Przejdź do głównej zawartości

Ożywienie (wizualizacja)

      
Za oknem śnieg, a dokładniej brudna, twarda skorupa pod butami. Na krzakach i drzewach jakieś twarde i kruche jak kiepskie bezy kopczyki, które spadając potrafią nieźle ugodzić. W powietrzu dopiero co zaczęły krążyć suche i drobne, ale jednak świeże płatki śniegu. Tylko sikorki dostały jakiejś weny i jakoś tak wiosennie, prawie że jak skowronki, świergoczą. Wcinają słonecznik      i co jakiś czas któraś wali swoim ciałem          w szybę. Jak one wychodzą z takiego upadku, Gorzka nie wie, ale najpewniej nic im nie jest, bo żadnego ptasiego trupka Gorzka pod oknem jeszcze nie znalazła. 
A niech tylko zaświeci słońce, to wtedy już w ogóle nie znają umiaru i jedna po drugiej bam       i bam. Psy jakoś tak zaczęły chętniej wyłazić na drogi, co najmniej cztery dzisiaj chciały Gorzkiej wleźć pod samochód. Koty zaczęły na noc znikać z domu. Czyżby zaczynało się jakieś niewielkie ożywienie? 
Póki co Mrs. Gorzka sama w sobie jest niemalże trup. Włosy, mimo wszelakich odżywek, wiszą smętnie, a twarz,chociaż zafundowała sobie w zeszłym tygodniu delikatny zabieg rewitalizujący, jest nijaka i ma fakturę popularnej, codziennej gazety... W szafie niemalże nie ma ubrań, bo Gorzka ogranicza się wciąż do jednego, styranego już kompletu, to jest spodni z dziurą na kolanie, która się jeszcze przed zimą zrobiła, swetra nie wiadomo skąd i jak, kurtki pożal się boże, za dużych rękawiczek i tylko buty nowe... Wychodząc z domu czuje się jak trup, wchodząc  gdziekolwiek czuje się jak trup, robiąc cokolwiek czuje się jak pół-trup-pół-automat. I może to jej się tylko wydaje, ale jak rozejrzy się wokoło, też widzi prawie same trupy. Na twarzach nie widać jeszcze żadnego ożywienia, po innych częściach ciała to już w ogóle.  Ale natura już coś wietrzy..., ale może to tylko pobożne Gorzkiej życzenie?
I tak, ponieważ Gorzka już raz się wyleczyła z poważnej choroby wizualizacją, teraz też siada na kanapie i próbuje przypomnieć sobie to światło i to ciepło. Zawija się w koc, zamyka oczy i zaczyna jej się robić przyjemnie. Nie czuje już tego suchego, ostrego, kaloryferowego powietrza, ale wilgotne i miękkie, które osiada na twarzy i włosach. Włosy w końcu zaczynają się skręcać i nabierają blasku, że Gorzka niemalże czuje to na własnym karku. Ostre na samym początku światło obejmuje całą Gorzką, żeby po chwili wypełnić każdy, nawet jej najbardziej mroczny zakamarek. Czuje je pod paznokciami, które aż zaczęły przyjemnie swędzieć, dłonie otwarły się i tak im dobrze, w każdym włosku, w nosie, że aż się chce kichnąć. Najcieplej i najmilej jest Gorzkiej w rejonach ust i oczu, skronie też się same wymasowały i poczuła, jakby jej ktoś zdjął coś ciężkiego z głowy. Coś równie ciężkiego zniknęło z okolic ramion i nieco niżej. Jak już poczuła to jasne ciepło nawet w palcach  u stóp, to zaczęła się nim delektować, zaczęła wąchać i słuchać. Poczuła zapach czegoś żywego, ale surowego, usłyszała ciszę przerywaną od czasu do czasu jakimś dźwiękiem, może to była sikorka uderzająca w szybę... 
No i Gorzka poczuła się już jak jakieś medium albo wróżka. Przed oczami stanęła jej szklana kula i ci wszyscy ludzie, którzy na siłę coś jej próbują wcisnąć, zerwała się więc z kanapy i przetarła oczy. 
Ale twarz jej dalej była jakby powleczona snem, tyle tylko, że jej się trochę cieplej i lżej zrobiło.

Komentarze

  1. Jednak warto było poddać się tej wizualizacji, bo lżej się zrobiło.
    Coraz bardziej mi bliska pani Gorzka. Zimą czuję się jak ona: żywy trup.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w