Burza przeszła, nawałnica, naprzewracała, naniszczyła, narozrabiała, ptaki tłukły w szyby... I gdzie ten spokój? Gdzie ta cisza? Ktoś Gorzkiej wytłumaczy? Tłuką w okna ptaki, szamocze się Gorzka na swoim łańcuszku i wyje. I w życiu chce się zanurzyć, może wytłuc te witraże, wszystkie zwiędłe róże wyrzucić, a postawić bukiet jasnoróżowych goździków...
Gorzka - chodząca oaza spokoju, a w środku bulgoczący gar z niezidentyfikowanym wywarem. Wszystko w nim jest. Wkładała w siebie, wkładała przez połowę życia i nic, tylko się dalej gotuje. Mieszanka wybuchowa. Cukierek czekoladowy, wagony mokrych chusteczek, marchewki, gwoździe, tyskie ponad wszystkie, goździki, róże czerwone, wino, kilkadziesiąt paczek papierosów, kilkaset tysięcy przedeptanych mokradeł, rakija z miodem, ości i kości, zielone z goryczką, salony z bielizną, napady bezsilności, słowo pisane i wysłuchane, i zobaczone, gumy miętowe i jabłkowe, tuńczyk z puszki, paracetamol i aspiryna, i ten taki mały, okrągły...
Usiadłszy tedy opodal, zaczęła głośno płakać. (...) -Cóż ci to, Hagar? (...) Wstań...! (...) i spostrzegła studnię z wodą.
A Gorzka nie widzi. Gorzka jest ślepa. A przecież wystarczy się tylko rozejrzeć. I ona wbiła sobie do głowy, że to teraz dzieje się coś ważnego, że ona musi coś zrobić, bo potem będzie za późno. Skąd wzięło się w niej to przekonanie? Dała się omamić jakimś znakom, tej głupiej babskiej intuicji, zamiast myśleć jak dotychczas.
Znowu zabiera kogoś na stopa, już się w niej nie gotuje, gdy stoi w kolejce, przykrywa pokrywką i wie, że tam się dalej będzie gotować, ale można zmniejszyć ogień. A ogień może wybuchnąć nawet na zgliszczach.
Dobra wiadomość. Gorzka się nieco uspokoiła, ale to jeszcze nie ten spokój. To jeszcze nie ten spokój, który myślała, że już ma. Spokoju na razie nie ma i nie będzie. Dziś trzeba iść i się odważyć. Małymi krokami do przodu. I zaufać sobie samej.
I tu Gorzka ma dylemat, bo nie wie, której Gorzkiej ma zaufać. Jest jedna Gorzka, czy może dwie? Na ile można zaufać osobie, która zmienną jest? Która popada ze skrajności w skrajność, a na zewnątrz jest oazą. Której tak naprawdę nikt nie zna, nawet ona sama...
Zaufać, nie zaufać, zaufać, nie zaufać, zaufać, nie zaufać, zaufać, nie zaufać...
A podobno nic co ludzkie nie jest mi obce.
OdpowiedzUsuńGdyby tak było, problem by nie istniał.
Gorzka wiedziałby komu zaufać, której Gorzkiej.
A tak błąka się biedna. Podobnie jak ja na rozstaju swoich dróg.