Przejdź do głównej zawartości

No to się wybieliło

W statecznym świecie kolor biały jest mile widziany. Kojarzy się z czystością, niewinnością i jawnością. Jak chcesz coś poświadczyć, to wystarczy, że podkreślisz, że jak czarno na białym. A wtedy nie ma już dyskusji. Na pewno ci uwierzą, no chyba że nie umiesz dobrze kłamać, ale biały papier i tak wszystko przyjmie. Biorąc pod uwagę, ile dziennie ludzie podpisują cyrografów, to nawet to jakoś spowszedniało i biały się nieco zeszmacił. Nie ma w tym oczywiście nawet grama jego winy, bo cóż sam on jest wart w tej całej ludzkiej zawierusze. Nad czarnym właściwie też nie ma dyskusji i choć jest przeciwieństwem bieli, to trudno szukać konotacji, że to nieczystość, grzech i matactwa. Czarny był i będzie kojarzony przede wszystkim z elegancją, powagą i autorytetem. A jeśli komuś przywodzi na myśl śmierć i żałobę, to pewnie dlatego, że urodził się i wychował w kulturze europejskiej lub amerykańskiej. W Chinach czy Egipcie jest kolorem szczęścia i życia, nie można więc powiedzieć, że Polak i Chińczyk to dwa bratanki, tak jak nie można powiedzieć, że biały to czarny, a czarny to biały. Żeby jednak nie wchodzić za bardzo w zagadnienia polityczne, to warto jeszcze podkreślić, że pomiędzy nimi niektórzy lubią włożyć kolor czerwony, który jest rozbuchany ze swoimi konotacjami, że aż ciężko go ubrać w choć trochę stosowane ramki. Podobno ma setki znaczeń, w tym także wiele przeciwstawnych. Zdecydowanej większości kojarzy się z walką, namiętnością, miłością, pasją, pożądaniem, gniewem, grzechem i w ostateczności oczywiście też z piekłem, co całkiem zrozumiałe, bo przecież grzeszników smaży się na rozżarzonych węglach, a wokół buchają czerwone płomienie i świecą czerwone diabelskie ślepia. Od miłości więc i pożądania bardzo szybko do grzechu, a potem prosto do gorącego piekiełka. Czerwone krople krwi pięknie wyglądają na białym śniegu, doceniała to nawet mama Śnieżki, gdy szyła i przypadkiem ukuła się w palec, a kropla krwi spadła na śnieg. Ale urodziła się Śnieżka, które taką jedną zazdrosną wiedźmę doprowadzała do szewskiej pasji. O jednym nie można jeszcze zapomnieć. Czerwony to kolor zwycięstwa. Każdy król i władca ma na sobie czerwoną szatę, na każdym obrazie więc i fresku od razu widać, kto kogo złupił. Czerwoną szatę ma Chrystus na "Sądzie Ostatecznym" Memlinga i właściwie na każdym innym, wyjątkiem jest obraz Michała Anioła, ale tam czerwieni również na brakuje. Na czerwono ubierali się polscy królowie, głównie pewnie też z tej przyczyny, że do XIX wieku Polska była głównym producentem tego pigmentu, który uzyskiwano z popularnego polskiego robactwa, czyli czerwi. Podobno. Nie cytuję rzetelnych źródeł historycznych, tylko Wikipedię. Na czerwono ubierała się więc szlachta, królowie i nierządem Polska stała, ale do czasu oczywiście. Potem wszystko spowiły ciemności i musiało się dużo krwi przelać, żeby wychynąć z tego dna. I potrzeba do tego było odwagi, rewolty i walki. Dzisiaj z czerwonym kojarzą nam się organizacje charytatywne, serduszka darowane z wielkiej miłości, bielizna na studniówkę, komuniści, a niektórym jeszcze gdzieś w to wszystko wepchnięte Serce Jezusa.

I tak sobie Gorzka pomyślała, że tak się ładnie wybieliło, a ona miała już białą i czarną sukienkę, ale czerwonej jeszcze miała i to chyba najwyższa pora, żeby się na czerwono przyodziała. Oby się tylko nie zapaliła. Zresztą wody jakby co aż nadto.












Komentarze

  1. Gorzka pewnie jeszcze nie wie tak jak nie wiedziałam, że czarny i biały to barwy, nie kolory.
    Za to czerwony to już kolor. Barwy są jakby wyżej niż kolor. Kolor to cecha barwy. Tego wszystkiego dowiedziałam się od pewnej miłośniczki kolorów.
    Nie lubię ani bieli ani czarnego. Świat wydaje mi się taki ponury. Już nie mogę doczekać się
    wiosny i kolorów. Czerwony był kiedyś moim ulubionym kolorem. Teraz wolę turkusowy.
    Człowiek się zmienia i świat też. Oby do wiosny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ciekawe, co piszesz, bo zawsze myślałam, że barwa i kolor to synonimy i zawsze używałam ich zamiennie. Nie zagłębiałam się aż tak bardzo w semantykę kolorów, bo w sumie nie było to konieczne do tego wpisu, ale musiałam się kiedyś zagłębić w to, jak kolory wpływają na odbiorców i przyznam, że było to całkiem ciekawe. Ja lubię czarny, biały już mniej, natomiast nie mam chyba nic czerwonego, co nosiłabym z przyjemnością, a to przecież kolor niczego sobie. Tak właściwie, to chyba nie mam ulubionego koloru. Ale jak mnie urzeknie jakaś zielona sukienka lub fioletowa bluzka, to zazwyczaj ją kupuję. Mam turkusową spódnicę, też mnie urzekła. Trochę to jest kłopotliwe, bo kupię, założę kilka razy i potem jest mi się ciężko pozbyć tego z szafy, nawet w ogóle nie chcę, bo jak już się do czegoś przekonam, to zazwyczaj na całe życie, a to nie zawsze na dobre wychodzi człowiekowi. Życzę Ci w takim razie jak najszybciej wiosny mieniącej się wszystkimi kolorami tęczy. Zapowiadają odwilże, więc może to już tuż tuż...

      Usuń
    2. Dziękuję :)
      Słyszałam o odwilżach i czekam na nie.
      Też kiedyś myślałam jak Ty, że kolor i barwa to synonimy, dopóki nie spotkałam tej
      mądrej kolorystki i pod jej wpływem nie zgłębiłam tematu. Chciałabym kiedyś o tych barwach i kolorach napisać.
      Miałam i ma dużo czerwonych rzeczy. Bardzo mi się czerwień podobała, ale mi minęło i teraz wolę spokojniejsze kolory, a czarnego i białego nie znoszę.

      Usuń
    3. U mnie już prawie wiosna - ciepło i mokro, a w sklepach tulipany i hiacynty. Przypomniało mi się, mam czerwoną marynarkę ;)

      Usuń
  2. Rewelacyjny tekst Gorzka, jestem pod mega wrażeniem...
    Wow! Przy porannej kawce posmakował mi nieziemsko :)
    Czytam raz jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci smakował jak poranna kawa :)

      Usuń
  3. Świat wydaje mi się w tej bieli teraz taki czysty i delikatny. Aż strach wpadać w ten pył niby cukier puder, bo każdy krok niszczy jego gładką strukturę. I gwiazdki śniegu, lubię je łapać, a każda inna. Jest pięknie.

    Dobrze mi w czerwieni, ale nie mogę jej używać na co dzień, bo niestety mam tendencje do rumieńców i to się wtedy strasznie potęguje w efekcie z czerwoną odzieżą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak cukier puder. Taki jest właśnie teraz śnieg. Ciężko się po nim chodzi, nogi zapadają się głęboko, ale przynajmniej człowiek się przyjemnie zmęczy. Rumieńce są niczego sobie. Teraz mało kto je ma, a przynajmniej w dorosłym wieku.

      Usuń
  4. Wow, tak sobie czytam i w sumie odniosłam wrażenie, że chyba coś musiało Gorzką zbulwersować. Takie odniosłam wrażenie, po przeczytaniu tego kolorystycznego tekstu. Kolor czerwony to też kolor złości i strachu, niepokoju. Tak się kiedyś doczytałam. Lubię biel z poświatą błękitu, granatu, ultramaryny zafundowany nam przez zimę. Lubię biały kolor. Za dużo czerwieni nie lubię, choć sukienkę i szpilki w tym kolorze mam. Czy prawda ma kolor i zmienia się w zależności jakim ją kolorem podamy. Lub kłamstwo mniej nas dotknie, gdy będzie pisane złotem na aksamicie. Intrygujące. Dla mnie bez różnicy w jakim kolorze owe informacje podane. Prawda jest prawdą, a kłamstwo - kłamstwem. Czy altem czy tenorem zaśpiewane nawet. Ostatnio doczytałam się, że nawet istnieje coś takiego jak miękkie kłamstwo - szok. Pewnie i istnieje w równowadze miękka prawda. Boskie - tak jak i temat czerwonej dobroczynności. Piękne zdjęcia i masz fantastyczny warsztat w obrazowym przekazywaniu treści. Trochę zazdroszczę. Ale tą dobrą zazdrością. Czy zazdrość może być dobra ? Cudne zdjęcia i samych dobroci. Koniecznie dalszych tak dobrych tekstów, bym dalej miała co zazdrościć 🧡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie mi uświadomiłaś, że rzeczywiście coś mnie musiało zbulwersować i tak było rzeczywiście, teraz to wiem. Nie mam czerwonej sukienki, a butów tym bardziej, chyba coś muszę w tym temacie nadrobić. Ciekawe, w jaki sposób odczytujesz mój tekst, prawdę mówiąc nie przeszło mi przez myśl, że to może skłonić do takich przemyśleń, raczej siadam do pisania i po prostu piszę, no chodzą mi różne myśli po głowie, ale w żaden sposób nie ujęte w ramy. Ale za to właśnie lubię takie miejsca, tu mnie Blogger zaskoczył. Miękkie kłamstwo, nie znam, nie stosuję, czasem udaję niewinną jak kłamię, ale to chyba nie to samo, nie chcę wyjść na kłamczuchę, myślę, że nie różnię się w tej kwestii za bardzo od reszty ludzi. Zazdrość jak najbardziej może być dobra. Ja tak często powtarzam: ale ma super, niech mu się wiedzie, ja też tak chcę :D

      Usuń
    2. Dlaczego doszłam do wniosku, że coś musiało Ciebie zdenerwować. Zazwyczaj piszej opowiadania, tekstem spokojnym wyważonym. Opowiadasz jako narrator, dość obiektywnie jakieś zdarzenie, legendę, czy nawet spacer po swoich tajemniczych bagnach. A tu słowa dynamiczne. Jakby były napisane na jednym wydechu. Kłamstwo, prawda na tle bieli i dużo czerwieni i to n ydechu. Tak mi się czytało. Nasunęło tak z pierwszego odruchu - o, coś musiało Gorzką wyprowadzić z równowagi i to dość mocno, bo sprowokowało do tekstu o moralności, o dwulicowości. Nawet ten stan zaznaczony w kontraście kolorów, czy barw. Co do reszty, to wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, złościmy się, coś nas denerwuje i też czasami głos podnosimy. Nie spotkałem jeszcze człowieka, który by czasami głosu nie podniósł, albo nie zaklął. Co do mnie, osobiście boję się ludzi o tz letnich uczuciach, którzy czasami nie krzykną, lub tupną nogą. Podejrzewam wtedy, że coś jest nie tak i zazwyczaj później okazuje się, że to ludzie o podwójnym obliczu w negatywnym tego słowa znaczeniu. Jesteśmy tylko ludźmi, a nie świętymi z jakiś fajnych proponowanych nam życiorysów literackich :) 

      Usuń
    3. Tupnąć i pogonić po kątach - jak najbardziej - byle nie za często, bo wyjdziemy na tyranów. Dziękuję Ci za tę interpretację - jest świetna :)

      Usuń
  5. Ucieszył mnie ten styczniowy śnieg bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak dawno nie było zimy, że prawie wszystkich ucieszył. Rodzice cieszą się na równi z dziećmi :)

      Usuń
  6. Zimowy las to jak baśń. Co widać na zdjęciach. Dobrze zrobi ten biały puch przyrodzie, wszystko po coś jest, a już martwiłam się bardzo o mroźną biel... Przyszła i uradowała wielu ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w