Już niezwykle przyjemne było ułożenie się na tym rozgrzanym od gorącego dachu sianie, wdychanie tego ciężkiego kurzu, który w dzisiejszych czasach zabiłby niejednego alergika i obserwowanie jak światło przebija się przez szczeliny między dachówkami i różne inne dziwne dziury. No i prawie zawsze były tam koty. Małe kocięta, które mamy zostawiały tam przekonane, że to bardzo dobra kryjówka.
To wszystko same rupiecie, mówiła mama, tam nie ma nic ciekawego, brudno, kurzu pełno... Nie bardzo wierzyła w to mała Gorzka, bo ona wiedziała, że to wszystko jest przecież niezwykłe, bo tam przecież nie wolno wchodzić i grzebać. Bo można spaść i zrobić sobie krzywdę.
Wszystko jednak do czasu, bo nadeszła pora, że Gorzka była już na tyle duża, że potrafiła wleźć tam sama i nikt jej przy tym nie zauważył. I było dokładnie tak, jak sobie wyobrażała. Znajdowały się tam niezwykle rzeczy, o podejrzanym zapachu, a rozproszone światło drgało jej na włosach, skórze i przyjemnie głaskało. Kładła się wtedy z kociętami, które pcheł miały więcej niż sierści, na tym rozgrzanym sianie ze słomą i plewami, słuchała ich przyjemnego warkotu i niemalże zasypiała. Wychodziła dopiero po kilku godzinach, gdy ktoś przypomniał sobie o jej istnieniu i zaczął nawoływać. Czasem przeglądała te wszystkie zakazane książki, z których dowiedziała się wielu bardzo niezwykłych rzeczy, równie niezwykłych rzeczy się naoglądała, przymierzała sukienki, buty, welon, a nawet stare biustonosze. W zeszytach znalazła sprośne wojskowe piosenki i wiersze, zasuszone kwiaty, kartki pocztowe z miłosnymi wyznaniami, a w jeszcze innej dziurze zdjęcia, o których nie może zbyt wiele mówić, bo nie wypada. Wychodziła stamtąd brudna, ukurzona, upocona, a w ubraniach tkwiła cała masa ostrych plew, które gryzły jeszcze okrutniej niż kocie pchły. Trzeba było jeszcze zdążyć się przebrać, żeby nikt nic nie podejrzewał, gdzie to się łaziło. Na rozpalonej skórze zawsze jednak pozostały zdradliwe ślady. Czerwone zadrapania, kropki, kreski i malinki od kocich pazurów, ostrych plew, ukąszeń i inne niezidentyfikowane rany kto wie od czego.
Na każdym starym ciemnym strychu słychać głosy zapomnianych dni, czuć gęstą atmosferę namiętnych spotkań, niewypowiedzianych słów, szepty i kocie mruki. Kurz przykrył wszystko, co kiedyś było ważne, a teraz pozostawiło po sobie tylko stertę śmieci. Każdy strych jak jakiś wielki organizm czeka tylko na kolejną ofiarę, by wciągnąć ją w swoją pełną tajemnic i zagadek grę.
Jakże ja Gorzką rozumiem. Też bym chciała się w strychu zanurzyć, w jego wnętrznościach, ale strychu
OdpowiedzUsuńnie mam i nie miałam. Nic co mogłoby strych zastąpić, nie istnieje niestety.
Jedyne co mi przychodzi do głowy to piwnica, tylko że tam światła mało i chłodniej nieco, muszę poszperać kiedyś po piwnicach ;) Dziękuję i pozdrawiam :)
UsuńTakie wyprawy na strych bywają naprawdę ciekawe :)
OdpowiedzUsuńNajbardziej się cieszę, gdy znajduję stare fotografie :)
UsuńDawno temu mieszkałam w starej kamienicy i tam był piękny strych pod spadzistym dachem. Chciałabym znów móc się tam znaleźć ale z aparatem w dłoni. :)
OdpowiedzUsuńW takim razie życzę jeszcze wiele ciekawych strychów do sfotografowania. :)
Usuń:D
UsuńBa! Strychy są fantastycznymi miejscami. Wehikuły czasu, które więcej o mieszkańcach mówią, niż oni sami. A jak jest rodzina wielopokoleniowa, to tych cudownych gratów zbierają się pokłady geologiczne, które odkrywa się z zachwytem. Baaardzo udany wpis. Gorzka w świetnej formie :))) Pozdrawiam Cię serdecznie :)))
OdpowiedzUsuńCzy Gorzka jest w świetnej formie to nie wiem, ale strychy uwielbia. Dziękuję i również pozdrawiam Cię serdecznie :)))
Usuńtakie strychy są jak wyspa skarbów, a wyprawa, nie jest zwyczajnym spacerem, tylko pionierską ekspedycją w nieznane. każdy strych, oblepiony kurzem i pajęczynami, nawet, gdy pusty, lecz przez szczeliny między dachówkami słońce wygrywa na skrzypiącej podłodze niedopowiedzenia i kusi urodą tajemnic pęczniejących w wyobraźni. a Twój na dodatek zawierał skarby prawdziwe.
OdpowiedzUsuńDziękuję za bardzo ładne podsumowanie, rzeczywiście nawet pajęczyny w takim miejscu nabierają niezwykłego znaczenia.
UsuńWitam. I ja lubię strych... szukałam ich zawsze i tej tajemnicy, którą trzymają w garści. I zawsze było tam coś ciekawego, osobliwego ,nawet kurz był tam magiczny i taki potrzebny. Zapach i cisza...pamiętam. I ja buszująca w przeszłości ,bo strych to skarbiec tego co było ,co już nie wróci... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak mam możliwość wleźć gdzieś na strych, to korzystam. Rzeczywiście panuje tam osobliwa cisza. Dziękuję i pozdrawiam :)
UsuńKażde dziecko wie lepiej niż dorosły . Wie że na strychu można znaleźć rzeczy ciekawe. Sekrety naszych babć i prababć. Stare zakurzone pamiętniki i jakieś lalki albo torby skórzane... Wszystko czego dusza zapragnie.
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst Gorzka. Ściskam mocno
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie :)
UsuńTeż pamiętam moje schadzki na strych :) Krył w sobie tyle tajemnic:)
OdpowiedzUsuńO których nikt nigdy się nie dowie... Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
UsuńStrychy są przedmiotem fascynacji chyba każdego dziecka . Dzieciństwo ma ten urok, że potrafi zmienić stertę rupieci w górę skarbów jak z legowiska Smauga ;) I to uczucie, jak przed otwarciem jajka z niespodzianką - bezcenne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńCzasami wydaje się, że już się wszystko odkryło, a za chwile okazuje się, że w jakimś małym zakamarku znajduje się prawdziwy skarb. W rękach dziecka, wszystko nabiera innego znaczenia. Dziękuję i pozdrawiam :)
UsuńLubiłam i nadal lubię strychy. Dla mnie to skarbnica tajemnic i kopalnia pamiątek. Różne ciekawe rzeczy znalazłam w zgromadzonych tak skrzyniach, kufrach, koszach... np. firany i obrusy zrobione przez babcię na szydełku... kiedyś przyozdobią mój dom:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
Takie obrusy i firany to prawdziwy skarb :)
OdpowiedzUsuń