Przejdź do głównej zawartości

Droga przez Duży Las

Teraz Mrs. Gorzka znajduje się już w bezpiecznej odległości od rzeki, prowadzi swój rower krętą, ciemną drogą jeszcze wśród nadrzecznych wierzb i leszczyn. Za chwilę znajdzie się na skrzyżowaniu i gdyby nie to, że rower jest niesprawny, to pomknęłaby tą drogą szybko do domu. Niestety czeka ją droga przez las, bo krótsza i bezpieczniejsza, ale ciemna jak tabaka w rogu, bo tylko od czasu do czasu ujrzy się maleńki punkcik z przejeżdżających przez drogę samochodów, ale jest on tak malutki, że nic nie rozświetli, tylko co najwyżej utwierdzi Gorzką w przekonaniu, że nadal jest jeszcze w tym lesie i jeszcze jakieś dziesięć minut drogi przed nią. Za jakiś czas te samochodowe znikną, a pojawią się te z lamp przy domach, ale też tylko na sekundę lub dwie, żeby wiedziała, że dobrze idzie. Bo drogi nie widać. Jeżeli chcesz iść leśną ścieżką, a nie błądzić po stumilowym lesie, musisz patrzeć w górę, bo tylko tam ujrzysz szerszą wstęgę rozgwieżdżonego nieba, które jak ścieżka z "Jasia i Małgosi" będzie ci wskazywać, którędy iść. Aż zacznie cię boleć kark od zadzierania głowy.

Od świateł samochodowych do tych domowych znajduje się około sześciominutowy kawałek zupełnie ciemny. Oczywiście w zależności jak szybko się chodzi. Bo można ten kawałek przebyć w trzy minuty, a można i w dziesięć. Na tym odcinku droga się zawęża nieco, przydrożne krzewy i drzewa wdzierają się również na nią, ścieśnia się mleczna droga nad głową, robi się ciszej, jeszcze ciemniej i nieco pod górkę, Drzewa rosną gęściej, że gdybyś chciał w nie uciekać z rowerem, to nie dałbyś rady dalej się sprawnie poruszać, ale to zbędne, bo jeśli zdarzy ci się przystanąć w tym miejscu, to raczej  nie zadzieje się to z twojej woli (w tym miejscu nikt rozsądny nie przystaje). I zwykle nie możesz się przez kilka minut ruszyć dalej. Musisz pozwolić przejść innym, to nic że jest ich tak wielu i że w zetknięciu z tobą rozpływają się jak obłok mgły, musisz pozwolić im przejść, bo twoje nogi odmówią ci posłuszeństwa...

Bo gdzieś tam w świecie istnieje taki las. Mówi się na niego "Duży Las", bo rosną w nim same olbrzymie drzewa. Są to sosny, które z jakiejś przyczyny nie zostały ścięte z innymi drzewami, ktoś je zostawił w jakimś celu, a potem tak urosły, że był kłopot z ich usunięciem. Kiedyś w tym lesie na dużych polanach między drzewami, stały duże drewniane domki-kapelusze, pod którymi można było przy drewnianych stołach usiąść i odpocząć. Były wyznaczone miejsca na ogniska, na namioty. Kiedyś przyjeżdżali tam harcerze, którzy zawsze rozerwali nieco miejscową młodzież. Historia harcerzy nie jest jednak tak odległa. Te olbrzymie sosny są dużo starsze i zdecydowanie pamiętają coś jeszcze...

Znacznie później ktoś jednak tam odkrył nóż. Nóż ze śladami czyjejś krwi, wrzucony do jednego z domków, nie wiadomo przez kogo, nie wiadomo jak, ot nagle osoby siedzące przy stole usłyszały wpadający przedmiot, gdy wyjrzały, nie było nikogo, nie drgnęło nawet źdźbło trawy, nie słychać było nawet najmniejszego szmeru, tylko ten nóż tam pozostał, rzucony na piasek z śladami krwi. I ktoś go tam zakopał na środku w piasku, żeby nie było żadnego śladu, a potem domki rozebrano i wszystko zarosło najpierw trawą, a potem dzikimi jeżynami i malinami, poziomkami, a nawet grzybami. 

Później jeszcze jednej nocy ktoś wracał przez las do domu i gdy był akurat w najciemniejszym miejscu, że nie wiedział, gdzie dalej droga, stanął zdumiony, nagle zrobiło się jaśniej, bo drogę rozświetlił długi korowód mnichów w czarnych opończach z pochodniami. I choć ten ktoś próbował uciekać, to nie mógł. Nogi wrosły w ziemię i musiał tak stać na środku drogi i patrzeć jak te dziwne postacie przechodzą przez niego po kolei, aż do ostatniego, dopiero potem wszystko zlało się z powrotem z nocną czernią i znów nie było nic widać, a nogi oderwały się w końcu od podłoża i można było dygocząc ze strachu spróbować iść dalej.
Potem, za jakiś czas, znów ktoś inny zetknął się z tym dziwnym korowodem w środku nocy, ledwie żywy wrócił do domu...

Teraz Gorzka jest już za tym najciemniejszym miejscem. Za chwilę ujrzy pierwsze błyski latarni wiejskich, za chwilę poczuje zapach bzów i usłyszy znajome psy, a na nią opadnie nocne ciepło z nie całkiem jeszcze wystygłych od słońca domów.














Komentarze

  1. Bardzo ładne opowiadanie. Kocham drzewa, las, góry . Las daje spokój wytchnienie. Zdjęcia też są boskie. Pozdrawiam serdecznie z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny i również pozdrawiam :))

      Usuń
  2. Nogi biegające ???
    A moje beze mnie nie chcą
    Kiedyś znalazłam podczas biegu siekierę w lesie z krwią na ostrzu...
    Porzucone narzędzie zbrodni 😄😃😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już sobie wyobrażam szaleńca biegającego z tą siekierą... :)

      Usuń
    2. W dodatku z krwią na ostrzu...
      Popatrz, jeden obraz, a tyle skojarzeń.
      U mnie pierwsze dotyczyło koguta bez głowy i rolnika siekierą.
      Kilometr później pojawił się szaleniec...
      W mojej głowie...

      Usuń
    3. Coś w stylu Jason Voorhees :D

      Usuń
  3. Mroczne się zrobiło. Lubię takie historie. Bardzo ładne zdjęcia wyszły 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem co musieliby mi dać, żebym się zgubiła albo popsuła w ciemnym lesie rower...moja wyobraźnia doprowadziłaby mój umysł to choroby jakiejś. Bo ja wszędzie widzę coś. W każdym krzaku, murze, drzewie, cieniu dostrzegam życie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mrs. Gorzka jest bardzo odważna. Ja bym się bała tak po ciemku chodzić po lesie.
    Nawet idąc przez pole z psem po zachodzie słońca, czuję się strasznie. Prawie jak Mrs. Gorzka,
    ale nie widzę tak koszmarnych zjaw i noży. Niech Mrs. Gorzka uważa na siebie. Naprawdę szkoda by
    było, żeby coś się jej stało. Kto wtedy napisałby kolejne piękne opowieści.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdjęcia przepiękne :) Historia straszna i mroczna :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w