzystam od wielu lat.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bartosz Węgielski25 kwietnia 2022 21:07

    W sumie samo posiadanie pieca czy innego źródła ciepła jest czymś ważnym i muszę dodać, że ja również niedawno u siebie po raz pierwszy wzywałem kominiarza. Okazało się, że kominiarz z http://kominiarzszczecin.pl/ wykazał się wielką fachowością w działaniu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Osobiście polecam zainteresować się tematyką ogrzewania biomasą czyli brykietem albo pelletem. Jest to bardzo dobre energetycznie paliwo, które jest zarazem bardzo ekologiczne. Coraz więcej osób decyduje się na takie rozwiązanie. Sama to zrobiłam i nie żałuję.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w