Przejdź do głównej zawartości

Zdziwiły się kaczki...

Śniło się Mrs. Gorzkiej, że dołożyła porządnie do ognia. Nie żadne patyki, tylko całkiem spore klocki. Teraz będzie się długo palić.
Na dworze czy tam na polu natomiast jest chłód. I to taki przejmujący, że gdy wieczorem siedzi przy stole i pije gorącą herbatę, to jeszcze dodatkowo zawija się kocem i zakłada kurtkę. I siedzi taka okutana mumia, że nie może nawet ręki wyciągnąć, żeby sięgnąć do klawiatury albo po filiżankę z herbatą.  Bo ją coś okropnie od środka rozsadza. Dosłownie jakby z jej płuc chciała wydostać się wielka bryła lodu, tak ją ciśnie w okolicach mostku i nic nie robi się cieplej, tylko cały czas chce wyleźć, na siłę się wydostać. A już najbardziej lodowato jest po lewej stronie, jakby zamiast serca miała małą zimną bryłkę. Przez plecy co chwilę przetaczają się dreszcze, stopy są zimne i dłonie. A gdy w końcu sięgnęła po filiżankę z herbatą, okazało się, że również jest już zimna. Wszystko stygnie jakoś szybciej, a czas to jak z bicza trzasnął, nic sobie z Gorzkiej nie robi, za nic ma, że ona jeszcze z wszystkim jest tak do tyłu. Jeszcze chwila i zacznie wiatr świszczeć w niedomkniętych oknach, a mróz wymaluje na nich bajeczne rośliny.

Nie tylko pola i drzewa omroziło. Samopoczucia zmroziło jeszcze bardziej. Zamiast codziennego dokazywania, są zasznurowane usta, złowrogie spojrzenia. Zamiast żartów o pocałunkach przy jajkach, są krzywe miny, a nawet jak ktoś zażartuje, to okazuje się, że to wcale nie żart jest, ale osobista szpileczka. Ale co my tam o jajeczkach i szpileczkach. To nie o nie przecież chodzi. Tu chodzi o miotłę, której długi kij ktoś wraził w mrowisko, a inny znowu długiego, ostrego gwoździa próbuje wbijać ciężkim młotkiem. Niedługo nadciągnie husaria z kopiami, a po nich kosynierzy z kosami. Natomiast ulicami chadzają tatusiowie z dziećmi i coś głośno im tłumaczą, żeby pół ulicy usłyszało, żeby się obejrzeć, co ten tata taki mądry dziecku tłumaczy.

Place zabaw opustoszały, bo zimno, a nawet jak się jakiś rodzic zapędzi, to szybko z powrotem ucieka i znów coś dziecku tłumaczy patrząc gdzieś ponad głowami wszystkich. Babcie przestały chodzić na zajęcia dodatkowe z angielskiego i na chór, gimnastyka też opustoszała. Nawet przedświąteczne zakupy w sklepach nie nabrały jeszcze rozpędu, bo kto ma ochotę kupować, gdy żarty się go nie trzymają? Jak tu spożyć wielkanocne śniadanie, kiedy miny kwaśne? Tylko dzieci jeszcze nie mają dość, tylko dzieci jeszcze tęsknie spoglądają za kolorowymi zajączkami, żółtymi kurczaczkami i ostrożnie zaglądają w mamine oczy, czy to dobra chwila, żeby ją o nie poprosić. 


Aura idzie w za pan brat za tym wszystkim. Obsypane białym śliwy zapłakały nad swoją nieszczęsną dolą, że je taki mroźny wiatr i deszcz osmagał. Nie suszy się wesoło bielizna na sznurach, jak się jakiś ptak odezwie, to tak ostrożnie, że zaraz przestaje, jakby mu głupio było, że tak ni  z gruszki ni z pietruszki. Koty wyglądają tęsknie zza okien i spuszczają nosy na kwintę, bo zimno w łapy, a w domu dzieci za ogon ciągną z nudów, szynki się nie wędzą, ściera natomiast fruwa zdecydowanie za często, że to chyba strajk jakiś straszny nadszedł. Oj ciężkie czasy idą, skoro nawet w kocim słowniku
znalazło się to słowo. A co jeśli na święta ani kaczki, ani nawet zająca w buraczkach nie będzie?

Komentarze

  1. Jak Ty to pięknie zebrałaś do kupy.
    Ten smutny czas oczekiwania z gwoździami, że złością, z kijem w mrowisku, z mową bez czynu...
    Pięknie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutny czas oczekiwania, dopiero Ty mi to uświadomiłaś, dziękuję :)

      Usuń
  2. Taka prawda - ten świat czasami jest tak smutny jak w tym wpisie. Ładne zdjęcia 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przyszło mi do głowy, że taki smutny wpis popełniłam, ale teraz jak go czytam, to rzeczywiście w nieco innym świetle go widzę.

      Usuń
  3. pokłady melancholii tak wielkie, że można je wydobywać hurtowo i sprzedawać w postaci cegiełek do budowania samotnych warowni wprost na przeciągu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przeciągu to jest fajnie, bo włosy od wiatru dęba na głowie stoją. A jak drzwi trzaskają! Tam nie może być nudno, tyle że amatorów przeciągów tyle co kot napłakał.

      Usuń
    2. wymarli. tak budowali zamki warowne - na szczytach i siedzieli później w kamiennych celach na przeciągu. wilgoć i wiatr - nic tylko reumatyzm i podobne mu sprawy łapać.

      Usuń
    3. A my teraz te zamki zwiedzamy i podziwiamy. Wiedzieli, co po sobie zostawić.

      Usuń
    4. przeciągi... i otwory okienne bez szyb. a czasami pokoje bez dachu nawet.

      Usuń
    5. I dyby do zakuwania niepokornych i odmieńców...

      Usuń
    6. więc może lepiej omijać z daleka?

      Usuń
    7. O zabytki trzeba dbać. :)

      Usuń
  4. A ja cieszę się każdym dniem jakby był wielkim świętem :) Bo żyje, bo mi się chce, bo nawet jak ktoś podziała na mnie kurwicogennie to co z tego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze. Ale czasem trzeba dać się ponieść z prądem, żeby nie oszaleć. :)

      Usuń
  5. Pięknie napisane Gorzką 😀 Bardzo dobrze się czyta twoje opowieści. Oczekiwanie na prawdziwą wiosnę jest w tym roku wyjątkowo trudne. Ale zdjęcia urocze. Ja właśnie kontynuuje swoją historię. Pozdrawiam i miłego poniedziałku życzę .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz i wzajemnie, ale teraz to już chyba miłego wieczoru :)

      Usuń
  6. Pozycja spod koca zawsze była interesującym punktem widzenia dla ludzkość. Ja zdecydowanie wolę spod niego wyjść i dać się owiać, a nawet zmrozić.
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię, jak mnie trochę owieje i przymrozi, dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Hmmm... Zmanierowałem się i przeczytałem komentarze, czego nie czynię zazwyczaj, by mieć lepsze spektrum na tekst. Stało się i mleko się wylało, a w kocim słowniku powstało nowe słowo - cudownie to wymyśliłaś, czapki z głów za to :))) Gorzka marznie, brr, lodowato się zrobiło, ale to przecież normalne. Jeszcze będzie szukała cienia i marzyła o kostkach lodu wdzięcznie dzwoniących w szklance wypełnionej czymś dobrym. Jeszcze trochę. Na razie musi być zimno i tyle. Natomiast sięgając do głębokiej metaforyki i symboliki, która aż bije z tekstu, to cudownie wymieszałaś konwencję religijną ze swoją wizją świata. I dobrze to mieszanie wyszło, oj dobrze! A już wizja świątecznego stołu - cudo! Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję za językową gratkę i chwilę zastanowienia. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był taki jeden zimny dzień, dosłownie "zimny dzień od środka", ale minął i okazało się, że to dość popularny wirus. Okazuje się, że nawet wirusy rządzą Gorzkiej samopoczuciem i mają wpływ na to, co napisze, teraz trzeba kilka dni odczekać. W komentarzach najbardziej mnie zadziwiło, że to smutny wpis, ja się raczej dobrze bawiłam pisząc go i naprawdę do głowy mi nawet nie przyszło, że tam jakaś symbolika jest, a świąteczny stół to już w ogóle nie przeszedł mi przez myśl. Najwidoczniej tak to już jest wszystko zatopione w mojej codzienności, że aż nieusuwalne i tylko samo czeka, żeby wyleźć i żebym ja się musiała potem z tego tłumaczyć :D Masz rację, komentarze lepiej przeczytać później albo wcale, ja tak praktykuję, bo w innej kolejności mam wrażenie, że ktoś mi narzuca swój punkt widzenia, a mój jest taki beznadziejny, że lepiej go nie upubliczniać. Pozdrawiam :)))

      Usuń
  8. Mnie też zimno i mroczno, choć z całkiem innych powodów. Zazwyczaj tak mi się robi przed świętami.
    Kiedyś bywało mi wtedy gorąco i beztrosko, a teraz lodowato, bo święta już dawno straciły swój połysk.
    Reklamy sklepowe sprawiły, że się stały nieznośne i oddycham z ulgą, gdy już mijają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Gorzka się znalazła :) To prawda, święta straciły swój połysk, ale Wielkanoc i tak chyba lepiej się trzyma od Bożego Narodzenia. Jakoś tak przed Wielką Nocą nie czuję takiego parcia zakupów i tych wszystkich przygotowań, ot sieję rzeżuchę i piekę babkę cytrynową, tworzymy pisanki i robimy palmę z bibuły i to chyba wszystko, a reszta się dzieje jakoś poza mną.

      Usuń
  9. Świetnie i prawdziwie napisane! To prawda, że czasem jak ktoś zażartuje to zazwyczaj okazuje się potem, iż to nie jest żart tylko kogoś osobista szpileczka. Idealnie trafione w punkt. Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny ♥
    wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja pozdrawiam z innego wymiaru w takim razie.Bo jest przepięknie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytam bardzo dużo: książek (opowieści, wierszy) gazet, blogów, ale to w jaki sposób piszesz po prostu mnie oczarowuje za każdym razem. Zaczynam czytać i nagle jestem już na końcu i smutno mi, że tak szybko się skończyło. Myślałaś kiedyś o napisaniu książki ? zaprojektowaniu jakieś historii, wymyśleniu związków przycyznowo-skutkowych, wydarzeń, akcji ?;) Masz NIESAMOWITY talent i czytanie Twoich postów to prawdziwa przyjemność <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie myślałam nigdy o napisaniu książki, no może w dzieciństwie jakieś dwadzieścia lat temu. Cieszę się niezmiernie, że Ci się podoba, ja mam raczej mieszane uczucia publikując post i zazwyczaj nie bywam z siebie zadowolona, ale cieszę się, że ktoś czyta :))

      Usuń
    2. Całkowicie niepotrzebnie! Wyczekuję aż cos dodasz bo bardzo lubię w ciągu dnia zobić sobie kilka przerw od czegokolwiek co akurat robię i coś dobrego poczytać ;)

      Usuń
  12. Trafione w punkt :)) Kolejny świetny tekst twojego autorstwa kochana :* Po prostu -uwielbiam :) zdjęcia jak zwykle zachwycają

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w