Przejdź do głównej zawartości

Wielki huk, czyli schody

Nic nie zapowiadało, że Gorzka straci grunt pod nogami. Ani nie wydarzyło się nic, co mogłoby rozstroić jej nerwy, ani nawet pijana nie była, po prostu schody nagle przestały być schodami, a stały się przepaścią, w którą Gorzka wpadła, a gdy się ocknęła na samym dole, to okazało się, że żyje, ale wszystko ją boli. To była zapewne zemsta schodów za to, że nie doczekały się umycia w tym tygodniu, w zeszłym i jeszcze w poprzednim, a może nawet cały miesiąc nie były myte. Niechybnie dały znać, co myślą o takim okropnym traktowaniu. Owszem, miała wyrzuty sumienia, gdy pokonywała je kilkadziesiąt razy dziennie, że kłęby kurzu i włosów się po nich walają, ale nic z tym nie zrobiła. Potłukła sobie głowę, plecy, pośladki, uda, łokcie i najmniejszego palca u stopy. Jak upadała, to podstępne schodziska otwarły paszczę, wyszczerzyły kły i każdy jeden twardy ząb wgryzł się inną część jej ciała. Nie miała nawet siły wejść na łóżko, a w nocy kręciło się jej w głowie. Jednak dopiero rano ujrzała ogrom tragedii. Najgorzej w lustrze przedstawiała się sprawa prawej ręki, a dokładnie łokcia, który cały stał się fioletowy i opuchnięty. Podobnie z najmniejszym palcem. Plecy, pośladki, uda i głowa bolały, ale o dziwo siniaków nie było widać. Rano było jeszcze gorzej wstać z łóżka, myślała nawet, żeby podnosić się stopniowo i najpierw wypróbować najmniejszy palec u stopy, potem uda, pupę, plecy i na końcu głowę, ale budzik nie chciał przestać dzwonić i musiała cały bagaż podrzuć i podnieść w jednym momencie. Trudne to było doświadczenie, a jeszcze gorzej szło ubieranie, np. skarpeta w ogóle nie dała się założyć, a biustonosz dopiąć. Prawa ręka nie chciała unieść się w górę, żeby uczesać włosy, z domu więc wyszło coś nieuczesane, niedoubrane i kuśtykające. 

Gdy spadała, to wszystkie koty pouciekały, ale kocur i tak nie przestał się drzeć za wątróbką. Zresztą to dla niego fatygowała się wtedy po tych schodach i to on ją popędzał, żeby wstawała, bo głodny. A wcześniej zaniosła go na górę na rękach. Ostatecznie jednak przeprosił, a nawet nieco wymasował łapami jedno udo. A wszystko przez to, że przez ostatnie dwie doby spała tylko kilka godzin. Niby z głową wszystko w porządku, ale ciało głowy nie słucha i nie nadąża. I nawet jakbyśmy chcieli coś w nim wymienić, to i tak nie zatrzymamy czasu, który tylko fizycznie może o sobie dać znać. Tylko, a może aż. I nic nie możemy z tym zrobić. 












 

Komentarze

  1. Schody są pięknym elementem wystroju wnętrza i zewnętrza, ale trzeba na nie/na nich uważać Gorzka :)
    Szybkiego powrotu do formy! Dobrze, że wszystko masz w całości, a siniaki i ból szybko miną :)
    Dobrych myśli!

    OdpowiedzUsuń
  2. Te schody z drugiego zdjęcia są mi znajome. Raz w sandałkach ślizgałam się tam z każdym krokiem, masakra była. ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Straszne te schody i ani trochę ich nie tłumaczy to, że się doczekać na mycie nie mogły. Tak się nie robi paskudy wstrętne. Ile teraz czasu Mrs. Gorzka będzie musiała poświęcić dla swojego ciała, żeby doszło do siebie? Oj, oj, co się porobiło.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem w kropce, bo wiem jak boli, gdy człowiek upada. Jednak Twój Gorzka opis upadku ze schodów jest cudnie opisany. Związane z tym doznania wręcz metafizyczne. Ciebie bolało, a ja się uśmiechałam jak czytałam o kocim podstępie, co do skonsumowania pysznej wątróbki. Piękne zdjęcia schodów. Coś w tym jest. Jak bólu nie można nieraz pokonać, to należy go oswoić i się z nim zaprzyjaźnić :) Mam nadzieję, że już po bólu i Gorzka w miarę zdrowa. Serdeczności dużo i zdrowia dobrego <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w