Przejdź do głównej zawartości

Mona Lisa w sedesie

        
W czasie gdy wszyscy stękają na pogodę, no bo teraz - 10 na koniec lutego, jak tu już wiosnę było czuć, do tego zupełnie bez śniegu, no bo te szare zmarznięte grudy i kilka suchych płatków w powietrzu to przecież nie śnieg i uciekają w domowe, cieplutkie pielesze, Gorzka wyłazi. Zakłada kurtkę, buty zimowe, szalik jakiś też się znalazł i czapka i wychodzi. Na swoje bagna oczywiście. A tam ani widu ani słychu. To chyba jedyna pora, kiedy nie spotyka się tu ludzi. Tylko Gorzką smarkająca i okutaną szalikami. Nawet biegający znajomy gdzieś się zapodział, a pan od kontrowersyjnych artykułów rower zamienił na mikrofon i biega teraz, ale po mieście. Ciężko jej odbierać tę pustkę wszystkimi zmysłami, bo kaptur i szalik robi swoje, a ona, jeszcze zatopiona w tych swoich myślach nieuczesanych, zakres widzenia ma bardzo ograniczony, uszy przysłonięte, ręce w kieszeniach, od czasu do czasu tylko gwałtownie obejrzy się za siebie, czy ktoś z nożem za nią nie biegnie (tak tak to jest syndrom pohorrorowy).

Bo Gorzka horrory zaczęła oglądać i słuchać, zanim zaczęła czytać i pisać. Choć bardzo możliwe, że wszystko to wydarzyło się mniej więcej w jednym czasie. Z tego powodu przed kładzeniem się spać zawsze kilkakrotnie sprawdzała, czy aby na pewno drzwi są zamknięte, a jak słyszała w nocy pukanie w okno, udawała, że nie słyszy i nawet czubka nosa spod kołdry nie wystawiała. A co tam, niech sobie puka. Mnie tu nie ma, tu właściwie nikogo nie ma. Popuka i w końcu pójdzie sobie, jeśli to jest człowiek, bo jak nie człowiek, to i tak pewnie wejdzie, a puka sobie ot tak z grzeczności, ale tego momentu Gorzka już nie doczeka, bo zaśnie pod tymi swoimi pierzynami. Przynajmniej taką zawsze miała nadzieję. Tak było zresztą bardzo wygodnie i jest do tej pory. Schować głowę w poduchy i udawać, że nic nie widać i nie słychać... 

I tak Gorzka ma wypaczony mózg przez te wszystkie horrory, który stara się ratować literaturą wysoką i muzyką poważną. Bo okazuje się, że to może obok siebie istnieć. Nisko i wysoko. Można cały dzień czytać Manna albo Tołstoja, słuchać Griega, a wieczorem oglądać top 10 horrorów 2017. Można, bo Gorzka tak egzystuje. Zresztą co jest sztuką, a co nie, decydują odbiorcy. Czy sztuka może być masowa, czy jest tylko dla ograniczonej liczby odbiorców? Czy słowo "sztuka" upadło i strywializowało się? Jeżeli sztuką może być złoty sedes albo puszka pomidorów, to pewnie horror też może być. Czy istnieje sztuka niska i wysoka? Na pewno jest takie rozróżnienie w stosunku do kultury. A ile wspólnego ma sztuka i kultura? I kto decyduje, co jest sztuką, a co nie? I jak ma się do tego przymiotnik "modny"? Czy jeśli słynna Mona Lisa reklamuje biuro podróży, to jest jeszcze sztuką, czy już może popkulturą? Sedes i Mona Lisa jadą na tym samym wózku. I Gorzka też, bo o ile Gorzkiej sedes nieco od tego złotego odbiega, to sama ona (o zgrozo!) wydaje się podobna do Mona Lisy. I Gorzka musi to w końcu wyznać na głos, bo choć ona nie widzi za grosz podobieństwa, to kolejne dziecko, które szarpie swoją mamę za rękę i woła: mamo mamo tam siedzi ta pani ze zdjęcia, wskazując Gorzką, to przed takim argumentem nie może się ugiąć, no bo co będzie dyskutować z czterolatkiem? Nie pierwszy, nie drugi i nie trzeci tak się zdarzyło, Gorzka więc z ciekawości zaczęła podpytywać znajomych o to rzekome podobieństwo. Po głębokim wejrzeniu się w jej urodę, uzyskała kilka takich samych odpowiedzi: no może trochę... 
I choć Gorzka ma dość marne poczucie humoru, to z siebie potrafi się jeszcze śmiać, a to ją tak rozbawiło, że na bagnach zapomniała o mrozie i braku rękawiczek i wróciła z dość dobrym samopoczuciem. No jakoś trzeba się rozgrzać w te cholerne mrozy... 

Komentarze

  1. Durnowatość codzienna od rana i z wieczora potrafi każde błotko zmyć. Zacieszajmy więc.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najpierw oglądam horror a potem uspokaja się muzyką klasyczną.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co nocami puka w szyby

Dom był mały, ale i tak za dużo było w nim szaf, drzwi, łóżek, pod którymi nie wiadomo co się czai, dziwnych i ciemnych zakamarków, a przede wszystkim okien. I siłą rzeczy trzeba było zasypiać z głową schowaną pod kołdrą, żeby czasem nie usłyszeć jakiegoś dziwnego i trudnego do zidentyfikowania dźwięku, albo co gorsza, nocnego pukania w szybę. Szczególnie wtedy, gdy w wieku czterech czy pięciu lat trzeba było zasypiać całkiem samotnie. Właściwie nie ma się co dziwić babci i prababci, które chciały mieć w końcu święty spokój od marudzącego i płaczącego za rodzicami dziecka, więc gdy zakopało się w kołdry i nie było już go widać i słychać, to można było w końcu odetchnąć z ulgą i iść do siebie. Dziecko miało coraz mniejsze oczy, ale spać nie chciało, mało tego, jeszcze marudziło, pochlipywało i ciągnęło co rusz za fartuch, a jeszcze do tego nie chciało jeść mleka. Co tu z takim bachorem zrobić? Najlepiej postraszyć. Dlatego też, gdy już w ogóle nie chciało się uspokoić, a dorośli nie mog

Zapadły Dół czyli lokalna legenda

Co zrobić, żeby historia była ciekawa? Żeby dajmy na to dwadzieścia parę oczu zwróciło się na ciebie w jednej chwili i zaczęło z zainteresowaniem słuchać? Żeby rozmowy cichły po trochu, a oczy zatrzymały się na jednym punkcie i tak już zostały?  Pewnie trzeba być przekonanym do tego, co się mówi i samemu w to wierzyć. Najważniejsze to być autentycznym. Jeśli ty w siebie uwierzysz, to inni też. Jeśli wierzysz w to, co mówisz, to cię usłyszą i co najwyżej uznają się za idiotę, ale wysłuchają. W obecnych czasach zawsze, wszędzie i na wszystko znajdziesz wytłumaczenie i gotową  receptę. Nie martw się, na pewno jesteś już zdiagnozowany, choć sam wcale o tym nie musisz wiedzieć. To już nie te czasy, gdy każda wieś lub miasto miały jakichś swoich lokalnych dziwaków, chorych, nieprzystosowanych,o których się szeptało i pokazywało palcami. Teraz wszyscy cierpimy na jakieś dziwaczne schorzenia, które sami sobie przypiszemy albo zrobią to za nas inni. To nie te czasy, gdy od ucha do ucha 

Einmal ist keinmal

Z całą pewnością coś, co wydarzyło się dawno przed laty, tak owiło się w mgłę, że nawet wraz z lekkim podmuchem wiatru po prostu znikło, rozpłynęło się w powietrzu, a w pamięci nie pozostała nawet luka, którą można by jakoś wypełnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że to samo powtórzyło się jeszcze później raz, a potem jeszcze raz i znów. I tak do skutku, albo bez końca. Tym samym ta dziwna i uporczywa powtarzalność sprawiła, że coś odległego odżyło i sprawiło, że zaczęło istnieć, żyć swoim własnym życiem. Powtarzalność sprawiła, że być może wydymane, mgliste wspomnienia stały się realne, dotykalne, słyszalne i nabrały smaku oraz zapachu. Całkiem przyjemne to doświadczenie, które sprawiło, że ktoś poczuł się umiejscowiony, tożsamy z życiem i sobą samym. To znaczy, że żyje, że istnieje, a życie o nim nie zapomniało, czy zwyczajnie się o niego upomniało. I tak powinno być, nawet jeśli to czasami trudne i męczące. Co roku niezmiennie przychodzi jesień i przychodzi listopad, w