Przejdź do głównej zawartości

Smutno mi, Boże...

Smutno mi, Boże! Dla mnie na zachodzie
Rozlałeś tęczę blasków promienistą;
Przede mną gasisz w lazurowej wodzie
 Gwiazdę ognistą… 
(J. Słowacki)



 Miało nie być już Mrs. Gorzkiej, a Gorzka nie może się ze sobą rozstać. Nie może jeszcze postawić grubej, czarnej kreski, bo za nią wlecze się długim, ciężkim ogonem sprawa zawieszona. I tak by chciała Gorzka podskoczyć i ją złapać. I poczuć ją w dłoniach, przyjrzeć jej się dokładnie, wygłaskać, żeby już tak nie dokuczała, żeby nie wisiła jej nad głową. Ale jest za mała. Zadziera tylko głowę do góry i patrzy jak wisi. Może sobie podskakiwać jak kot do zabawki, wyciągać rękę, ale nawet jak podstawi krzesło, to ktoś niefrasobliwy podnosi ją znów do góry. I patrzy tak na nią raz obojętnie, raz ze złośliwym uśmieszkiem, to potem znów w głębokim rozczuleniu, a czasem zapomina o tym, że tam coś wisi, ale na krótko, bo potem ma wrażenie, że sprawa wzięła ostry szpikulec i dźga ją lekko gdzie popadnie lub szturcha gwałtownie za karę, że o niej zapomniała. I tak sobie Gorzka myśli, że jak ją kiedyś włożą to trumny, to ta sprawa przywlecze się za całym korowodem, rozepchnie się łokciami i wskoczy za nią, ułoży się na wieku, i tak już zostanie na wieki wieków.







I choć w życiu zdarza się wiele spraw załatwionych mniej lub bardziej do końca, to ta u bohaterki jest tak ekspansywna, tak się mocno przyssała, a nawet, że zapuściła w niej tak silnie swoje korzenie, że nie może nic jej zrobić. Mało tego, Gorzka poczuła, jakby to było jej własne dziecko, a dziecka przecież nie można porzucić. To samo ciało, ta sama krew, podobna wrażliwość, ale słowa już inne, inne przekonania, inne myśli, a w duszy nie wiadomo, co gra i jak gra, co czai się w zakamarkach, gdy nikt nie widzi i nikt nie słyszy. Gdyby Gorzka świetnie sobie ze wszystkim radziła, to by powiedziała, że uczepiła się jak rzep psiego ogona i wtedy wzięłaby ją mniej lub bardziej delikatnie w palce, wyszarpnęła i wyrzuciła daleko, ale że tak nie potrafi, to nosi ją i karmi  i do snu codziennie układa, a jak krzyczy we śnie, to wstaje do niej prędko. Bo o dzieci trzeba się troszczyć, można o sobie zapomnieć, ale  o nich nie można, bo wtedy odezwie się ta rana taka czerwona i zacznie okrutnie boleć, a potem usłyszy się jeszcze: "jadłaś, a mnie nie dałaś, piłaś, a mnie nie napoiłaś..." I co ma wtedy taka matka zrobić? Matka wtedy weźmie na ręce i ukołysze, ukoi i wszystko obieca.

I patrzy Gorzka na to swoje dyndające dziecko nad głową, które wisi na tej niewidzialnej pajęczynie, zbudowanej z super trwałych mikrowłókien, których nawet ogień nie zniszczy ani woda. I chciałaby je zdjąć i wziąć, jak to ryczące dziecko, ale nie może, bo nie sięga. A w  środku ją wszystko pali.

A za oknem prawie że ciemno. Nawet ptaków nie słychać. Rozgrzane od słońca zlodowaciałe sople nie kapią, nie unosi się z Gorzkiej oddechu wesoła para,nie skrzy się droga...  Ranek to czy wieczór? A w kącie leży nowy płaszcz zakupiony na poprawę humoru, ale spakowany, czeka na oddanie, bo Mrs. Gorzka wygląda w nim jak niedźwiedź wybierający się na bal z przewiązanym u szyi cytrynowym szalikiem. Nie ucieszyła się, bo dla siebie kupiła. Lepiej niech wyjdzie na białe pole i zawoła kruki i wrony, rozdziobią, co się da, a pewnie i wszystko, bo po co zostawiać cokolowiek i dla kogo? A ile w sklepach sukienek na lato! Ależ to czysta profanacja tak w środku zimy letnie sukienki kupować, ale mierzą, oglądają, kapelusze, kolorowe chustki, plecaki. Jak wróciła do domu, to się porzygała tymi kolorami i zapachami.
Brak światła wywołuje u Gorzkiej obrzydliwe grzebanie w środku i totalny brak nastroju do śmiechu i zabawy. A przecież trwa okres zabaw wesołych, balów, śmiechów, gwarów, muzyki i tańców. Co jest z nią do jasnej cholery nie tak?
Czy jej się wydaje czy pojaśniało za oknem? Nie, to jej się tylko przez chwilę przewidziało...

Komentarze

  1. W kontekście braku światła, to właściwie z nami wszystkimi jest obecnie coś nie tam! Można zamknąć oczy i wyobrażać sobie światło, które przecież dobrze znamy, ale... To jednak nie to! Może jutro wybiorę się w poszukiwaniu światła. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na chwilę wyjrzało słońce, ale tylko na chwilę. No ja już tak mam, że od razu samopoczucie idzie w górę. Jak to prawie każda baba, takie marudzenie i narzekanie i zamiast myśleć o tym, co przyjemne, wyciągam to co najcięższe. Jeszcze dni są za krótkie, bo czas mam wolny dopiero koło szesnastej, a wtedy już właściwie po wszystkim. Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że treść Twoje postu czytałam z przyjemnością. A przy porównaniu "bo Mrs. Gorzka wygląda w nim jak niedźwiedź wybierający się na bal z przewiązanym u szyi cytrynowym szalikiem" śmiałam się i dziękuję za ten mój śmiech. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że coś Cię rozśmieszyło w tym wpisie. Dziękuję za komentarz i życzę dużo uśmiechu. Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Światełko zawsze można zrobić.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybacz, ale pierwsza myśl najlepsza, więc się z Tobą nią podzielę. A co, niech będzie biblijne łamanie chleba, czy raczej placka, bo chleb u nich był raczej plackowaty - "Przyganiał kocioł garnkowi..." Moja wina, moja bardzo wielka wina, bo czuję się też w jakiś sposób odpowiedzialny za Twój nastrój. Moje wpisy lekkości puchu nie mają. Myślisz, że to sprawa światła? Chyba nie. Wiesz, jakakolwiek byłaby ta sprawa, która uwiera Gorzką, to musi się uleżeć. Tak po prostu. A najlepiej zacząć coś nowego. Tak, wiem. Łatwo się to pisze, a jeszcze łatwiej mówi. Zwłaszcza na odległość. Ale jeśli miałbym szukać plusów, to jest jeden i niezaprzeczalny. Zawsze wszystko zależy od Ciebie. Od Twojej decyzji i Twojego widzimisię. Można kaprysić i wybrzydzać, bo wiadomo, że to tylko moja i zawsze moja decyzja. Jeśli mogę Ci jakoś pomóc, to sama wiesz, gdzie mnie szukać i jestem otwarty na priv. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Wpis wcale nie jest taki straszny, jakby się wydawało, oczywiście nie puszczę go dalej, bo jest dość ciężki, no ale kto mnie czyta od dawna, ten wie, że i takie wpisy się zdarzają. Żadna Twoja wina, odpowiedzialność za takie i inne moje nastroje biorę tylko i wyłącznie na siebie i radzę sobie z nimi na różne sposoby, choćby tak. No masz rację, że to nie tylko wina światła, ale jak jego brak, to się po prostu pogarsza. Nie zawsze wszystko zależy ode mnie. Nie możesz mi pomóc, ale dziękuję i będę pamiętać :) Również pozdrawiam Cię serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Gorzka powinna na Karaiby wyskoczyć z piratami pofolgować i koniecznie nie wracać do tej ciemnej przeszłości. ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w